Legnicki teatr przygotowuje pierwszą w Polsce objętej epidemią premierę online, na którą wybrał motywy z "Dekameronu" Boccaccia. Zdalnej realizacji, która wykorzystuje możliwości jakie daje sieć komputerowa, towarzyszyła równie zdalna środowa (6 maja) telekonferencja prasowa. Po raz pierwszy w historii legnickiej sceny w takiej formule i przy wykorzystaniu sieciowej technologii komputerowej.


Z możliwości uczestniczenia lub obserwowania telekonferencji z udziałem dyrektora legnickiego teatru Jacka Głomba, który zespołową i zdalną realizację objął opieką reżyserską, oraz aktorów Modrzejewskiej Ewy Galusińskiej i Rafała Cielucha skorzystali: Ewa Jakubowska (e-legnickie.pl), Andrzej Andrzejewski i Karolina Kurczab (Radio Wrocław), Anna Gwóźdź (lca.pl), Andrzej Piątek (Dziennik Teatralny), Klaudia Korfanty (Gazeta Wrocławska), Adam Kowalczyk (Gazeta Piastowska), Andrzej Lampart (TVP Wrocław), Maciej Czujko (Radio Złote Przeboje), Piotr Kanikowski (24legnica.pl), Jacek Cieślak (Rzeczpospolita) oraz Aneta Kyzioł (Polityka). Dwoje ostatnich było najaktywniejszymi uczestnikami konferencji, którą poprowadziła Mariola Hotiuk, rzeczniczka legnickiego teatru.

"Nowy Dekameron", w dwóch częściach, premierowo obejrzeć będzie można w sieci w sobotę oraz w niedzielę (9 i 10 maja) o godz. 20.00 na teatralnym kanale YouTube oraz na facebookowym profilu legnickiego teatru. Do czerwca zaplanowano jeszcze cztery kolejne emisje sfilmowanego spektaklu, w tym raz z napisami dla niesłyszących. Podczas telekonferencji więcej mówiono jednak o okolicznościach, w jakich spektakl wymyślono i tworzono, a także o sytuacji teatru w czasach przymusowej izolacji.

Jacek Głomb: "Nowy Dekameron" narodził się 19 marca z prostej refleksji, by nie marudzić i nie sięgać wyłącznie po teatralne archiwalia, ale by podtrzymać więź z naszą publicznością poprzez nowe propozycje. Zgodnie z tytułem ten nasz "Dekameron" jest nowy, bo jest realizacją zbiorową wszystkich jego współtwórców, którzy przepisali we własnych adaptacjach wybrane fragmenty oryginału i samodzielnie nadali im wybraną przez siebie formę. Efektem jest ich wielość, którą połączymy we wspólną całość. Nadal nad tym ciężko pracujemy, bo to jest etap montażu (Karol Budrewicz), oprawy muzycznej (Łukasz Matuszyk) oraz udźwiękowienia całości (Andrzej Janiga). Udało się nam jednak stworzyć świat zdecydowanie bardziej popękany, niż ten u Boccaccia. Dlaczego "Dekameron"? Bo zaraza, której także doświadczamy, jest w tle oryginału, ale jest tam także miłość, jako odpowiedź na to doświadczenie.

Ewa Galusińska: Nie nudziliśmy się przy tej nowej dla nas pracy, która stała się zjawiskowym, ale jednocześnie bardzo trudnym doświadczeniem. Próbowałam po nocach, między 23 a 4 rano, bo nagrywanie teledysków w domowej ciszy, przy dwójce dzieci, było trudne. Wszystko, łącznie z kostiumem i przygotowywaną każdorazowo w domu scenografią, robiłam sama. Miało to jednak swój urok, mimo chaosu, który do domu sprowadziłam. Teraz czeka nas premiera, która i dla mnie będzie niespodzianką. Każdy z nas robił przecież swoje oddzielnie. Co prawda wiemy, jakie opowieści Boccaccia zostały wybrane, ale to, jak zostały zrobione, obejrzymy w tym samym czasie, co inni oglądający premierę.

Rafał Cieluch: To, co dzieje się wokół mnie, bardzo mnie przygniotło. Pomysł na tę realizację był szansą na wydobycie się z przygnębienia i marudzenia. Wyzwanie było spore, a praca specyficzna, bo przecież teatr to bezpośredni kontakt z innymi aktorami i widzami. A tego przy tej pracy nie ma. Szukałem takiej formy, by ułatwić sobie pracę, bym się przy niej nie męczył. By technologia mnie nie przygniotła w sytuacji, gdy wszystko robiliśmy sami: filmowaliśmy i montowaliśmy swoje fragmenty.

Jacek Głomb: Wymyśliliśmy ten projekt z założeniem, że "po zarazie" zrealizujemy go także na scenie. Wiedzieliśmy bowiem, że z emisji internetowej przychodów nie będzie. Stąd pomysł na Pakiety Przyjaciela Teatru, czyli wpłaty na konto w swoistej przedsprzedaży scenicznej wersji spektaklu, o której w tej chwili nawet nie mamy czasu pomyśleć. Zgłosiliśmy jednak naszą realizację do ministerialnego programu "Kultura w sieci" z nadzieją na jej dofinansowanie. Bardzo zależało mi na tym, by dać zajęcie aktorom w tym trudnym czasie. Jestem bowiem pesymistą jeśli chodzi o możliwość szybkiego powrotu do grania w żywym planie. O tym zdecyduje publiczność i jej obawy, a nie urzędnicy. Będzie olbrzymi strach, by przyjść do teatru w warunkach możliwych zakażeń. To nie minister, ani marszałek, zdecydują o bezpiecznym uruchomieniu naszej działalności. O tym będę musiał zdecydować osobiście ponosząc odpowiedzialność za taką decyzję. Mam robić widzom testy? Kto za to zapłaci?

Rafał Cieluch: Gra, jaka się toczy wokół nas i teatru, jest nam nieprzyjazna. Pierwszych nas zamknięto, jako ostatnich otworzą. A my bez publiczności nie istniejemy. Nawet gra dla 10 widzów jest dla mnie, dla każdego aktora i każdego teatru, jak respirator. Zdalny teatr przez szybę, to tak, jakby masażyście proponować pracę na odległość. Trzeba walczyć o powrót żywego teatru.

O premierowym legnickim "Nowym Dekameronie" online przeczytasz także TUTAJ(1) oraz TUTAJ(2).


Grzegorz Żurawiński