„Dziady” według Raczaka to przede wszystkim spektakl pewnej, świadomie realizowanej, poetyckiej wizji. Jest to przykład teatru emocjonalnego, w którym ważniejsza od przesłanek tekstu jest sytuacja sceniczna. Owo zanurzenie w emocjach, w duchowości ocala spektakl przed błahością - ocenia Katarzyna Gudzyk w Gazecie Piastowskiej.

Obskurny pawilon handlowy na legnickim blokowisku stał się miejscem, w którym nieformalna grupa odprawiała tajne obrzędy wywodzące się z czasów pogańskich. Uczta kozła, powszechniej znana jako Dziady, była pierwszą sceną najnowszej sztuki wystawionej przez Teatr Modrzejewskiej w Legnicy.

A jednak uniwersalny

Nowy spektakl w reżyserii Lecha Raczaka rozpoczyna się sceną Dziadów. Z zakamarków zaciemnionej hali wylegają widma wszelkiej maści. Rozlega się zawodzenie zbolałych dusz, które przybywają, by prosić o modlitwę. Kiedy wydaje się już, że „Dziady” będą tylko powtórką z dawno nieaktualnego romantyzmu reżyser zaskakuje przeniesieniem znaczeń i akcentów.

Okazuje się, że klasyczny tekst wolnościowy można podać publiczności jako na poły fantastyczną, mitologiczną wręcz, opowieść o zawiedzionej miłości, pragnieniu wolności oraz walce z Bogiem. Na scenie spotyka się dobro ze złem, światło i mrok, miłość i nienawiść, walka i bezsilność. Owe antynomie w żaden sposób nie zależą od epoki historycznej, od dziejowego momentu. Są immanentnym elementem ludzkiego życia i właśnie z tego związku efektownie korzysta Lech Raczak.

Nazywam się Milijon

„Dziady” przesycone są tragicznością, polityką, mesjanizmem. Z tej przyczyny wystawienie tego właśnie dramatu może wydawać się przedsięwzięciem co najmniej ryzykownym, bo w jaki sposób zainteresować publiczność, która nie doświadczyła politycznego zniewolenia i uciemiężenia… Koncepcja reżyserska zakłada, że legnickie „Dziady” będą próbą odejścia od romantycznego myślenia o ponadprzeciętnej jednostce w stronę tego, co zbiorowe, wspólne dla wszystkich.

Wielka Improwizacja udowadnia, że Gustawów-Konradów może być wielu. Kiedy na scenie pojawia się Konrad zmagający się z Bogiem wszyscy spodziewają się tragicznego monologu, lirycznego wyznania, że nazywa się Milijon. Zaskoczenie polega na tym, że w sukurs przychodzą mu inni bohaterowie, których widz poznał we wcześniejszych scenach. Powstaje wielogłos, który łączy w sobie wcześniejsze doświadczenia indywidualne w jedną, wspólną dla wszystkich wypowiedź. W ten sposób „Dziady” stają się opowieścią odnoszącą się do historii wielu pokoleń, ale też opowieścią ponadpokoleniową. Taką, która była zajmująca niegdyś, ale ma też szansę pozostać nią nadal.

Romantyczny duch

„Dziady” według Raczaka to przede wszystkim spektakl pewnej, świadomie realizowanej, poetyckiej wizji. Jest to przykład teatru emocjonalnego, w którym ważniejsza od przesłanek tekstu jest sytuacja sceniczna. Owo zanurzenie w emocjach, w duchowości ocala spektakl przed błahością. Jest w nim romantyczny patos i podniosłość, ale wyczuwa się też bardzo współczesną ironię, którą być może uosabia Lech Wołczyk w podwójnej roli starego Gustawa i Konrada.

Po premierze

Premiera „Dziadów” w reżyserii Lecha Raczaka odbyła się 28 kwietnia na Scenie na Piekarach. Długi, bo trwający blisko dwie i pół godziny spektakl nie znużył jednak publiczności. Interesująca konwencja i dobra gra aktorska są jego najlepszą rekomendacją.

(Katarzyna I. Gudzyk, „Tajne obrzędy na legnickich Piekarach”, Gazeta Piastowska, 10.05.2007)