Pomimo, że mechanizmy zachodzące w psychice działają dziś dokładnie tak samo, a stany umysłu nie zmieniły się jakoś szczególnie, można ten tekst bardzo łatwo popsuć. Można by go wręcz odczytać jako dziaderstwo i marudzenie boomera, bo tam są pułapki. Nowakowi udało się ich uniknąć. No i powstał niezły kawał teatru. Pisze Michał Franczak.

Odwiedziłem wczoraj Legnicki teatr. Kartotekę wystawiali. Premierowo i dyplomowo. W spektaklu dostajemy zarówno bohatera, jak i jego wizje mocno uwspółcześnione. Bardzo dzisiejsze. To właśnie takie odczytanie pozwala mi cieszyć się tym Różewiczem na nowo i współcześnie, zamiast oglądać bolączki i trudy umysłowe intelektualistów w okresie wczesnego Gomułki. Bo właśnie taki byłby dla współczesnego widza tamten oryginalny bohater, podczas gdy bohater współczesny będzie dla widza lustrzanym odbiciem i partnerem w malignie.

Taką współczesną, świeżą i dzięki temu prawdziwą i wiarygodną kartotekę można zobaczyć u Modrzejewskiej. Jest to, jak wspomniałem spektakl dyplomowy Maksymiliana Nowaka.

W rolę bohatera wciela się Mateusz Krzyk i jest to kolejna świetna jego rola. Szczególnie wiarygodna w momentach, kiedy krzyk gra samą mimiką w odpowiedzi na to co dzieje się wokół niego. Chór starców zredukowany został do roli Bogdana Grzeszczaka, który jako pojedynczy starzec sprawdza się znakomicie od samego początku. Ta postać starca to chyba jedyna chyba pozostała w oryginalnym charakterze tamtych czasów. Dlatego też tak świetnie kontrastuje z tymi w pełni współczesnymi jak na przykład tiktokerka. Zresztą ta tiktokerka, grana bardzo dobrze, przez Annę Sienicką, odnajduje się w pełni w duchu surrealizmu Różewiczowskiego.

Nie wypada nie wspomnieć o rodzicach. Świetnym Pawle Wolaku — ojcu i genialnej, mówiącej mikserem i twarzą Katarzynie Dworak. Scena z mikserem i ojcem opowiadającym o rozmnażaniu insektów jest nie do zapomnienia. Jest zresztą więcej takich momentów, które same w sobie zapadną mocno w pamięć jak scena otwierania walizki, śmieszna historia wuja czy zgaszony przez sekretarkę starzec.

No i wokół tego wszystkiego ten wspomniany Krzyk, który nie wstał z łóżka i tym błędem skazał się na gonitwę myśli i rozpamiętywanie wielkopiątkowej kiełbasy i pozostawionej na łaskę losu Olgi. Odnajduje się, a w zasadzie, nie odnajduje się w tej roli znakomicie. Jego zagubienie jest realne i często bolesne zarówno dla niego jak i widza.

Warto też wspomnieć o scenografii, która jest rozciągnięciem ideowym łóżka i która niesamowicie utrudnia grę i nadaje kolejne surrealne warstwy całej historii.

Bardzo, bardzo udany jest to dyplom.

Idźcie na Kartotekę, bardzo warto.

 (Michał Franczak, „dziś Różewicz”, https://sensu.stricte.net/, 14.04.2024)