Zlikwidować na zawsze, czy pozostawić na lepsze czasy? Legniccy politycy ponownie spierają się o lotnisko. Mam nieodparte wrażenie, że to wyłącznie ambicjonalny spór „kto kogo”. Trwa liczenie szabel. Skutki mogą być żałosne.

Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć, kto w tym sporze ma rację. Wbrew pozorom może być tak, że racje są… po obu stronach. Albo, jak kto woli, nie ma jej żadna z wojujących stron. Nie ma w tym efekciarskiego paradoksu. Jak pisał bowiem generał de Gaulle „polityka jest sprawą zbyt poważną, aby pozostawić ją w rękach polityków”.  Nie ma bowiem niepodważalnych i wiarygodnych dowodów, który wybór jest lepszy. A w takiej sytuacji – jak mówią piłkarze - lepiej mądrze stać, niż głupio biegać.

Mam natomiast zasadnicze wątpliwości, czy decyzja w tej strategicznej i nieodwracalnej dla miasta sprawie powinna zapadać poprzez polityczne z natury głosowanie ignorantów, jakimi bez wątpienia są w tej dziedzinie miejscy radni. To tak, jakby w szkolnej klasie poprawność wyniku dodawania ustalać poprzez głosowanie uczniów.

Prezydent i jego polityczni sojusznicy od wielu lat są za likwidacją lotniska. Argumentują, że wizja portu lotniczego w Legnicy to mrzonka, bo brak jest zainteresowanych taką inwestycją, a miasta na nią nie stać. O ile ten drugi argument wydaje się racjonalny, to pierwszy jest zwyczajną manipulacją. Ktoś, kto otwarcie od lat zmierza do likwidacji nie zrobi przecież nic, by pozyskać inwestora dla lotniczego biznesu. Konsekwentnie zatem nic nie robi.

Jeszcze bardziej demagogiczny jest argument, że likwidacja lotniska to tysiące (!) miejsc pracy w nowej strefie przemysłowej, która miałaby powstać w jego miejscu. W Legnicy miejsc pod inwestycje nie brakuje. Ewidentnie brakuje natomiast inwestorów, którzy chcieliby te miejsca pracy tworzyć. Kryzys jest widoczny. Powiem tak. Proszę pokazać mi chociaż jednego chętnego na dużą, poważną i długoterminową inwestycję (w typie polkowickiego Volkswagena), która da choć tysiąc nowych miejsc pracy. Słyszeliście o takiej ofercie? Ja nie, a mam przekonanie graniczące z pewnością, że gdyby była, to stałaby się tematem co najmniej kilku prezydenckich konferencji prasowych.

Jest jednak i druga strona medalu. Nie mam bowiem pewności czy obrońcy lotniska wiedzą o czym mówią. Czy betonowy pas startowy i hektary terenu nazywanego lotniskiem, mogą być nim w przyszłości? Czy wybudowanie na jego byłych terenach wielkopowierzchniowych obiektów  handlowych i pobliskich osiedli mieszkaniowych nie przekreśliło już dawno możliwości utworzenia w tym miejscu - niewielkiego nawet - portu lotniczego. Wiarygodnych ekspertyz brak, nie mówiąc już o opinii mieszkańców okolicznych budynków.

Podsumujmy. Aktualnie brak jest jakichkolwiek kompetentnych i wiarygodnych przesłanek do podjęcia odpowiedzialnej decyzji w sprawie przyszłości lotniska. Można ją co prawda przegłosować, ale z równym powodzeniem można uchwalić cokolwiek. Na przykład wyższość świąt Bożego Narodzenia, nad świętami Wielkiej Nocy. Niestety. Wszystko zmierza w tę właśnie stronę. Będzie zatem jak w proroczej „Pieśni o spustoszeniu Podola” Kochanowskiego. Jak zwykle, bo „nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi”.

Żuraw, 25 stycznia 2012 r.