Wydaniem okolicznościowej gazetki „Thelonews Blue Monk” uczcił swoje piąte urodziny legnicki klub jazzowy. Choć początki miał skromne, bo zaczęło się od słuchania płyt w prywatnym mieszkaniu, dziś może pochwalić się organizacją blisko 50 koncertów. Zdecydowana większość odbyła się w wypełnionej do ostatniego miejsca teatralnej Caffe Modjeska.

Przez pierwsze kilka lat Jazz Club Blue Monk działał (organizacyjnie i finansowo) przy Stowarzyszeniu Przyjaciół Teatru Modrzejewskiej, a jego prezes był członkiem władz stowarzyszenia. Po pięciu latach jazzmani postawili jednak na samodzielność – utworzyli własne stowarzyszenie. Oficjalnie wszystko zaczęło się 25 marca 2004 roku. Wtedy w teatralnej Caffe Modjeska odbył się inauguracyjny koncert, zorganizowany naprędce i po znajomości (artyści zagrali go za darmo).

„Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie od towarzyskich wieczorków w mieszkaniu Zbyszka Łęczyckiego, bo na początku był Zbyszek i jego idea fixe, żeby poznać ze sobą ludzi dzielących wspólną pasję, jaką był jazz. Słuchaliśmy muzyki z płyt, dzieliliśmy się ulubionymi nagraniami, dyskutowaliśmy. O ile mnie pamięć nie myli na tych spotkaniach bywali: Piotrek Kaszczyszyn, Mirek Dudzik, ja (Czarek Bukowski), później dołączyli Andrzej Białka, Kazimierz Leipelt, Adam Pietraszko. I może na tym wszystko by się skończyło, gdyby nie wybitnie korzystna konstelacja osobowości, jaka ułożyła się pod koniec 2003 roku, po Jazz Jamboree. Wtedy poznałem Szymka, czyli Andrzeja Szymańskiego – pamiętam, przyszedł w płaszczu i marynarce, elegancki, sympatyczny – nie wiedziałem jeszcze, że spotkałem lidera klubu i przyjaciela. Na razie Zbyszek usiłował sformalizować nasze jazzowe spotkania. Nie bardzo nam to było w smak, godziliśmy się jednak, choć bez entuzjazmu”
– tak prapoczątki Blue Monka (wtedy jeszcze bez nazwy) wspomina Cezary Bukowski.

Z okazji jubileuszu redaktorzy „Thelonewsa” przepytali prezesa Blue Monka Andrzeja Szymańskiego:

Czym jest dla ciebie Klub?

A.Sz.: Klub to przede wszystkim ludzie, którzy go tworzą, to także adrenalina, której poziom rośnie przed każdym koncertem.
Czy spodziewałeś się, że to wszystko tak się rozwinie – blisko 50 koncertów w ciągu pięciu lat?

A.Sz.: Nie! Sądziłem, że skończy się na trzech koncertach (śmiech).

Redakcja @KT-u składa Blue Monkowi jubileuszowe gratulacje. Osiągnąć dojrzałość i pełną samodzielność po pięciu latach, to nie w kij dmuchał! Wszystkiego dobrego na tej nowej drodze.