Weronika Maria Kuśmider wyreżyserowała w legnickim teatrze „Puste miasto” Dejana Dukovskiego. Chciałbym, by poczynała sobie z oryginalnym tekstem śmielej. Premiera wypadła dobrze, ale na tle innych realizacji Teatru Modrzejewskiej przedstawienie robi jednak wrażenie poprawnego, zachowawczego, szkolnego. Tekst Piotra Kanikowskiego.

Pierwsza refleksja po premierze „Pustego miasta” Dejana Dukovskiego w reżyserii Weroniki Marii Kuśmider w legnickim teatrze? Dejan Dukovski to nie Szekspir. Spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Wiedząc, że autor pochodzi z Bałkanów, a zalążek intrygi stanowi wojenne spotkanie braci walczących po dwóch różnych stronach frontu,  nastawiłem się na ciężką, duszną opowieść w klimacie greckiej tragedii. A „Puste miasto” to jest w gruncie rzeczy tragikomedia, która dodatkowo rozpadła się młodziutkiej reżyserce na ciąg mniej lub bardziej zabawnych kabaretowych scenek. Humor bywa koszarowy, ale publiczności na premierze chyba to aż tak bardzo nie przeszkadzało. Widownia śmiała się często i głośno.

Gero (Mateusz Krzyk) i jego starszy brat Gore (Bartosz Bulanda) są sami pośrodku linii frontu, w opuszczonym mieście, bardzo sugestywnie zobrazowanym przez rumowisko starych krzeseł, stanowiących główny element scenografii. O świcie wrogie armie rozniosą tu wszystko w pył, łącznie z nimi samymi. Braciom zostało kilka godzin życia. Puste miasto jest zarazem grobem i ostatnią szansą na chwilę szczęścia przed śmiercią. Upaleni trawką, odurzeni prochami i grzybkami z żelaznych zapasów Gero, snują się od butiku do banku, od burdelu do kościoła. Piją szampana, jedzą kawior, pławią się w luksusie, toną w nostalgicznych wspomnieniach i marzą o miłości. Trochę próbują grać przed sobą twardych facetów i ukrywać niespełnienie, ale to na nic. Widz podąża za nimi w kolejne kręgi intymnej wiwisekcji aż do tego momentu, gdy wyzuci z maczyzmu mażą sobie usta szminką, wciągają pończochy, paradują na wysokich obcasach i rozpaczliwie masturbują się w zakamarkach sceny.

Krzyk i Bulanda grają braci z dużym zaangażowaniem, odważnie, po bandzie. Tekst Dukovskiego wydaje się rozwlekły, przegadany, mimo tego przedstawienie ma – o dziwo! – dobre tempo. Nie nuży. To przede wszystkim zasługa aktorów, którzy w skromnej obsadzie – bez podpórek w postaci np. grającej na żywo kapeli – potrafili przez półtorej godziny całkowicie skupić na sobie uwagę widzów. Weronika Maria Kuśmider, debiutująca na zawodowej scenie dyplomantka wydziału reżyserii Akademii Teatralnej im. Zelwerowicza w Warszawie, bez wątpienia miała w nich duże wsparcie. Poradziła sobie, ale wydaje mi się, że „Puste miasto” Dukovskiego byłoby puste, gdyby nie odwaga oraz sceniczne obycie Mateusza Krzyka i Bartosza Bulandy. Za nasycenie dość banalnej opowiastki emocjonalnymi niuansami, chapeau bas, panowie!

(Piotr Kanikowski, „Puste miasto byłoby puste bez Krzyka i Bulandy”, https://24legnica.pl/, 10.05.2022)