Zostać bohaterem, który wykaże się męstwem na polu okołowojennym w czasach, w których takiego pola brakuje, jest bardzo trudno. To jest bolączka wielu. Musi to być cios dla wszystkich, którzy urodzili się w takim okresie i mają ambicje zostać bohaterem, a nie mają pola bitewnego do ich realizacji. Co wtedy robić? W comiesięcznym felietonie z cyklu „5000 znaków” pisze Magdalena Drab.


Definicja bohatera stawia przed kandydatem określone wymagania. Według słownika języka polskiego są one raczej skromne. Jest to po prostu osoba, która odznaczyła się męstwem. Jednym słowem dzielna i odważna, zwłaszcza w potyczkach okołonarodowych. Wymagania sprawiają wrażenie prostych. W ogłoszeniach o pracę chcą wykształcenia, doświadczenia, obsługi pakietu Office, certyfikatów i uprawnień, a żeby zostać bohaterem, wystarczy wykazać się męstwem. Kto to weryfikuje? Jak się męstwo sprawdza? Tego już nie mówią. Można mieć zatem nadzieję, że uda się jakoś prześlizgnąć i przy dobrych wiatrach zasłużyć na jakiś order, choćby pośmiertny. Ale pojawia się przeszkoda pola wojennego, a właściwie jego braku.

Są oczywiście bohaterowie czasu pokoju i dziejowej nudy, bardziej sąsiedzcy, niejako osiedlowi, tacy, którzy ratują wózki z niemowlętami spod kół samochodów, wynoszą ludzi z płonących domów, albo niosą ocalenie przed zagładą jeżom i innym rzekotkom. Ale to są bohaterowie na jeden sezon, a nie tacy bohaterowie na pomnik. Gdybyśmy mieli czcić każdego, kto zdejmie kota z drzewa, zamienilibyśmy się w fanklub strażaka. A przecież w bohaterstwie nie chodzi o wykonywanie swojej pracy. To potrafi każdy. Strażak ratujący ludzi zawsze będzie tylko strażakiem. Trzeba być amatorem, naturszczykiem bohaterstwa pozbawionym kwalifikacji, za to posiadającym wrodzony talent i predyspozycje. Dopiero to pozwala zrobić wrażenie. Bohater jest bez kombinezonu i bez sprzętu. W kasku po prostu nie da się zostać prawdziwym bohaterem. Na kasku przebiega ta cienka granica między bohaterem a ratownikiem. Bohaterstwo to igranie z prawdziwym zagrożeniem, balans na granicy życia i śmierci, i to nawet bardziej w imię idei niż ludzi. To znaczy za ideami stoją oczywiście ludzie, ale nie jacyś konkretni z imienia i nazwiska, tylko tacy ludzie ogólni, uniwersalni everymani. Bohater walczy za ludzkość, za człowieczeństwo, a nie za rodzinę i znajomych, bo to pachniałoby kumoterstwem. To nie byłoby do końca szlachetne. W bohaterze nie ma interesu, nie ma krzty egoizmu, dlatego bohater ratuje tylko nieznajomych, którzy prywatnie nic dla niego nie znaczą. Oddać życie za własne dziecko to jest oczywiste zachowanie. Każda zdrowa moralnie osoba je rozumie. Ale oddać życie za ludzkość to nawet po pijaku tylko nieliczni chcą. I to są właśnie bohaterowie na pomnik. Tacy, co zasłużyli na porządny cokół.

Zostać bohaterem, który wykaże się męstwem na polu okołowojennym w czasach, w których takiego pola brakuje, jest bardzo trudno. To jest bolączka wielu. Musi to być cios dla wszystkich, którzy urodzili się w takim okresie i mają ambicje zostać bohaterem, a nie mają pola bitewnego do ich realizacji. Co wtedy robić? Poddać się? Iść na politechnikę? Politologię? Polonistykę? Hobbystycznie rozwijać to czy tamto na strzelnicy? Założyć rodzinę? Rodzina to zawsze jakaś stawka. Gdy przyjdą lepsze, mniej spokojne czasy, będzie można postawić ją na szali i wybrać dobro ludzkości zamiast dobra i szczęścia osobistego. To będzie bezapelacyjny heroizm. Samotny człowiek idący na śmierć nic nie traci, dlatego chcąc zostać bohaterem, dobrze jest założyć rodzinę, by móc ją w przyszłości poświęcić. Bo jak wiadomo: nie ma bohaterstwa bez ofiar.

Choć niektóre aspekty heroizmu sprawiają, że bohater może wydać się osobą w pewnym sensie nieludzką, to warto podkreślić, że bez bohaterów po prostu się nie da i są to postaci ze wszech miar pozytywne. Po pierwsze, należy zauważyć, że bohater nigdy nie atakuje sam z siebie. Bohater się broni. A jeśli atakuje, to też dlatego, że się broni, bo inni zaczęli. Jeśli ktoś oskarża bohatera o atak, to znaczy, że jest wrogiem albo jest niedoinformowany. Po drugie, bohater zajmuje się ideami, dumą, honorem i innymi słowami, które stworzyli ludzie (i tylko ludzie rozumieją ich znaczenie), co dowodzi, że bohater jest człowiekiem w najczystszej postaci. Zdobywanie pożywienia, ochrona dobytku czy przywiązanie do wspólnoty są cechami, które tak naprawdę dzielimy ze zwierzętami. One co prawda również bywają bohaterskie – by przywołać tu choćby sześćdziesiąt siedem okazów, głównie gołębi i psów, uhonorowanych medalem Dickin – ale zawsze robią to dzięki namowom ludzi i ich pozytywnemu wpływowi. To pokazuje kolejność ewolucyjną, czy raczej rangę moralną istot: najniżej zwierzęta, potem zwykli ludzie, potem bohaterowie, a na końcu istota najwyższa.Bohater, co pokazała nam już mitologia starożytna, stanowi pomost między Bogiem a człowiekiem, dlatego właśnie zasługuje na nieśmiertelność, choćby w postaci odlewu lub podobizny w materiale trwałym.

W naszym kraju mamy szczęście mieć wielu bohaterów i sporą rezerwę kandydatów z dużymi chęciami. Zawdzięczamy to dużemu polu nieszczęść. Parafrazując bohaterów sztuki Brechta "Życie Galileusza", w tej krótkiej chwili dziejowej jesteśmy najszczęśliwszym z krajów – mamy wielu bohaterów i nie potrzebujemy ich więcej. Kandydaci, idźcie, cieszcie się tą chwilą, nie szukajcie pola do realizacji niespełnionych ambicji. Obyśmy nigdy żadnego bohatera już nie potrzebowali.

(Magdalena Drab, „Bohatersko”, Miesięcznik Teatr, nr 9/2021)