Nie da się pracować za miskę ryżu. Off robi się z zamiłowania: wyżyć z tej pracy byłoby ekstremalnie trudno. Coraz mniej osób chce się tym zajmować. Z Pawłem Palcatem, twórcą i wykonawcą spektaklu „ Mój niepokój jest twoim niepokojem” zaprezentowanym w nurcie SzekspirOFF,  w gdańskiej gazecie festiwalowej rozmawia Adriana  Joanna Mickiewicz.


Początkowo twój monodram miał nosić  tytuł  „Odwzajemnienie”. Skąd ta zmiana?

Od ponad trzech lat jestem opiekunem Mani. Mamy swoje przygody, jeździliśmy razem  w  wiele miejsc: do teatrów, do pracy, na wykłady, w góry. Wszędzie jest ze mną. W pewnym momencie zauważyłem, że gdy ona zaczyna się niepokoić, to uczucie pojawia się również u mnie. I odwrotnie:  kiedy coś mnie irytuje, widzę,  że ona robi się nerwowa. To, co dajemy, dostajemy z powrotem. Podobnie jest  z miłością do zwierząt – jeżeli damy swoją miłość, otrzymamy ją zwielokrotnioną. To jest właśnie odwzajemnienie.

Mania ma swojego Instagrama, jest na  nim  rozpoznawalna. Trzy  lata  temu, gdy zacząłem z nią podróżować i zobaczyłem tę  zależność, zacząłem używać podpisu #mójniepokójjesttwoimniepokojem. Przy pracy nad spektaklem pytano mnie, dlaczego  wybrałem „Odwzajemnienie”, a nie „Mój  niepokój jest twoim niepokojem”, który jest już naszym znakiem rozpoznawczym. Poza tym jest on bardziej pojemny niż odwzajemnienie.

Czyli  spektakl  jest  osobistą  opowieścią o waszej relacji?

Tak, aczkolwiek wykraczam poza to zagadnienie. Nasza relacja służy mi do opowiedzenia o  kondycji artysty we współczesnym świecie. Przez  przypadek zrodził się również bardzo mglisty portret jednego z polskich polityków (nie chcę zdradzać którego).

W jaki sposób pracowaliście nad monodramem?

W moim spektaklu na scenie znajduje się jeden człowiek i jedno zwierzę – już to uruchamia pewne konteksty. Sama praca wymagała ode mnie, jako aktora, usunięcia się nieco w cień. Jest takie powiedzenie, że koszmarem aktora jest praca ze zwierzętami i z dziećmi: bo one nie grają. Mania nie leżałaby tak spokojnie,  gdyby nie czuła się komfortowo. Na  scenie też nie udaje. To przedsięwzięcie wymaga ode mnie uważności na jej potrzeby. Przykładowo, jeżeli jest zmęczona, nie mogę zmusić jej do skakania. Muszę dostosować scenę tak, by to działało.

Inspirację czerpiesz również z historii Véronique Le Guen – badaczki, która spędziła 111 dni samotnie w jaskini. Jakie znaczenie ma ta opowieść dla twojego spektaklu?

Kiedy w Polsce zaczęło się dziać bardzo źle w zawodzie artysty, jeszcze na długo przed pandemią, pomyślałem sobie, że może przyjść czas, w którym trzeba będzie zejść  do  jaskini, zamknąć się – jak  Véronique Le Guen. Usłyszałem tę historię parę lat temu. Szczególnie poruszył mnie jej finał, gdy badaczka wyszła z jaskini, ale już po roku życia w tym świecie nie wytrzymała i odeszła na zawsze. Ta tragiczna historia posłużyła mi do rozwinięcia myśli: co jeśli będziemy musieli się wycofać?  Tak jak Ewa  Demarczyk, Marcel Duchamp, poniekąd Marek Kondrat.

Zejść do jaskini, zacząć od  Lascaux, od samego początku. Co jeśli ta rzeczywistość zmusi nas do emigracji? Artystom często zamyka się usta (sam doświadczyłem tego parę razy). Ludzie muszą się zbroić, zwoływać tylko po to, by bronić instytucji, z którymi mogą się zgadzać lub nie. Ta walka i pewnego rodzaju jakość artystyczna jest ponad podziałami. W spektaklu opowiadam o sytuacji, w której już nawet ten bunt nie ma sensu, gdy trzeba po prostu uciekać, bo nie ma wyboru. Zadaję pytanie: kto jest tu  Kalibanem? Kto jest tym złym? (jeśli Kaliban jest zły).

Czy jako artysta offowy dostrzegasz podobne zagrożenia w teatrze pozainstytucjonalnym?

Oczywiście, że tak. Obecnie trwa dyskusja na temat różnych mechanizmów funkcjonujących  w  teatrze w ogóle. Chodzi oczywiście o akcję #MeToo, ale również o kwestie takie jak podpisywanie umów czy  rozpoczynanie  prób. To są rzeczy, wydawałoby się, podstawowe. Odbyłem bardzo ciekawą rozmowę z moimi kuzynami,  którzy  pracują w zupełnie innych branżach. Nasze sytuacje nigdy nie będą porównywalne.

Natomiast jeśli chodzi o teatr offowy, to bardzo trudno zrozumieć, że on się profesjonalizuje. Ale nigdy nie będzie w pełni profesjonalny, jeśli będą różnice w stawkach, jeśli  będzie  traktowany po  macoszemu. Nie da się pracować za miskę  ryżu. Off robi się z zamiłowania: wyżyć z tej pracy byłoby ekstremalnie trudno. Coraz mniej osób chce się tym zajmować. Nie mówię o swojej sytuacji, bo jestem również aktorem w Legnicy i wykładowcą, ale znam artystów, którzy musieli zrezygnować z własnej pasji. Ta miłość ma swoje granice.

(Adriana  Joanna Mickiewicz, "Powrót do jaskini", Shakespeare Daily, nr 2/2021)