Poniżej publikujemy treść listu odczytanego przez Łukasza Kucharzewskiego podczas jubileuszowego wernisażu w Teatrze Modrzejewskiej, który odbył się 21 grudnia 2022 roku. Dziś, 25 grudnia, mija 180. rocznica otwarcia sceny legnickiej świątyni sztuki.

JA, TEATR LEGNICKI

Sto osiemdziesiąt lat czekałem, aby to powiedzieć. Ja teatr, ale nie ten grecki Dionizosa w Atenach z niebem zamiast plafonu i żyrandola, bez foteli i lóż, ani nie teatr ogromny z wizji Stanisława Wyspiańskiego, ani szekspirowski Globe, lecz teatr z cegieł, wapna, drewna i szkła, swojski, miejski, przywiązany do miasta Legnicy, do ratusza w Rynku, do Śledziówek, do ziemi , na której stoję, zroszonej potem i krwią moich budowniczych, którzy - jak kierownik budowy pan Theinert, spadł z rusztowania i oddał życie, a jego następca pan Kirchner, także uległ wypadkowi, co zmusiło dzielnych budowniczych do przezwyciężenia klątwy szkieletów, wykopanych z ziemi pod moje fundamenty. To prawda, dla Szekspira, świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają, dla mnie to mój dom.

180 lat temu, tak jak dzisiaj, w atmosferze zbliżającego się Bożego Narodzenia, byłem gotów do służby miastu, lecz moje urodziny zawdzięczam „tacie”, z którego głowy wyskoczyłem jak Atena z czoła Zeusa. On mnie wymyślił, zaprojektował, od niego mam bryłę. Jego sławne na wieki wieków imię: Carl Ferdynand Langhans.

Ja, legnicki teatr, jestem architekturą, która zmaterializowała się jako dom teatru miejskiego, dzisiaj noszącego imię wielkiej polskiej aktorki, Heleny Modrzejewskiej, która w dniu mojego otwarcia miała dwa lata.

Mój poród był ciężki i z komplikacjami. Mogło mnie nie być, gdyby nie marzenia światłych, wpływowych i zamożnych radnych, gdyby nie potrzeby legniczan, którzy masowo i gremialnie powitali teatr w neorenesansowym kształcie nawiązujący do bogactwa i kultury miasta-państwa, renesansowej Florencji, której pałace podziwiał mój twórca.

Stanąłem na własnych nogach w miejscu dla architektonicznych VIP-ów: po środku rynku, przy starym ratuszu, do którego się przytulam, a na rzut beretem mam legnicką katedrę, znacznie starszą ode mnie, bo o 800. lat.

Czas od 1842 roku, to dla mnie zwierciadło ludzkiej komedii, aktorzy mówiący po niemiecku, polsku, rosyjsku, w jidysz, po grecku, to symbole władzy różnych państw, flagi na moich murach i tysiące twarzy wchodzących i wychodzących. Przeszłość, to czasami zwierciadło zakurzone, odstawione w kąt, a bywało stłuczone i wymieniane na nowe. Vita brevis, ars longa! A zatem w moich murach, na widowni i na scenie, w korytarzach i za kulisami, żyje pamięć o niezwykłych ludziach, którzy wypełniali teatr sztuką i ciągle inspirują do nowych kreacji.

Oczywiście zabieram głos wyjątkowo i metaforycznie. Mój język to domena architektury publicznej - specjalnie teatralnej. Jestem wszak prostopadłościenną bryłą przykrytą dachem, a moim sercem jest scena z widownią. Zdobi mnie szata neorenesansowej architektury włoskiej, odporna na deszcze, śniegi, wiatry, mróz i upalne słońce. I mam szczęście, że nie podzieliłem losu mojego rodzeństwa, zburzonych teatrów w Szczecinie i Lipsku.

Ale tylko ja, mam w uszach dźwięczny sopran madame Seliger, która na otwarcie teatru w dniu Bożego Narodzenia w obecności władz miasta i regionu, zaproszonych gości i legniczan, powiedziała:

„Skończony jest już nowy Dom!
Zapełniają się opływające światłem przestrzenie,
W głębokim wzruszeniu faluje grom.
Muza skinęła uśmiechniętą twarzą,
Cicho otwiera się wewnętrzna brama.
Pierwsze słowo wypowiedziane w tym miejscu przez usta i serce
To pozdrowienie miłości.
Witamy Was, Ojcowie tego miasta!
Dzielni mężowie, przyjaciele piękna.
Wasza moc zbudowała ten Dom,
Dziękuje Wam za to Sztuka”.