W minioną sobotę w gorzowskim klubie Łazienki 6 odbył się wieczór wspomnień poświęcony zmarłemu 28 lipca 2021 roku aktorowi Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie – Krzysztofowi Tuchalskiemu. Czterokrotną okazję współpracy z artystą miał dyrektor Modrzejewskiej Jacek Głomb, którego list podczas wydarzenia odczytała aktorka Joanna Ginda.

„Z Krzyśkiem Tuchalskim pracowałem w teatrze w Gorzowie cztery razy. W „Zapachu żużla” Iwony Kusiak (2010) zagrał wkurzonego na świat żużlowego mechanika, w „Wesołych kumoszkach z Windsoru” Williama Szekspira (2014) safandułowego męża pani Page, w Stilonie – moja miłość” Katarzyny Knychalskiej (2016) – domorosłego robotniczego poetę Andrzeja, w „Gwałtu, co się dzieje!” Aleksandra Fredry (2020) - Tobiasza, burmistrza w Osieku.

Wszystkie role były zawodowe, bardzo dobrze przeprowadzone. Lubiłem z Krzyśkiem pracować bo miał aktorską intuicję i dystans wobec świata, był zawodowcem pełną gębą, ale jednocześnie sprawiał wrażenie jakby mu to wszystko łatwo przychodziło. Są aktorzy, którzy mają talent od Boga i aktorzy bardzo pracowici, którzy wszystko wypracowują. Krzysiek miał talent od Boga, ale jednocześnie był profesjonalistą - to znaczy znał na przykład tekst, co nie zawsze można powiedzieć o Jego młodszych kolegach. I strasznie się denerwował kiedy zapominał tekstu….

Tak, powiem coś - co może zabrzmieć „niepoprawnie politycznie” - Krzysiek się nie przepracowywał, jemu to wszystko w teatrze łatwo przychodziło. Raz miałem natomiast wrażenie, że obcuję ze zjawiskiem magicznym, kreacją, aktorem absolutnie wyjątkowym i nawet powiedziałem to głośno, co bardzo – jak pamiętam – onieśmieliło Krzyśka. Powiedziałem publicznie, że mamy do czynienia z aktorem wyjątkowym, perłą w koronie. To było na bankiecie po „Stilonie” i pamiętam, że czułem się wtedy – zachowując wszelkie proporcje w stosunku do mojej osoby – jak - nie przymierzając – Wajda przy Cybulskim – Tuchalskim. To było naprawdę zjawiskowe, spotkać kogoś kto rozumie w stu procentach moje (i autorki) intencje i jeszcze dokłada do tego od siebie bardzo bardzo dużo. Dlatego pomyślałem, że przypomnę Państwu parę scen z naszego „Stilonu”. Nie ma już bowiem tego spektaklu i nie będzie, bo nie ma z nami Krzyśka, który po mojemu był takim Andrzejem, choć może nie pisał wierszy. Pamiętam – to znaczy nie pamiętam - naszą rozmowę na bankiecie (nie pamiętam pewnie dlatego, że obaj nie wylewaliśmy za kołnierz), ale co z niej pamiętam to nieśmiałość Krzyśka. „Ty tak naprawdę o mnie mówiłeś”? i długie milczenie. Tak, z Krzyśkiem, można było długo i pięknie pomilczeć. W tym do imentu hałaśliwym świecie to wartość nie do przecenienia".

fot. materiał Teatru im. J. Osterwy w Gorzowie Wlkp.