Słowami wyrodne córki spychają ojca na skraj dramatu, słowami kochankowie odcinają się od całego świata - dwa bardzo różnorodne spektakle na Festiwalu Szekspirowskim były oparte przede wszystkim właśnie na słowach. O spektaklach: „Król Lear" Anny Augustynowicz w koprodukcji Teatru Modrzejewskiej w Legnicy i Teatru Kochanowskiego z Opola oraz „Antoniusz i Kleopatra" w reżyserii Tiago Rodriguesa z Teatro Nacional D. Maria II w Portugalii na XXV Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku pisze Przemysław Gulda.


Dwa kolejne dni trwającego w Gdańsku Festiwalu Szekspirowskiego przyniosły dwa spektakle, w których wszystko dzieje się w słowach czy może raczej między słowami. Ale były to spektakle zupełnie inne: jeden - wystawny, stylowy, tradycyjny, drugi - skromny, a momentami wręcz minimalistyczny i mocno eksperymentalny.

Oparcie na słowie

W niedzielny wieczór do Gdańska przyjechały połączone zespoły dwóch scen z południa kraju: legnickiego Teatru im. Modrzejewskiej i opolskiego Teatru im. Kochanowskiego. Zaprezentowały "Króla Leara" w reżyserii Anny Augustynowicz.

To, że jej inscenizacja Szekspira oparta jest na słowie, to nie żadna niespodzianka. Wiele jej spektakli z ostatnich lat jest bardzo mocno skupionych na tekście, przy redukowaniu innych środków. Tak było w przypadku "Ślubu" Gombrowicza czy "Wyzwolenia" Wyspiańskiego. Tak jest i tym razem: słowo jest w "Królu Learze" na pierwszym miejscu, scenografia, kostiumy, muzyka czy wizualizacje są tylko nieznacznie naszkicowane. Co nie znaczy, że nie odgrywają tu pewnej roli - w większości czarne kostiumy czy nerwowa, repetatywna muzyka skutecznie budują ponury nastrój spektaklu.

Świetnie sprawdził się pomysł obsadowy - wszystkie role, poza tytułowym Learem w wykonaniu Mirosława Zbrojewicza - grają tu kobiety. Nadaje to spektaklowi wyraźnie inną energię. Od razu widać, że nikt nie próbuje tu "gwiazdorzyć", że wszystkie aktorki wspólnie pracują nad tym, żeby stworzyć świat tego spektaklu.

Zbrojewicz bardzo poruszająco odgrywa klęskę, zagubienie, rozczarowanie, upadek, ale to kobiety tworzą tu najmocniejszą, wspólną kreację. Nie jest łatwo wyróżnić którąś z nich, ale uwagę zwracają z pewnością Anita Poddębniak - jej hrabia Kent jest bezpretensjonalny i przewrotny, Weronika Krystek w podwójnej roli, w której zdecydowanie lepiej wypada lekko odklejony od rzeczywistości błazen, a także Magdalena Maścianica, której Junona jest jedną z nielicznych w tym spektaklu nośniczek ironii i dystansu.

Relacjonowanie każdego oddechu

Głównym punktem poniedziałkowego wieczoru był występ gości z zagranicy. Aktorska para reprezentująca lizboński Teatro Nacional zaprezentowała "Antoniusza i Kleopatrę" w reżyserii Tiago Rodriguesa, nowoczesną, odważną inscenizację, w której poza słowami nie było prawie zupełnie nic: calderowska instalacja wisząca z boku sceny kodowała tylko znaczenia, bez których ten świat mógł się w zasadzie obejść.

Sofia Dias i Vitor Roriz wchodzą na scenę w bardzo współczesnych, zwyczajnych kostiumach - mogą to wręcz być ich własne ubrania, w których przyjechali do Polski. Opowieść o miłości wbrew polityce i historii zaczynają snuć ze sporego dystansu. Na początku opisują zachowania tytułowej bohaterki i bohatera. To nawet nie są didaskalia, to raczej bardzo precyzyjne relacjonowanie każdego ruchu, każdego gestu, każdego oddechu.

Z czasem, niemal zupełnie niepostrzeżenie, ten dystans się skraca, wręcz znika, a mowa zależna ustępuje miejsca coraz większej niezależności obu postaci. To już nie jest relacja ze spotkania kochanków, to są prawie prawdziwe muśnięcia, prawie prawdziwe emocje, prawie prawdziwa czułość.

Tyle wystarcza, żeby pobudzić wyobraźnię i sprawić, żeby to właśnie w niej powstawał wyrazisty, mocny spektakl. Na scenie nie dzieje się prawie nic, ale w głowach widzek i widzów przetacza się rozpędzony kołowrót historycznych zdarzeń, będący tłem tego romansu. W jednej ze scen aktorce i aktorowi udaje się w kilku słowach zbudować np. obraz wielkiej bitwy morskiej.

Koniec końców na scenie jest jednak dwoje ludzi, którzy są ze sobą blisko na różne sposoby. I to jest najgłębszy sens tego spektaklu - wielka historia traci cały swój głośny blask w obliczu prawdziwej, głębokiej miłości. W tym przedstawieniu słowa są tak mocne, że zupełnie wystarczą, żeby o niej opowiedzieć.

Festiwal Szekspirowski potrwa do 8 sierpnia.

(Przemysław Gulda, "Festiwal Szekspirowski w Gdańsku. Zbrojewicz na skraju dramatu i historyczni kochankowie", https://trojmiasto.wyborcza.pl, 4.08.2021)