Z wielką niecierpliwością czekam na sprawozdanie naszych legnickich stadionowych patriotów z ich udziału w narodowym święcie. Na razie bezskutecznie, tak jakby nie mieli się czym pochwalić. A przecież jest czym.

Zdecydowanie jest wiele powodów do patriotycznej dumy. Czekam jednak cierpliwie, gdyż chciałbym, by sprawozdanie było precyzyjne. Chcę wiedzieć, ilu policjantów zostało skutecznie trafionych brukową kostką, ilu płonącymi racami, a ilu tylko pobitych? Ile radiowozów udało się rozbić, a ile podpalić?  Ilu wścibskich dziennikarzy i fotoreporterów dostało po mordzie? Dlaczego podpalono tylko jeden telewizyjny wóz transmisyjny, a dwa kolejne reporterów radia i telewizji  tylko rozbito? Ile przystanków zostało zniesionych, a szyb wybitych? I – last, but not least - ile skalpów zostało zdjętych z głów kosmopolitycznych anarchistów, lewaków i innych pedałów?

Powodów do satysfakcji jest zresztą więcej. Od piątku krajowe media i nasi czołowi politycy nie mówią przecież o niczym więcej, jak o patriotycznych manifestacjach z okazji Narodowego Święta Niepodległości.  Zdecydowanie najwięcej o aktywnym udziale kibiców w bitwie warszawskiej, nieco mniej o potyczkach wrocławskich. Tak wyszło, chociaż legniccy patrioci spod znaków miedzianki, apelowali, by nie zabrakło ich na żadnym froncie manifestacji przywiązania do narodowych tradycji i dumy z bycia Polakiem.

„Dzisiaj mówią nam, że jesteśmy bandytami, chuliganami, lumpami i żulią stadionową. Ze jedyną naszą ideologią jest przemoc, a nasz patriotyzm ma jedynie odwrócić uwagę od tego, jacy jesteśmy naprawdę. Więc apelujemy -  11 listopada pokażmy, kim naprawdę jesteśmy!”. Te słowa kończyły przedświąteczny apel rzecznika legnickich kibiców, by w dzień narodowego święta zdjąć maski z twarzy, by zademonstrować prawdę o sobie. Najwyraźniej ów człowiek jest jasnowidzem i prorokiem, bo jego słowa stały się ciałem. Prawda – który to już raz - okazała się naga i brutalna, mimo kibicowskiego mielenia słów i wykrzyczanego zakłamania. Prawda ma bowiem tylko jedną twarz, a kłamstwo ma ich wiele (Monteskiusz).

Zrodzony na piłkarskich stadionach patriotyzm ma szczególną formę. Nawet 11 listopada zakapturzeni szalikowcy manifestowali swoją narodową dumę nie z „Jeszcze Polska nie zginęła” na ustach, lecz z dosadnie, acz precyzyjnie  adresowanym „Zawsze i wszędzie, policja jeb... będzie", na przemian z bardziej abstrakcyjnym „Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę”. Także biało-czerwone flagi ci pseudokibice nieśli nie z dumy i przywiązania do narodowych barw, ale ze zdecydowanie bardziej praktycznych powodów. Drzewce to bardzo poręczny i trudny do oprotestowania, a do tego wielce przydatny argument w ulicznej debacie o patriotyzmie i polskości.

Przyznam, że nie pojmuję nagłego zwrotu, jaki dokonał się w środowisku legnickich kibiców piłki nożnej. Od kilku miesięcy robią wszystko, by zniszczyć swój sympatyczny dotąd wizerunek fanów sportu i swojego klubu, a przy tym - widocznych i pozytywnie odbieranych w mieście – zaangażowanych społeczników. Pozazdrościli „osiągnięć” skrajnie upolitycznionej stadionowej żulii? Która zatem twarz legnickich kibiców jest tą prawdziwą? Co jest tu rzeczywistością, a co tylko maską, którą odrzucono (opadła)?

Tegoroczny 11 listopada dowiódł kolejny raz prawdy, że… „szczęśliwy jest naród, którego kroniki są nudne”. Nie mam jednak złudzeń. Nadmiar szczęścia nam nie grozi. Jedynym optymistycznym akcentem tegorocznej bitwy warszawskiej był nasz pierwszy w historii policyjny blitzkrieg, dzięki któremu niemiecka okupacja Warszawy trwała nie więcej niż godzinę. Bywało gorzej.

Żuraw, 13 listopada 2011