5 grudnia legnicki Teatr im. Heleny Modrzejewskiej zaprezentował w Krakowie w ramach festiwalu Boska Komedia inscenizację sztuki „Głosy nowej Białorusi" białoruskiego dramaturga Andrieja Kuriejczyka w reżyserii Łukasza Kosa. Spektakl recenzuje Łukasz Czarnecki.

Utwór to niezwykły, bo wszyscy bohaterowie są autentycznymi ludźmi, którzy podzielili się z autorem traumatycznymi wspomnieniami z okresu represji, które spadły na naszych wschodnich sąsiadów po sfałszowanych wyborach prezydenckich z ubiegłego roku.

Spektakl został wyprodukowany przez Teatr im. H. Modrzejewskiej w Legnicy i Instytut Adama Mickiewicza (@kt - „Głosy nowej Białorusi” to przedstawienie wyprodukowane przez legnicki teatr. Z inicjatywy m.in. Instytutu Adama Mickiewicza sfinansowany został specjalny program Festiwalu Boska Komedia, poświęcony Białorusi, w ramach którego przedstawienie Teatru Modrzejewskiej zostało zaprezentowane w Krakowie). - Z Białorusinami łączą nas wspólna historia, marzenia o wolności, wartości i kultura - mówi „Codziennej" Barbara Schabowska, dyrektor Instytutu.

Kuriejczyk, tworząc tekst sztuki, dał głos swoim rodakom. W efekcie legniccy aktorzy wcielają się w realnie istniejące osoby, a słowa, które padają z ich ust, są wiernym powtórzeniem ich opowieści. Przed monologiem każdego z biorących udział w inscenizacji artystów podawane są personalia autentycznego człowieka, a na małym ekranie w rogu sceny wyświetlany jest jego portret. Słowa padające ze sceny niosą ze sobą wyłącznie prawdę, prawdę brutalną i podawaną bez znieczulenia. Teoretycznie każdy z nas wie o brutalnych działaniach reżimu Łukaszenki. Jednak nawet to nie jest w stanie przygotować na konfrontację z osobistymi historiami zwykłych ludzi, którzy zetknęli się z nikczemnością i sadystycznym okrucieństwem władz własnego kraju, a których jedyną winą była miłość do ojczyzny. Poznajemy m.in. opowieść chorego na serce pobożnego chrześcijanina, którego zatrzymano, gdy jechał do centrum Mińska, by się tam pomodlić, wielokrotnie rażono paralizatorem, omal przy tym nie zabijając. Słyszymy o młodych dziewczynach, których pięćdziesiątkę wciśnięto do czteroosobowej celi (sic!), ludziach porywanych z ulic i oficerze milicji, który grupie zatrzymanych mówił: „Spaliłbym was wszystkich żywcem". Na koniec odczytany zostaje fragment listu do matki wysłanego przez działacza społecznego z Lidy, zesłanego do kolonii karnej. Wyraził w nim nadzieję na rychły upadek reżimu i powrót do domu. Niestety, autor wiadomości ze swymi bliskimi już się nie połączy, krótko po jej napisaniu został zakatowany na śmierć.

Cóż więcej można napisać? Oglądając spektakl, przeżywa się wstrząs - potworny i skręcający wnętrzności, wstrząs, który sprawia, że po wyjściu z teatru fragmenty usłyszanych historii wciąż brzmią w naszych głowach, a dłonie zaciskają się w pięści z bezsilnej wściekłości - bo oto o rzut kamieniem od naszych domów dzieją się sceny jak z III Rzeszy, a my nic nie możemy na to poradzić.

(Łukasz Czarnecki, "Prawda bez znieczulenia. Listy z domu niewoli", https://gpcodziennie.pl/, 07.12.2021)