Dziś, w sobotę 4 lutego, przełożona legnicka premiera „Innego chłopca”, pierwsza w cyklu „Teatr opowieści”, który materializuje artystycznie opublikowany 23 stycznia „Manifest kontrrewolucyjny”. Piotr Tomaszuk, Łukasz Czuj, Leszek Bzdyl, Piotr Cieplak - artyści zaproszeni przez Jacka Głomba do udziału w kontrrewolucyjnym projekcie mówią o manifeście, artystycznych modach i walce o teatr. Pisze Magda Piekarska.


Piękno kontra plastik

Manifest kontrrewolucyjny legnicki Teatr Modrzejewskiej ogłosił 23 października (23 stycznia – przyp. @KT). Jego sygnatariusze to dyrektor sceny Jacek Głomb, dramaturg Krzysztof Kopka, szefowa Fundacji Teatr Nie-Taki Katarzyna Knychalska i kierownik literacki "Modrzejewskiej" Robert Urbański.

"Uważamy, że kryzys odwiecznego modelu opowiadania historii, które zastępuje się luźnymi kolażami obrazów, klisz, performensów, ma fatalne skutki" - czytamy w manifeście. "Nie chcemy i nie będziemy tworzyć teatru, który odrzuca i uznaje za banał historie z początkiem, środkiem i końcem, posiadające bohatera i uchwytny rozumowo sens. (...) Będziemy mówić o człowieku, nie używając medialnej nowomowy czy naukowych zawiłości. (...) Nie chcemy ani teatru łatwego i przyjemnego, ani łatwego i nieprzyjemnego. W czasach, gdy zewsząd feruje się wyroki na Złego albo wygłasza peany na cześć Dobrego Polaka, chcemy pokazać Polaka (Nie) Zwykłego: nieoczywistego, barwnego, skomplikowanego. (...) Nie ma idei, która mogłaby usprawiedliwić hochsztaplerkę. (...) Pokutuje przekonanie, że produkt "dla ludzi" musi być łatwą i pustą błyskotką, a prawdziwa sztuka - nadętym, niezrozumiałym bełkotem. Sztuka jako zwierciadło rzeczywistości praktycznie dziś nie istnieje - łatwiej odbić kicz i miałkość. My chcemy odbijać światy piękniejsze, różnorodne i niejednoznaczne. Nie plastikowe, krzykliwe i najzwyczajniej już nudne. (...) Niezachwianą zasadą czynimy szacunek dla widza, objawiający się w rzetelnej artystycznej pracy".

W wywiadzie udzielonym "Gazecie" Jacek Głomb tłumaczył: - Nie walczę, żeby modny teatr zepchnąć do kąta, ale żeby reflektor kierować w inną stronę. Teatr jest zjawiskiem dużo bardziej różnorodnym, niżby się wydawało na podstawie lektury recenzji w ogólnopolskich gazetach i znajomości festiwalowych werdyktów. Nie występujemy przeciwko komuś, ale w obronie indywidualistów, którzy jednoczą się w tym projekcie po to, żeby mieć większą siłę przebicia. Oczywiście, mam świadomość, że moda jest dziś gdzie indziej. Ale chcę i będę dopominał się o sens odmiennych artystycznych wypowiedzi, szukam autorskiej drogi.

Projekt "Teatru opowieści" miał się rozpocząć w legnickim Teatrze Modrzejewskiej w ubiegłą sobotę premierą "Innego chłopca" według powieści Willy'ego Russella w reżyserii Pawła Palcata. Jednak spektakl na scenie nazwanej niedawno imieniem Ludwika Gadzickiego, najwierniejszego widza "Modrzejewskiej", przerwano po dziesięciu minutach - na sali zmarł widz, częsty gość teatru.

Dwanaście opowieści

Premierę i spektaklu, i projektu przełożono na dzisiaj. "Inny chłopiec" będzie pierwszą z 12 premier zaplanowanych w ramach cyklu "Teatru opowieści". Jacek Głomb zaprosił do udziału w nim m.in. litewskiego reżysera Linasa M. Zaikauskasa, Słowaka Ondreja Spisaka oraz polskich twórców - Agnieszkę Glińską, Piotra Cieplaka, Lecha Raczaka, Leszka Bzdyla i Piotra Tomaszuka.

"Teatr opowieści" został rozpisany na trzy teatralne sezony - dziś wiadomo, że po lutowej premierze "Innego chłopca" zobaczymy w marcu Czechowowskiego "Iwanowa" w reżyserii Zaikauskasa, w maju - muzyczną opowieść o pokoleniu lat 70. "Trzy zapałki kolejno" Łukasza Czuja, a w październiku - lalkowego "Don Kichota" w reżyserii Adama Walnego. Piotr Tomaszuk, szef teatru Wierszalin, w marcu przyszłego roku pokaże "Matkę Joannę od Aniołów", a w maju Lech Raczak - "Braci Karamazow".

Łukasz Czuj w swoim spektaklu chce sięgnąć do własnej biografii. - "Teatr opowieści" jest dla mnie powrotem do takich prywatnych, intymnych historii. Akcję przedstawienia osadzam w 1989 roku, dla mnie - roku przełomu, początku studiów, startu w dorosłe życie. Sięgam do muzyki tamtego czasu i do ulubionych filmów. Konstrukcja "Trzech zapałek..." będzie oparta na "Przypadku" Kieślowskiego, a mój bohater w różnych wariantach trafi albo w środowisko anarchistów, albo na drugą stronę barykady - do świata wielkich korporacji.

Mainstream i obrzeża


Wśród artystów zaproszonych do projektu jest urodzony w 1946 roku Lech Raczak, ale większość urodziła się w latach 60. Niektórzy z nich w poprzedniej dekadzie wyznaczali teatralne trendy - Glińska i Cieplak mają na koncie m.in. Paszporty "Polityki", których ostatni laureaci - Monika Strzępka, Paweł Demirski i Krzysztof Garbaczewski - uosabiają modny teatr, w który wycelował swój manifest Jacek Głomb.

Piotr Cieplak (jego premierę w Legnicy zobaczymy za rok): - Każdy sezon koronuje nowego króla zwierząt. Nie mam z tym problemu. I absolutnie nie czuję się wyautowany, zepchnięty na obrzeża. W Teatrze Narodowym, gdzie reżyseruję, mam absolutnie wolną rękę, a jedyny problem, jaki mi doskwiera, mam ze sobą, z podejmowaniem decyzji. Jasne, kiedyś zbierałem wszystkie nagrody, teraz może co siódmą. Ale mam do tego dystans - przekroczyłem pięćdziesiątkę, mam żonę, dorosłe dzieci, jestem dużym facetem Nie czytam e-teatru, nie interesuje mnie, kto kogo i dlaczego w życiu teatralnym, nie wchodzę w środowiskowe spory. W projekt Jacka wchodzę z radością po to, żeby zrobić dobry spektakl.

Z kolei Leszek Bzdyl, lider Teatru Dada von Bzdulow (jego premiera to ostatni punkt programu Głomba, zaplanowany na październik 2014 roku), przyznaje, że sam z funkcjonowaniem na obrzeżach ma pewien problem: - Istnieję poza głównym obiegiem od początku i niewiele się pod tym względem zmienia. Wybrałem taki nietypowy język teatralny - taniec, który mody teatralne omijają, więc my wszyscy, którzy nim się zajmujemy, trafiamy do pewnej niszy. Rozszerzenie perspektywy, jakie proponuje Jacek, może mi tylko pomóc - sprawić, że pojawią się narzędzia poznawcze, krytyczne, które pozwolą mój teatr opisać. Moje obserwacje są podobne do spostrzeżeń Jacka - mam wrażenie, że z tego ogólnego teatralnego dyskursu znikają Anna Augustynowicz czy Rudolf Zioło, artyści prowadzący wciąż pasjonującą, świadomą rozmowę z widzem, która z upływem czasu coraz ciekawiej się rozwija.

Łukasz Czuj, reżyser m.in. wystawianego we wrocławskim Imparcie "Leningradu", który po dwóch latach od premiery wciąż jest grany przy nadkompletach widowni, odczuwa rozdźwięk między oczekiwaniami krytyki a publiczności. Uważa, że ta pierwsza nie traktuje go poważnie. Za to druga - jak najbardziej. - Mam wrażenie, że opinia na temat współczesnego teatru jest budowana na schematach. Teatr poważny przeciwstawia się teatrowi rozrywkowemu. Ten pierwszy się dowartościowuje, drugi - lekceważy. Radzę sobie z tym, bo dla mnie kluczowe jest porozumienie z widownią. Nie schlebiam jej, ale to przede wszystkim dla niej robię spektakle. Najważniejsza jest dla mnie odpowiedź na pytanie, czy o godzinie 19 w teatrze jest komplet. Jeśli nie, najbardziej szumne idee trafią w pustkę.

Nie tylko mesjasze


Twórcy zaproszeni przez Głomba do współpracy nie są sygnatariuszami manifestu, ale wspierają działania dyrektora "Modrzejewskiej", choć z pewnymi zastrzeżeniami.

Tak jak Piotr Cieplak, który podkreśla, że choć dla temperatury życia teatralnego najlepiej i najłatwiej byłoby ustawić artystów biorących udział w projekcie wobec tzw. modnych twórców, to ten typ konfrontacji niezbyt mu odpowiada. - Oglądałem "W imię Jakuba S." Strzępki i ten spektakl mnie zachwycił, a ostatnie przedstawienia niektórych zaproszonych przez Jacka do udziału w projekcie reżyserów - niekoniecznie. Nie da się tu przeprowadzić prostych podziałów: młodzi-starzy, teatr nowoczesny-teatr staroświecki, modny-niemodny. Boję się ideologizacji tego sporu, a jednocześnie uważam, że taka dyskusja jest potrzebna. Ale ona powinna dotyczyć tego, czym jest współczesny teatr i jaki on jest. I jeśli efektem tego projektu będzie kilka fajnych przedstawień, to będzie największa korzyść - mówi Cieplak.

Leszek Bzdyl nie czuje się ani człowiekiem rewolucji, ani kontrrewolucji - raczej ewolucji, procesu następujących po sobie zmian, z których powoli wyłania się nowa jakość. - Ale uważam, że to, co Jacek napisał, jest pełne sensu i wiary w teatr. On zauważa rzecz istotną - że współczesny teatr jest zjawiskiem wielorakim, a nadmierna koncentracja medialnej uwagi na wąskim kręgu twórców jest krzywdząca dla pozostałych. Rozumiem, że nowi mesjasze zawsze będą znajdować się w jej centrum, ale trzeba uważać, żeby nie tracić z oczu tego, co jest obok. Jednorodność zubaża zarówno widza, jak i twórców, którzy tymi różnicami żyją, potrzebują ich jak powietrza.

Łukasz Czuj zwraca uwagę, że manifesty bywają raczej niebezpieczne, niż skuteczne, kiedy okazuje się, że rzeczywistość nie przystaje do tezy. Ale Jacek też zwraca uwagę na ważne sprawy. Jest o czym rozmawiać. Bo doszło do odwrócenia ról. Alternatywa teatralna praktycznie zniknęła i jest jakiś paradoks w tym, że na publicznych scenach za publiczne środki kontestuje się rzeczywistość. Dlatego wydaje mi się, że dziś warto przypominać, że teatr funkcjonuje nie tylko jako trybuna polityczna, ale też jako miejsce, w którym twórcy dzielą się z publicznością swoją historią, wzruszając, rozśmieszając, skłaniając do refleksji.

Piotr Tomaszuk, któremu manifesty generalnie źle się kojarzą, do tego wyjątkowo dał się przekonać. - Wydaje mi się, że jeśli jego skutkiem będzie choćby tylko rozpięcie takiego parasola nad grupą autorów i reżyserów, których warto zobaczyć wobec siebie, we wzajemnej twórczej konfrontacji, to już będzie bardzo dużo. Ale manifest Jacka zwraca uwagę na coś jeszcze - na to, że w polskim teatrze brakuje ideowości, myśli, która połączy wszystkich twórców, która będzie wyrazem przywiązania do ideałów, walki o nie. Walki o teatr, która jest dziś bardzo potrzebna.

(Magda Piekarska. „Manifest ludzi teatru”, Gazeta Wyborcza Wrocław, 4-5.02.2012)