27 marca to Międzynarodowy Dzień Teatru. Od pewnego czasu, za to regularnie, to dość smutne święto środowiska, które władza traktuje jak morowe powietrze, zbędny i kłopotliwy kwiatek do kożucha.



Legniccy artyści i pracownicy sceny obchodzili swoje święto awansem, kilka dni wcześniej w niedzielę, co wszystkim miało umożliwić uczestniczenie w uroczystości. Widzowie skorzystali z okazji, władze – nie po raz pierwszy - pokazały dobitnie, gdzie mają komediantów. Tylko biurokratycznie wszystko było w porządku.

Władcy, zarówno ci od prezydenta miasta, jak i od marszałka (to współorganizatorzy finansujący działalność legnickiego teatru), mieli na widowni swoich formalnych posłańców. Mieliśmy zatem okazję posłuchać kilku okrągłych frazesów – szczerze lub nie – wygłaszanych lub odczytywanych ze sceny. Żaden z władców Legnicy, ani Dolnego Śląska, a jest ich doprawdy wielu, nie pojawił się w teatrze. Pies ich trącał, ale niesmak pozostał.

Jeszcze kilka lat temu Międzynarodowy Dzień Teatru był świętem, podczas którego ludziom sceny wręczano nagrody i wyróżnienia. Dziś wstydliwie unika się nawet kontaktu z ludźmi tego środowiska. Któż bowiem przejmowałby się tak nieliczną grupą zawodową, do tego niepokorną, czasami zbuntowaną wobec otaczającej rzeczywistości, co artyści pokazują w wystawianych – zdarza się że niepoprawnych politycznie - sztukach. Nie traćcie czasu! Nie znajdziecie ludzi legnickiej sceny ani wśród nagrodzonych przez marszałka, ani w gronie laureatów miejskich wyróżnień, które właśnie (jednomyślnie, czytaj bezmyślnie) uchwalili legniccy radni.

Bez echa przejdzie też tegoroczne orędzie na ten świąteczny dla teatru dzień, które na całym świecie czytano ze scen. Bez znaczenia jest bowiem, że napisał je twórca wybitny, laureat literackiego Nobla, włoski satyryk, autor sztuk teatralnych, reżyser teatralny oraz kompozytor Dario Fo. Kim bowiem dla ludzi władzy jest ten komunizujący anarchista, którego swojego czasu trzeba było nawet chronić przed wyrokiem śmierci wydanym przez mafiosów? Nikim, komediantem jedynie.

„Dawno temu władza, nietolerancyjna wobec komediantów, rozwiązała problem wypędzając ich z kraju. Dzisiaj, aktorzy i zespoły mają trudności ze znalezieniem publicznej przestrzeni teatralnej, z której mogliby się zwrócić do publiczności - wszystko za sprawą kryzysu. Rządzący zatem nie mają już problemów z kontrolą tych, którzy wyrażają się z ironią i sarkazmem”. To właśnie jego słowa. Władcy nie zawracają sobie głowy takimi duperelami.

Nieprzypadkowo. Dario Fo jest bowiem ostrym krytykiem władczej biurokracji zwracającym uwagę, że problemy polityczne na całym świecie są bardzo do siebie podobne. Dał temu wyraz w swojej głośnej sztuce „Zdumiewający dwumózgowiec”. To jadowita satyra na ludzi pokroju Berlusconiego i Putina, której treścią są skutki fikcyjnego zamachu na te osobistości (błąd lekarski powoduje, że w głowie Berlusconiego zaszyty zostaje kawałek mózgu Putina). Czy taki prowokator powinien być wpuszczany na salony naszych - oświeconych blaskiem władzy - elit? Pogonić komedianta i po krzyku!

Autor teatralnego orędzia ma pełną tego świadomość: „O ile bardziej wnika w duszę to, co widzą oczy, niż to co możemy przeczytać w książkach. Podobnie jak słowo podkreślone głosem i właściwym gestem bardziej zawłaszcza i drąży umysły młodzieży i dziatek, niż może zrobić to wydrukowana martwa litera . Należy zatem usunąć z naszych miast aktorów teatralnych, jak robi się to z osobami niepożądanymi”. W legnickim ratuszu, ale nie tylko tam, myślą zdumiewająco podobnie. Nie dziwi mnie to. Przecież to zacni liberałowie, którym brakuje jedynie silnej ręki, by swój liberalizm wprowadzić w życie – jak pisał jeszcze za komuny poeta Ryszard Krynicki.

Smutne święto. Reszta jest milczeniem (Szekspir).

Żuraw, 27 marca 2013 r.