Świat "Zabijania Gomułki" w reżyserii Jacka Głomba to świat dużych chłopców. Nadal bawią się w Indian, policjantów i złodziei. Są twardymi i nieustraszonymi spiskowcami, zamachowcami, politykami, lustratorami. Proszę się przygotować na świetną zabawę, trzymającą w napięciu do samego końca - zachęca Joanna Kapica-Curzytek z Akademickiego Radia Index.

Już sam dziedziniec Sceny na Strychu przy ul. Fabrycznej od razu przenosi nas w przeszłość. To "znak firmowy" reżysera Jacka Głomba, który chętnie realizuje spektakle w nietypowych miejscach. Przedstawienie zaczyna się właściwie w momencie, gdy wchodzimy do środka: w drodze na miejsca dla widzów towarzyszą nam liczne rekwizyty z epoki, którą sugeruje tytuł sztuki. Przedmioty budzą sentyment u tych, którzy pamiętają ten dawny świat, dla młodszych - to historia, ale wzbudzająca zaciekawienie. Każda z tych rzeczy ożywa na nowo, ma swoje drugie życie w teatrze i mogłaby snuć swoją opowieść o tamtych czasach.

Akcja "Zabijania Gomułki" wg tekstu Jerzego Pilcha, rozgrywa się w 1963 roku. To czas młodości Jerzyka (świetnie obsadzony Wojciech Brawer), przygotowującego się do konfirmacji. Jerzyk jest w okresie niebezpiecznym dla mężczyzny. Jest młody, niedoświadczony i przeżywa typowe dla swojego wieku burze dojrzewania. Męskość Jerzyka budzi się na fali gorących i jakże autentycznych namiętności. Jesteśmy świadkami jego pierwszych fascynacji swoją rówieśniczką Elżunią (Karolina Honchera) i zauroczenia mężatką Anielicą (Marta Frąckowiak), wobec której Jerzyk snuje całkiem poważne zamiary Rozterki chłopca, bez wątpienia bolesne, wzruszają w swojej naiwności. Widzimy bardzo dobrze zagrane sceny, w których iskrzy od płomiennych uczuć i pełnych humoru podtekstów.

Gdy chłopiec dojrzewa, zostaje również stopniowo wtajemniczany w poważne męskie sprawy. Oto Jerzyk zostaje włączony do spisku. I to do prawdziwego spisku politycznego, godnego prawdziwych mężczyzn. Przyjaciel domu Józef Trąba (Zbigniew Waleryś) i ojciec Jerzyka (Wojciech Czarnota) planują zamach. Jak spadać, to z wysokiego konia: planują zamach na nie byle kogo, bo na towarzysza Gomułkę. Plan jest z początku tajemnicą, ale później włącza się do jego realizacji cała ewangelicka wspólnota. Wokół tego wydarzenia snują się wątki, intrygi i spory - religijne, ideologiczne.

Absurd i nonsens stopniowo się zagęszczają, wciągają nas do gry i ani się nie spostrzegamy, jak ciasno otacza nas surrealistyczna wizja czegoś dobrze nam znanego... Znasz-li ten kraj, pełen ludzi z kosmicznymi ideami, dobrymi chęciami (na których najczęściej się kończy) i ułańską fantazją?...

Takim człowiekiem jest przywódca spisku, Józef Trąba. Zbigniew Waleryś nie mógł zagrać go lepiej. Trąbie "kurzy się z łba" od nadmiaru pomysłów i - oczywista sprawa - wódki. Romantyzm, donkiszoteria, polska fantazja i gadulstwo dopełniają całości. Dość powiedzieć, że Józef Trąba to taki baron Münchhausen, tyle tylko, że opowiada nie o tym, czego dokonał, ale o tym, co jeszcze przed nim.
 
Świat "Zabijania Gomułki" to świat dużych chłopców. Przybywa im lat, odkładają na bok zabawki swojego dzieciństwa, ale nie przestają być dziećmi. Od teraz nazywają się mężczyznami, a ich głównym zajęciem jest urządzanie prawdziwego świata Biegają po nim jak po podwórku, z pistoletami w rękach. Staczają bitwy niczym w piaskownicy. Nic się nie zmienia: robią poważne miny i nadal bawią się w Indian, policjantów i złodziei. Są twardymi i nieustraszonymi spiskowcami, zamachowcami, politykami, lustratorami.

Jednym słowem, proszę się przygotować na świetną zabawę, trzymającą w napięciu do samego końca. Wtedy dowiemy się, dlaczego akcja spektaklu rozgrywa się właśnie w 1963 roku. Warto zobaczyć, za kogo przebrał się Jerzyk, żeby nikt nie rozpoznał go jako uczestnika zamachu.

(Joanna Kapica-Curzytek, "Świat dużych chłopców", Akademickie Radio Index online, 24.05.2007)