Uczestnicy piątkowego (15 października) spotkania w legnickiej Caffe Modjeska nie odpowiedzieli na to pytanie. Wszystko za sprawą wrażenia, jakie zrobił na nich „Czas terroru” Lecha Raczaka, który obejrzeli bezpośrednio przed jego rozpoczęciem. Emocje i refleksje związane z tym właśnie spektaklem zdominowały dyskusję.

„Opowiem dzieje tchórzostwa, kłamstwa, przekupstwa i zdrady…” – te słowa rozpoczynają legnickie przedstawienie i ta właśnie perspektywa spojrzenia na zapomniany fragment polskiej historii posłużyła Lechowi Raczakowi jako klucz do scenicznej adaptacji „Róży” Stefana Żeromskiego. – Nie ma bowiem Chrystusa, bez Judasza –  zauważył reżyser.

Konsekwencją tej optyki był zabieg, który bohaterem i narratorem „Czasu terroru” uczynił urodzonego „w gnoju, z nieznanego ojca i prostytutki” szpiega i zdrajcę Anzelma: „Widziałem rewolucję z góry i od dołu, wiązałem jej tajne sieci. Jestem pewny, że gdy uchylą się drzwi do współrządzenia spiskowcy spojrzą sobie w ślepia: kto ma pierwszy dopaść krzeseł, urzędów, dostojeństw, tytułów, zaszczytów i dochodów”.

- To fantastyczny spektakl! Tak gęsty od znaczeń, że musiałbym obejrzeć go trzy razy, by wyłowić wszystkie jego sensy. To przede wszystkim do bólu prawdziwa opowieść o polskim losie, polskiej podświadomości i polskim piekle. Nie obawiam się, że zaatakują go zwolennicy Radia Maryja, bo oni go nie zrozumieją -  zauważył Adam Michnik, który wywołany przez prowadzącego debatę Jacka Kopcińskiego, wyjaśnił dlaczego w swojej podziemnej (chociaż nie tylko…) publicystyce używał pseudonimu Andrzej Zagozda, zapożyczonego właśnie od jednego z bohaterów „Róży”. – Była w tym przewrotność wobec dyktatury, ale też towarzysząca mojemu myśleniu o Polsce obawa, by faceta z carską nahajką, nie zastąpił inny, już z polskim orłem na czapce.

Jacek Kopciński: - Wydawać by się mogło, że jesteśmy europejskim społeczeństwem, którym nie rządzą już demony przeszłości…  - Jak to, nie rządzą! Przeciwnie… - wtrącił Michnik. – Żyjemy w kraju, w którym szpiegiem ogłoszono Lecha Wałęsę. Ten rys lęku przed zdrajcą i prowokatorem, który widzieliśmy w przedstawieniu, przypomniał mi moje doświadczenie przesłuchań z 1968 roku. Spektakl Raczaka mówi nam także, że od demonów nie ma zbawienia. Przykładem jest Francja – ojczyzna wychodźców, rewolucji, deklaracji praw człowieka, współtwórca zjednoczonej Europy, a jednocześnie kraj, który dziś haniebnie wypędza Cyganów.

Lech Raczak: - W połowie mojej pracy nad adaptacją „Róży” pojawił się 10 kwietnia, a wraz z nim diabeł rosyjski i wszystkie nasze polskie demony. Jeżeli w spektaklu interesowała mnie postać zdrajcy i szpiega Anzelma, to dlatego, że ciągle się odradza. Nie da się go zastrzelić, nawet wielokrotnie, nie da się przebić osinowym kołkiem. Nie interesowała mnie jednak drugorzędna publicystyczna doraźność. Teatr to zabieg magiczny.

Paweł Passini: - Zadziwiające, że na scenie w Legnicy padają słowa dawno skurwione, takie jak: ojczyzna, wierność, patriotyzm…W każdej szkole aktorskiej uznane byłyby za idiotyzm, a tu brzmią prawdziwie, z głębokim przeświadczeniem, że są ważne. Czy trzeba jechać na drugi koniec Polski, by te słowa oczyszczać? Do dziś wydawało mi się, że te wszystkie słowa są martwe, a dziś wieczorem w Legnicy straciłem tę pewność…Dawno nie widziałem takiego ognia na scenie i takich umiejętności aktorskich, takiej intensywności przeżycia i emocji.

Zbigniew Szumski: - Wyraźnie było widać, że w Legnicy jest zwarta trupa artystyczna, a nie tylko zespół personalny. Sądzę, że właśnie to Lecha zafascynowało, że takich ludzi znalazł.

Lech Raczak: - Teatr Jacka Głomba, czy jak on to nazywa „drużyna”, działa w miejscu, w którym oddziałuje na miasto. Rodzą się z tego zarówno wartości, jak i napięcia. Kocham ich nawet wtedy, gdy są nieznośni, bo po spektaklu jest z kim i o czym poważnie porozmawiać.

Paweł Passini: - Działalność na prowincji dowodzi, że właśnie tam aktor styka się z prawdziwym widzem i jego reakcją, zdecydowanie bardziej niezależną od recenzenckich mód, uprzedzeń i wyroków. W stolicy teatr to bardziej event, celebra i podlizywanie się widzom. To właśnie w Warszawie wielokrotnie czułem się jak na prowincji. Są tylko dwie drogi. Albo chcemy sprostać oczekiwaniom publiczności, albo trafimy na zespół gotowy na otwarcie się na wyobraźnię reżysera. Najbardziej intrygujący jest moment, w którym gotowy do tego zespół jest w stanie przenieść tę cudzą wyobraźnię i emocje, bo to przenosi się na widownię. Nawet wtedy, gdy jak dziś wieczorem w Legnicy, jest tak zimno.

Adam Michnik: - Nie ma w tym nic dziwnego. Już Piłsudski mówił, że Polska jest jak obwarzanek. Wszystko co ważne, jest na obrzeżach, a to co w środku jest puste. Niestety, u nas jest tak, że to co pilne wyprzedza i wypiera to, co jest naprawdę ważne.

Jacek Głomb: - Parę lat temu wymyśliliśmy teatr, który ma dawać nadzieję. Bo teatr może zbawić świat, tyle, że w wymiarze indywidualnym. Tak, by konkretnym ludziom pomóc żyć. Pilnuję tego tonu, albo - jak kto woli – charakteru pisma naszej działalności, by miejsce w którym jesteśmy zmieniać na lepsze. Bo sam wyizolowany teatr mnie nie interesuje, nie jest sprawą naczelną. Gdybym był w innym miejscu, to robiłbym co innego.

Adam Michnik: - Ja z tych samych powodów redaguję gazetę. Robię to po to, by rozmawiać z czytelnikami. Przecież nie przypadkiem w naszym logo dopisaliśmy „Nam nie jest wszystko jedno”.

Lech Raczak: - Dzisiejszy wieczór odczuwam jako chwilę specyficznego i prywatnego triumfu, o którym nawet nie marzyliśmy w czasach KOR-u. Oto po latach okazało się, że można mówić już o rewolucji bez protestów i obrzydzenia.

- Dziękuję ci Leszku, że zdobyłeś się na wystawienie tej tragedii, historii tak ważnej z punktu widzenia emocji i doświadczeń mojego pokolenia – dodał pod koniec spotkania w wypełnionej do ostatniego miejsca teatralnej kawiarni Bogusław Litwiniec.

***

W debacie „Czy teatr może zbawić świat?”, która towarzyszyła trzydniowej (15-17 października) prezentacji legnickich spektakli Lecha Raczaka składających się na tryptyk z rewolucją i buntem w tle („Dziady”, „Marat-Sade”, Czas terroru”), oprócz reżysera tych przedstawień, uczestniczyli: Jacek Kopciński, redaktor naczelny miesięcznika Teatr, Paweł Passini, reżyser teatralny młodego pokolenia i twórca pierwszego w Europie teatru internetowego, Zbigniew Szumski, reżyser, malarz, scenograf, założyciel i lider Teatru Cinema w Michałowicach, Adam Michnik, redaktor naczelny Gazety Wyborczej oraz - w roli gospodarza - Jacek Głomb, dyrektor Teatru Modrzejewskiej w Legnicy.

Grzegorz Żurawiński