„Dzieje grzechu opowiedziane na nowo” w reżyserii Darii Kopiec okrutnie rozprawiają się z mitem romantycznej miłości. Jednocześnie od czasu spektaklu „Krzywicka/Krew” Aliny Moś-Kerger sprzed 8 lat nie było w legnickim teatrze tak bezkompromisowego spojrzenia z kobiecej perspektywy na patriarchalny świat. Znakomicie zagrane mocne i ważne przedstawienie. Pisze Piotr Kanikowski.

„Oczywiście, że ma miłości.
Nie ma i nigdy nie było.
Nawet to, cośmy robili
w żadnym calu nie zahacza
o miłość.

(…)
Można już odetchnąć, można wetchnąć
resztki swojego ciepła
w resztki ciepła świata”

(Marcin Świetlicki, 79)

Od sobotniej premiery „Dzieje grzechu opowiedziane na nowo” mocno rezonują w mojej głowie z tym młodzieńczym wierszem Marcina Świetlickiego. Oba zaprzeczają istnieniu miłości i oba są udrapowane na chłodzie, który wieje od takiego świata.

Oczywiście, że nie ma miłości, a Ewa nie zginęła osłaniając kochanka swym ciałem przed kulą z rewolweru, skoro widzimy ją w więzieniu. Pierwsza scena w spektaklu unieważnia tę ostatnią, wykoślawia ją, wyszydza, odziera z romantycznego nimbu i każe traktować wyłącznie jako projekcję umysłu głównej bohaterki. Efekt przedawkowania kiczowatych lektur lub filmowych melodramatów. Romantyczne wyobrażenie wrażliwej kobiety na temat miłości idealnej.
A co jest zamiast miłości? Właśnie to, co okazują młode więźniarki, szorując podłogę na walentynkowy bal: erotyczne napięcie zagłuszane modlitwami, grzeszne myśli destylowane w religijną ekstazę, ciała, które pożądają innych ciał. Po wpuszczeniu mężczyzn za kraty przez kilka pierwszych minut znaczenie ma tylko wulgarny, zaczerpnięty z podręczników biologii, podział na samców i samice. Jak w ogrodach zoologicznych. Zmianę w otoczeniu natychmiast sygnalizują godowe sygnały, prowokacyjne posykiwania, kuszące pozy czy gesty. W tych okolicznościach misja strażniczek, noszących długie płaszcze zdobione wizerunkami Maryi Dziewicy, staje się dwuznaczna: mają oko na więźniów, ale też pilnują dusz przed grzechem nieczystości.

W legnickim spektaklu tragiczny romans Ewy Pobratyńskiej został opowiedziany wiernie za powieścią, ale bez manierycznego języka, przez który tak trudno czytać dziś Stefana Żeromskiego. Jednocześnie Artur Pałyga jako autor scenariusza dokonał ciekawego zabiegu rozszczepienia Ewy na Ewę, Eve, Awę i Ewkę, co umożliwiło zniuansowanie emocji głównej bohaterki, rozpisanie ich na wiele głosów. Kwartet aktorek (Magda Drab, Zuza Motorniuk, Anna Sienicka i Magda Skiba) perfekcyjnie odtwarza tę skomplikowaną partyturę. W najbardziej dramatycznych momentach Eve, Awe i Ewka po kobiecemu utożsamiają się z Ewą, ale czasem przyglądają się jej pogoni za miłością z boku, sceptycznie, z dystansem, łykając popcorn z papierowego pudełka jak na obyczajowym serialu z Netfliksa. Takie rozszczepienie postaci nie tylko dynamizuje akcję, ale też nadaje indywidualnej historii rys uniwersalny. Przypuszczam, że los bohaterki „Dziejów grzechu opowiedzianych na nowo” odzwierciedla we fragmentach doświadczenia wielu współczesnych kobiet, a wyreżyserowany przez Darię Kopiec spektakl ma moc feministycznego manifestu.

Mężczyźni – potraktowani szkicowo, schematycznie – są tu wyłącznie statystami. Łukasz grany przez Jakuba Stefaniaka ma tylko urodę latynoskiego amanta, Szczerbic (Arkadiusz Jaskot) – pieniądze i dystyngowane maniery, a Sanczez (Paweł Wolak) i Alvaro (Bartosz Bulanda) – łobuzi wdzięk. Publiczność zrywa boki przy brawurowo wykonanej piosence o żabce. Ale to ich koleżanki aktorki w kolejnych scenach tkają niejednoznaczny portret kobiety głodnej miłości, oszukanej przez kochanka, godzącej się płacić za porywy serca każdą cenę. Znów zobaczyć na scenie Magdę Drab to ogromna przyjemność. Choć obsadzona w głównej roli, gra tak, by nie zabierać powietrza równie znakomitym w tym spektaklu Annie Sienickiej, Magdzie Skibie i Zuzie Motorniuk. Uważne, skupione, mądre, są dla siebie nawzajem jak cyrkowa asysta przy wyjątkowo trudnym numerze. Klasa.

W opozycji do melodramatycznej historii Ewy swe postaci budują Gabriela Fabian (Strażniczka Dorota, Gospodyni) i Katarzyna Dworak (Strażniczka Bożena, Matka). W każdym z tych wcieleń są pragmatycznymi, wyzbytymi pokus i idealistycznych wyobrażeń matronami. Także ich kreacje potwierdzają dominację kobiet w „Dziejach grzechu opowiedzianych na nowo”. Może to kwestia zbyt wysoko podniesionej poprzeczki, ale na tle koleżanek panowie – za wyjątkiem dokazującego jak zwykle Pawła Wolaka – wydawali mi się podczas premiery trochę bez pary.

Pomysł z osadzeniem fabuły Żeromskiego w latynoskich klimatach był szalony. Spodobały mi się sugestywne kostiumy Patrycji Fitzet, która dołożyła do tego słowiańskie akcenty. Sprawdziła się też scenografia Aleksandry Starzyńskiej. Trzy półotwarte prostopadłościany, bardzo funkcjonalne, bo łatwo zmieniały się z celi w dom, z domu w kościół, a z kościoła w burdel. I w jednym z piękniejszych momentów oblepiające kratę setki czerwonych kuleczek, bardzo efektownych. W ogóle genialne są te wszystkie liryczne momenty, kiedy rekwizyt (balonik, sznur do krępowania, sztuczny brzuch) staje się metaforą miłości. I z tego samego powodu odrzuca mnie scena dzieciobójstwa, znakomicie wymyślona i zagrana przez aktorki, ale – moim zdaniem – zbyt dosłowna, zbyt wulgarna, przez użycie jako rekwizytu silikonowej lalki.

„Dzieje grzechu opowiedziane na nowo” w reżyserii Darii Kopiec to piękny, mądry i wzruszający spektakl, co potwierdziły długie, bardzo długie, owacje na premierze. Na walentynki raczej go nie polecam, bo zakochani nie powinni wątpić w istnienie miłości. Dyrekcja Teatru Modrzejewskiej w Legnicy chyba myśli podobnie, bo 14 lutego gra się tu „Golca”. Ale są inne dni. Na przykład piątek 9 lutego (godz. 19), sobota 10 lutego (godz. 19), niedziela 11 lutego (godz. 18), a potem 1, 2, 3 marca Warto to przeżyć.

(Piotr Kanikowski, „Piekło kobiet. Dzieje grzechu opowiedziane na nowo”, https://24legnica.pl/, 6.02.2024)