Ja tych dziejów tego grzechu kompletnie nie znałem, co z jednej strony bardzo utrudnia odbiór, ale z drugiej, czystość umysłu nieskażona znajomością tematu nadaje tak przedstawionemu tekstowi nowe możliwości interpretacyjne. Nawet czasem może wbrew woli i chęci autorów przedstawienia. Pisze Michał Franczak.

Żeromski nie pisał meksykańskich ballad kryminalnych. Chyba. Bo wiecie, nigdy nic nie wiadomo, jak się nie zna tekstu źródłowego. Może okazać, że całą tę wypowiedź będzie można wrzucić do kosza, bo mylę się już w pierwszym zdaniu.

O teatrze ten wstęp przydługi, bo i o czym innym można jeszcze blogować? Premiera była w Legnicy u Modrzejewskiej na scenie Gadzickiego a ja takich premier nie opuszczam. Dzieje grzechu. Opowiedziane na nowo opowiedział na nowo Artur Pałyga. Na scenopisarskim stole warsztatowym wydobył główną oś fabularną z pozytywistycznych realiów i wrzucił ją w bardzo współczesną meksykańską balladę, trochę błądzącą wokół telenoweli, trochę wokół gangsterskich opowiastek, trochę zaś wokół hiszpańskich seriali ze netflixa. Przeniósł tę treść prawie zupełnie. Prawie, bo gdzieniegdzie zza zaułka wyskakuje Żeromski i krzyczy widzowi w twarz gromkie a kuku. Oczywiście scenariusz to tylko dobry pretekst. Reżyseria Darii Kopiec, scenografia Aleksandry Starzyńskiej, stroje Patrycji Fitzet i muzyka Aleksandry Gronowskiej i Michała Litwińca, dopełniają czynu wyrwania osi fabuły z kontekstu archeologicznego pozytywizmu i nadania jej współczesnego smaku. I trzeba przyznać, że ten smak okazał się być znakomitym, trafionym i w pełni strawnym.

Tylko ten Żeromski zza węgła rzucający kamieniami i Horstem.

Ale zostawmy Żeromskiego. Skupmy się na spektaklu. Dostałem kilka naprawdę niezłych chwil zachwytu, toteż je wymienię teraz w swobodnej kolejności.

Przede wszystkim Magda Drab w roli Ewy. Ależ to dobrze zagrana rola. Ewa była prawdziwa i obecna. Była niewinną panną i doświadczoną kobietą. Znakomita scena pierwszej rozmowy z Łukaszem w parku, świetnie udźwignięta również przez Jakuba Stefaniaka.

Genialne w swoich kreacjach strażniczek Katarzyna Dworak i Gabriela Fabian. Przy okazji, naprawdę piękne stroje. Katarzyna Dworak to też matka Ewy i tutaj szczególny zachwyt za scenę kłótni z córką. Obie panie udźwignęły te emocje znakomicie.

Pięknie uchwycona koluzja ojca i Ewy, zaakcentowana pięknie w scenie ojca na kiblu, ale nie tylko. W roli ojca Paweł Wolak, znakomity zarówno jako ojciec jaki i mariachi.

Zdarzało mi się już zachwycać śpiewem Zuzy Motorniuk. Tutaj również nie zawodzi, tym bardziej że dostaje tutaj całą, swoją tylko pieśń.

Pomysł na Ewę graną przez cztery aktorki i płynne przejścia między tymi rolami. Wspaniale to grało szczególnie w momentach, kiedy pozostałe Ewy stawały się greckim chórem Ewy prowadzącej.

Cały zespół Mariachi. Wszystkie piosenki, ale szczególnie piosenka o żabkach. I nie chodzi o samo tylko brawurowe wykonanie tak zaangażowanej pieśni, ale moment, scena, dla której ta piosenka jest tłem powoduje wstrzymanie oddechu na dłużej.

Tyle ze szczególnych zachwytów, które pamiętam na gorąco. Całe przedstawienie polecam gorąco. Wspaniała muzyka, świetni aktorzy, piękne stroje i dobrze opowiedziana współczesna. choć pisana dawno temu historia. Jedźcie do Legnicy, bo warto.

Ostatnią scenę spektaklu polecam szczególnie, ludziom tłumaczącym decyzję o rezygnacji z odtworzenia w Głogowie obrotowej sceny tym, że to nieużywany dzisiaj anachronizm.

PPS. Spektakl ten powstał po części za pieniądze ze zrzutki, do której swego czasu namawiałem. Wszystkim co się zrzucili dziękuję za dobry spektakl. A ponieważ ja też dorzuciłem skromne trzy grosze, to dostałem jeszcze Subiektywną historię legnickiego teatru do poczytania. Za co dziękuję.

PPP. Taki film znalazłem na stronie FB Modrzejewskiej

(Michał Franczak, „El Żeromski me acompaña cuando canto mi canción”, https://sensu.stricte.net/ , 4.02.2024)