- Symbioza teatru z miastem jest niezbędna. Chcę o tym porozmawiać z prezydentem Tadeuszem Krzakowskim. Poprosiłem o spotkanie i mam nadzieję, że wkrótce do takiego dojdzie – mówi Jacek Głomb, dyrektor Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, który właśnie rozpoczął nową, pięcioletnią kadencję. - Teatr można rozwalić w miesiąc, ale buduje się go latami - zauważa w rozmowie z Pawłem Janturą.


Czy konkurs na dyrektora Teatru Modrzejewskiej miał zabarwienie polityczne?

- Wiadomo, że moje zaangażowanie w sprawy społeczne nie podoba się wielu politykom, co chyba o mnie dobrze świadczy (śmiech – przyp. red.). Uważam, że decyzja o przeprowadzeniu konkursu nie była podyktowana chęcią zmiany dyrektora teatru w Legnicy, a bardziej mieliśmy do czynienia z efektem przesileń politycznych w urzędzie marszałkowskim. Różne grupy nawzajem się naciskały, lobbowały. Zapewne jakąś rolę w tym zamieszaniu odegrał też prezydent Legnicy Tadeusz Krzakowski. Gdy konkurs został rozpisany przez kilka dni zastanawiałem się, czy w nim wystartować. Miałem wątpliwości patrząc na dorobek artystyczny prowadzonej przeze mnie sceny i to w jaki sposób jest on oceniany przez środowisko i widzów. Ostatecznie zdecydowałem się na udział w konkursie uznając, że moje osobiste wątpliwości powinienem schować do kieszeni wobec racji wyższej.

Wyszło tak, że nie miał pan ani jego konkurenta. Środowisko artystyczne wysłało czytelny sygnał: zostawcie Głomba w spokoju, bo od lat z sukcesami prowadzi legnicki teatr. Tak to należy odczytywać?

- No tak, do konkursu stanąłem tylko ja. Było to zaskakujące, nie tylko dla władz województwa. Środowisko teatralne doceniło to, co robimy w Legnicy. Nie znalazł się nawet jeden kontrkandydat, nawet z tych mało poważnych, których niestety nie brakuje w innych konkursach. Odebrałem to jako formę docenienia naszej pracy. Jest ono tym cenniejsze, że świat teatru nie jest jednolity, jest podzielony. Dawno już nie zjednoczyło się w jakiejkolwiek sprawie. A w tym przypadku przemówiło jednym głosem! To chyba dało do myślenia ludziom, którzy podjęli wcześniej kontrowersyjną decyzję o konkursie. Może zrozumieli, że teatr można rozwalić w miesiąc, ale buduje się go latami. Jedna tzw. kadencja nie wystarczy.

Jak to możliwe, że człowiek zaangażowany w KOD, nie ukrywający swojego krytycznego zdania nt. „dobrej zmiany” otrzymał w konkursie poparcie z ministerstwa kultury? Do Modrzejewskiej regularnie też trafiają ministerialne granty.

- My nie robimy teatru ideologicznego, jednoznacznego. U nas nikt nikogo nie pyta o poglądy, na kogo głosuje, nie komentujemy rzeczywistości. Próbą opowieści o współczesnej Polsce był z pewnością „Hymn narodowy” Przemysława Wojcieszka, ale to była jedna z wielu premier, jaka miała miejsce na naszej scenie. Robimy teatr dla wszystkich – widzów o poglądach lewicowych, jak i prawicowych. Chwała ministerstwu za to, że odrzuciło polityczne podejście do tematu. Tak, mam określone poglądy polityczne i takie, a nie inne zdanie o sytuacji w kraju, ale mam do tego święte prawo. Jak każdy obywatel tego kraju.

Otrzymał pan też głos od prezydenta Legnicy Tadeusza Krzakowskiego. Nowe otwarcie? Pogodzicie się?

- Jeżeli ktoś zagłosował za mną i tym samym wsparł moją wizję funkcjonowania teatru w najbliższych pięciu latach to znaczy, że chce ze mną współpracować. Przecież my jesteśmy teatrem legnickim. Gdy jedziemy do Argentyny to reprezentujemy Dolny Śląsk, ale przede wszystkim Legnicę. Symbioza teatru z miastem jest niezbędna. Chcę o tym porozmawiać z prezydentem Tadeuszem Krzakowskim. Poprosiłem o spotkanie i mam nadzieję, że wkrótce do takiego dojdzie.

Łatwo jest prowadzić teatr w czasach zarazy?

- Dramatycznie trudno. Dla teatru pandemia to III wojna światowa. Dla nas najważniejsi są widzowie i ich braku na widowni nic nie zastąpi. Nawet najlepiej robiony teatr online, z czym jak sądzę, poradziliśmy sobie bardzo dobrze. Nie byliśmy jedyni, bo wiele teatrów podczas lockdownu uciekło w internet. Nie było innego wyjścia. Widzowie musieli być „zagospodarowani”, nie mogliśmy ich zostawić samym sobie.

Mocno pandemia uderzyła w finanse teatru? Śpi pan spokojnie?

- Udało nam się skorzystać z tarczy, która pozwoliła nam przez kilka miesięcy nie płacić ZUS-u. Pozwoliło nam to przetrwać. Merytorycznie o przyszłość teatru jestem spokojny, natomiast musi poprawić się sytuacja finansowa pracowników. Mam nadzieję, że od 1 stycznia 2022 roku otrzymają oni podwyżki – prawdziwe, nie jakieś tam symboliczne. Takie obietnice usłyszałem w urzędzie marszałkowskim. Teatr potrzebuje też nakładów inwestycyjnych. Podam przykład - potrzeba numer 1 to obecnie klimatyzacja. W maju i czerwcu – przy ostatnich zmianach klimatu, gdy bywa upalnie - na naszej widowni ciężko wysiedzieć. Potrzeba na to 1,5 mln zł. W tej kadencji strategicznym wyzwaniem będzie dla mnie poprawa infrastruktury.

A artystyczne wyzwania na nową kadencję?

- Nasz teatr nie potrzebuje rewolucji, tylko mądrej ewolucji. Nawiązaliśmy współpracę z teatrem w Iwano-Frankiwsku (kiedyś Stanisławowie) i mam nadzieję, że zrealizujemy polsko – ukraińską koprodukcję, która marzy mi się od lat. Pojawią się u nas nowe twarze, bardzo ciekawi reżyserzy. Nie ma z tym większych problemów, bo w Legnicy każdy chce teraz pracować. No może nie każdy, bo na niektórych nas po prostu nie stać.

(Paweł Jantura, "Jacek Głomb: Teatr można rozwalić w miesiąc, ale buduje się go latami", https://tulegnica.pl, 18.09.2021)