- Facebook to jest klikanie w domu na kolenie - mówi Paweł Palcat, aktor teatru im. H. Modrzejewskiej w Legnicy i reżyser przedstawienia „Zrozumieć H.” opartego na biografii Henryki Krzywonos zaprezentowanego podczas XII Ogólnopolskiego Festiwalu Dramaturgii Współczesnej „Rzeczywistość przedstawiona” w Zabrzu w rozmowie z Wojciechem Cydzikiem.

 



Wojciech Cydzik: Kiedy odnosi się taki sukces jako reżyser, to chyba nie chce się już być aktorem?


Paweł Palcat: Nie ma co mówić o sukcesie. Reżyseria, tak jak cały ten projekt, wyniknęła z potrzeby powiedzenia czegoś, co siedziało gdzieś w sercu. Jeśli potrzeba robienia czegoś na scenie jest szczera i prawdziwa, to efekt zawsze będzie dobry. Jasne, że reżyseria gdzieś tam pociąga. Mój szef Jacek Głomb mówi, że są ludzie, którzy grają i to im wystarcza, a są tacy, którzy chcą też coś napisać, zagrać i zaśpiewać. To potrzeba wypowiedzi a nie chłodna kalkulacja. A grać się chce, bo aktorstwo to jest mój zawód.

W.C: O „Zrozumieć H.” łatwo powiedzieć, że to spektakl publicystyczny.

P.P.: Nie spotkałem się z takimi zarzutami. Zależało mi na uniknięciu ich - że to modny temat, że łatwy, że osobowość pani Henryki itd.

W.C.: Ale przedstawienie spięte jest klamrą, zaczyna się i kończy od wystąpienia Henryki Krzywonos w 30 rocznicę Sierpnia.

P.P.: Dla nas kontekst polityczny i miejsce, w którym ona to zrobiła, nie były najważniejsze. Najważniejsze było to, co powiedziała. Co to znaczy solidarność dzisiaj? Że w naszym kraju powinniśmy szanować ludzi bez względu na to, jacy są. Po tym wszystkim co przeszli, po całej tej historii, odnosić się do kogoś bez szacunku, to trochę nie fair. Każdej osobie należy się szacunek. To jest głęboka prawda jej wystąpienia. Osoba, która adoptuje 13 dzieci musi mieć wielką dozę empatii, żeby to się udało, dzieci to nie zwierzątka.

W.C.: W wywiadzie po „Zrozumieć H.”, ktoś z zespołu powiedział, że sięgnęliście do historii, bo żałujecie, że nie przeżyliście czegoś takiego.


P.P.: Może nie żałujemy, ale dziś fenomenem jest dla nas odczucie wspólnoty. Tego teraz nie ma. Kolega mówił dzisiaj o własnym podwórku, że będąc małym berbeciem znał wszystkich sąsiadów z ulicy. Teraz dzieci się tam nie znają. To w skali mikro. W skali makro mówimy o pewnym zrywie społecznym, każdy zryw społeczny jest piękny, bo takie jest poczucie wspólnoty. Przynależność do czegoś dużego i ważnego, świadomość, że coś takiego jest - to fantastyczne. Nie wyobrażam sobie, co musiałoby się stać teraz w Polsce 2012, żeby poczuć coś takiego, jak ludzie 30 lat temu. Nie wiem.

W.C.: Teraz to poczucie daje ruch na Facebooku.

P.P.: Facebook to jest klikanie w domu na kolanie. To zupełnie co innego. To nie jest poczucie wspólnoty a pełna anonimowość. Mogę tam funkcjonować jako Paweł Palcat, mogę też wpisać się jako Jan Kowalski albo Agnieszka Kowalska.

W.C.: Jacek Głomb, podczas dyskusji w klubie festiwalowym powiedział, że „Solidarność” powinna się rozwiązać. Co Pan, który czytał o „Solidarności” przygotowując się do „Zrozumieć H.”, sądzi o niej?


P.P.: Jeśli związek z taką tradycją zajmuje – takie jest moje odczucie - stanowisko polityczne, to nie jest związkiem zawodowym, tylko politycznym związkiem zawodowym. Wspólną rzeczą jest to, że pracujemy i jesteśmy w jakimś związku, ale możemy mieć różne opinie o polityce i o rzeczywistości. To jest tak, jak z głosowaniem w Platformie Obywatelskiej przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Politycznie jesteśmy razem, ale mamy swobodę sumienia. Tak powinno być w związku, jeśli związek zawodowy popiera partię, nie ma znaczenia jaką, to nie jest związkiem zawodowym - jest partią. Więc o jakim związku zawodowym „Solidarność” mówimy.

W.C.: Czy „Zrozumieć H.” można traktować jak podzwonne dla „Solidarności?

P.P.: Nie. Nie chodzi o oskarżanie „Solidarności”, a o pokazanie: patrzcie jacy byliśmy, czemu nie możemy być tacy sami. Patrzcie co się stało z jednymi, a co z innymi. Jeden został prezydentem, druga chciała być w polityce i nie wyszło jej, a trzecia uznała, że będzie wychowywała dzieci. Poszliśmy w totalnie różne strony. To o tym powiedziała Barbara Labuda w książce „Szminka na sztandarze” i użyłem je słów w spektaklu: „Po tym wszystkim poszliśmy w różne polityczne strony. Chodziło tylko o to, żeby można było głosować na tego, na kogo się chce”. Ale nasze drogi się rozeszły się, jeden tramwaj zjechał do zajezdni, drugi pojechał w stronę ulicy Wiejskiej, trzeci rozkraczył się gdzieś w pół drogi.

W.C.: Jak wyglądało Pana pierwsze spotkanie z Henryką Krzywonos?


P.P.: Poświęciła mi ponad godzinę, dowiedziałem się mnóstwa fantastycznych rzeczy. To niesamowicie magnetyczna osoba, przyciąga ludzi. Jest ciepła, z dużą dozą empatii, chęcią niesienia pomocy, a jednocześnie to trzeźwo myśląca kobieta… taka mama.

Dziękuję za rozmowę.


(Wojciech Cydzik, „Facebook to jest klikanie w domu na kolenie”, www.teatrzabrze.pl/festiwal)