Legnicki festiwal teatralny "Miasto" - prasowe recenzje i opinie (fragmenty)
- Szczegóły
Przestrzeń, naznaczanie, miejsca – te słowa Jacek Głomb, dyrektor legnickiego teatru, odmienia przez wszystkie przypadki od wielu lat. To jego ulubione słowa, słowa-klucze. W czasie I Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Miasto” słowa te odmieniano także po angielsku, włosku, rosyjsku i gruzińsku. Artyści naznaczyli zapomniane miejsca w Legnicy magią teatru. Dobry początek na ich ocalenie.
Idea jest na tyle oryginalna, że śmiało, bez zadęcia można powiedzieć, że był to jedyny taki festiwal na świecie. Z legnickiego punktu widzenia było to ukoronowanie społecznej idei teatru, którą od ponad 10 lat propagują legniccy aktorzy, grając spektakle w zapomnianych, czasem przedziwnych miejscach, z istnienia których na co dzień rodowici legniczanie nie zdają sobie nawet sprawy.
Marlena Mokrzanowska, Konkrety.pl
Przez cztery kolejne dni Legnica buzowała twórczym fermentem. Prapremierowe spektakle inspirowane przestrzeniami miasta wystawiły teatry z Polski, Stanów Zjednoczonych, Rosji, Gruzji i Włoch. Siedem prapremier wystawionych na zaimprowizowanych scenach sprawiło, że festiwal był prawdziwym spektaklem różnorodności. Przed widownią swoje podwoje otwarły obiekty na co dzień niedostępne dla legniczan i te, które już dobrze poznali. Każdy ze spektakli dostarczał innych wrażeń. Co najmniej trzy spośród nich okazały się prawdziwą rewelacją.
Choć opinie publiczności były naprawdę wielorakie, przyznać trzeba, że przez cztery dni Legnica żyła festiwalem. O jego sukcesie może świadczyć liczba około 2 tys. widzów, którzy wykupili bilety lub karnety na festiwalowe projekty.
Jednak festiwal nie był tylko zamierzeniem artystycznym. Równie ważna była jego idea społeczna. Przypomnijmy, że Teatr Modrzejewskiej stara się przywracać Legnicy zdegradowane obiekty. Od kilku miesięcy trwają rozmowy o możliwości utworzenia na Zakaczawiu Centrum Edukacji Dzieci i Młodzieży. Jak się wydaje festiwal spowodował przełom w tej sprawie.
Katarzyna Gudzyk, Gazeta Piastowska
- Zawsze pragnąłem teatru, którego sceną jest miasto - mówi Głomb, pomysłodawca Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego. Uważa, że wystarczy wejść w miejsce zapomniane przez ludzi i naznaczyć je za pomocą muzyki, światła, kostiumu, aby je odzyskać dla mieszkańców Legnicy.
Jego Legnica jest popękanym światem - bardzo niemieckim, trochę rosyjskim, niekiedy polskim, także żydowskim, ukraińskim i łemkowskim. Głomb spenetrował wiele ruin. Z upadłego miasta wydobywa świat wcześniejszy. - Kiedy wchodzę tam ze swoimi duchami, dzieją się kosmiczne historią jak w przygotowywanym na festiwal „Łemku". Mury zaczynają oddychać - przekonuje.
Nie robi festiwalu dla krytyków z Warszawy. - Często to, co wyrażane publicznie, bywa iluzją, nieprawdą podkręcaną przez media. Ale przecież każdy interesuje się swoją przeszłością. W jakimś momencie życia staje się egoistą i zadaje bardzo konkretne pytania: kim był mój ojciec, dziad. W festiwal wpisał kontekst społeczny i to jest - jego zdaniem - ważniejsze od efektów artystycznych. - Jeśli uda się jedno, dwa z tych zapoznanych miejsc uratować, to będzie ważne. Sukces w świetle kamer nie może towarzyszyć codziennej nędzy.
Leszek Pułka, Dziennik Kultura TV
Wyprzedane bilety. Dwa tysiące widzów na 15 spektaklach. Owacje na stojąco. Imprezy towarzyszące prawie do rana. Na festiwal przyjechała elita krytyków teatralnych z całego kraju. Co świadczy o randze tego wydarzenia. Miesiące przygotowań dały efekt. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Panowała luźna i domowa atmosfera. Widzowie, którzy późną nocą opuszczali spektakle, nie mieli problemów z dotarciem do domów. Rozwoziły ich autobusy Pol-Miedz-Transu. Nawet pod sam blok.
Zygmunt Mułek, Panorama Legnicka
Drugiego takiego festiwalu nie ma w Europie i pewnie na świecie – jest świętem prapremier, a każdy z uczestników tego zdarzenia nie tylko specjalnie na tę okazję przygotował swoje przedsięwzięcie, ale też musiał je wkomponować w nienaturalną, wydawałoby się, dla teatru przestrzeń.
W ruch poszły: nieczynne hale fabryczne, była dyskoteka (Letni Teatr), przedwojenny teatr varietes, magazyny, sala dawnego Wojewódzkiego Domu Kultury czy kościół albo bunkier. Dla wielu widzów te miejsca były odkryciem, choć na co dzień przechodzą koło nich obojętnie.
Krzysztof Kucharski, Słowo Polskie-Gazeta Wrocławska
Legnicki teatr od lat słynie ze znakomitych i oryginalnych spektakli plenerowych. Dość wspomnieć dwa, które doczekały się realizacji telewizyjnych: głośną "Balladę o Zakaczawiu", spektakl opowiadający barwną i powikłaną historię szemranej dzielnicy, oraz "Made in Poland" Przemysława Wojcieszka rozgrywający się na legnickim blokowisku.
To swoiste wyjście teatru do mieszkańców miasta jest także ideą przewodnią tegorocznego festiwalu. Jednak zaproszone do udziału teatry wystawiły spektakle napisane specjalnie dla konkretnych miejsc plenerowych. Szykuje się więc festiwal fascynujących premier, tym bardziej że na sceny wybrano przede wszystkim opuszczone i od lat niszczejące zakątki miasta.
Pierwszy legnicki festiwal zapowiada się na jedno z najciekawszych wydarzeń scenicznych tego roku. Jeśli okaże się sukcesem, być może na stałe wejdzie do kalendarza dolnośląskich imprez kulturalnych.
Mirosław Spychalski, Dziennik
Legnicki Teatr im. Modrzejewskiej zdążył już przyzwyczaić swoich widzów do tego, że każda premiera jest odkryciem nie tylko artystycznym, ale również topograficznym i historycznym. Grane tu spektakle wpisywane były m.in. w przestrzeń dziedzińca zamkowego, dawnych koszar (pruskich, potem ruskich), nieczynnego kina, zabytkowego kościoła czy zwykłej kamienicy, zgodnie z dewizą autorstwa dyrektora teatru Jacka Głomba: „opowiadamy prawdziwe historie w prawdziwych miejscach”.
Aneta Kyzioł, Polityka
Widownia i teatralni krytycy są zachwyceni. Praktycznie każde przedstawienie, przygotowane specjalnie na ten festiwal, spotkało się z ciepłym przyjęciem. Ale najważniejsze jest to, że pierwsza edycja imprezy została zaakceptowana przez publiczność.
W sumie piętnaście spektakli pokazanych na tej imprezie obejrzało ponad dwa tysiące widzów. Na niektóre przedstawienia było więcej chętnych niż biletów. Nie bez znaczenia jest też społeczny aspekt przeglądu. Jak się okazuje, jeden z celów - jakim było przywrócenie na stałe miastu zapomnianych przestrzeni - może być osiągnięty. Prawdopodobnie zrujnowana sala na legnickim Zakaczawiu, gdzie obyła się premiera „Łemka” w reżyserii Jacka Głomba, zostanie wyremontowana i będzie służyła mieszkańcom tej dzielnicy.
Kolejna edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Miasto” ma się odbyć za dwa lata. Jest duża szansa, że i tym razem zdobędzie rozgłos w całej Europie.
Artur Guzicki, Polska Miedź
Byliśmy świadkami nieskrywanych, osobistych emocji potęgujących się z każdą upływającą minutą na scenie. Dyrektor legnickiego teatru, Jacek Głomb osiągnął swój cel – udało mu się na nowo odkryć dawno zapomniane już przestrzenie. Dyrektor teatru, Jacek Głomb chce uratować te przestrzenie od marazmu, chce, by powstało centrum kulturalne dla dzieci i młodzieży.
Jest jeszcze coś godne podkreślenia. To wspaniała organizacja. Widać, że miesiące żmudnej pracy przyniosły spodziewane efekty. Można śmiało powiedzieć, że pierwsza edycja legnickiego festiwalu „Miasto” odniosła medialny, teatralny i organizacyjny sukces.
Tomasz Jóźwiak, Express Legnicki
Na festiwale zaprasza się spektakle wyselekcjonowane przez organizatorów: sprawdzone, zaakceptowane przez publiczność i docenione przez krytykę. Bo festiwal to z definicji święto i na ryzyko miejsca jest niewiele. W przypadku "Miasta" było inaczej.
Dyrektor legnickiego Teatru Modrzejewskiej Jacek Głomb zaprosił teatry z prapremierami, nie mając żadnej pewności, że będą to prapremiery dobre. Dodatkowo każdy z zespołów pokazał spektakl wpisany w jedną z wybranych wcześniej "magicznych" przestrzeni Legnicy: w pokrytym oryginalnymi malowidłami wnętrzu ewangelickiego kościoła Najświętszej Marii Panny, betonowym posowieckim bunkrze, hali fabrycznej, opustoszałym magazynie, parkowym teatrze letnim.
Przez cztery dni festiwalu aktorzy zrobili wszystko, co mogli. Siedem miejsc w Legnicy, w większości zapomnianych i niszczejących, otrzymało nowe życie. Teraz rolą władz Legnicy jest to życie podtrzymać. Najgorszą rzeczą, jaka mogłaby się zdarzyć, byłoby ponowne skazanie ich na popadanie w ruinę, w jaką zamieniło się kino Kolejarz, w którym Teatr Modrzejewskiej grał słynny spektakl "Ballada o Zakaczawiu". Następny festiwal za dwa lata, a w Legnicy jest jeszcze wiele "magicznych" miejsc wołających o przywrócenie do życia.
Mariusz Urbanek, Gazeta Wyborcza-Wrocław
Pierwsza edycja legnickiego festiwalu okazała się sporym sukcesem. Nadkomplety na spektaklach, sprawna organizacja, pomysłowość, ciekawe kreacje zespołów z całego świata. Najważniejsza okazała się idea, by zagrać w przestrzeniach, które są często nieprzyjazne, nieprzystosowane, bywa, że mocno zniszczone i od dawna skazane na zapomnienie. Jacek Głomb, szef Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy, nieustannie podkreśla, że zależy mu na tym, by festiwal stał się punktem wyjścia dla dyskusji o przyszłości tych miejsc. I może za dwa lata, podczas kolejnej edycji Miasta, zobaczymy pierwsze efekty tych starań.
Magdalena Talik, Kulturaonline.pl
W Legnicy zakończył się międzynarodowy festiwal teatralny "Miasto" organizowany przez Teatr Modrzejewskiej. I choć była to dopiero pierwsza edycja tej imprezy, już można przewidywać, że w przyszłości stanie się ona jednym z najważniejszych festiwali w Polsce.
W Legnicy pokazywano bowiem wyłącznie spektakle premierowe, co więcej, napisane specjalnie z myślą o plenerach, w jakich były wystawiane. Z sześciu (siedmiu – przyp. red) legnickich przedstawień co najmniej trzy zasługiwały na uwagę. Niewątpliwie takim spektaklem był otwierający festiwal "Łemko" w reżyserii Jacka Głomba zrealizowany przez Teatr Modrzejewskiej, historia starego wysiedlonego na Ziemie Zachodnie Łemka Oresta (znakomita rola Zbigniewa Walerysia), który przed śmiercią opowiada swoim wynarodowionym już dzieciom historię rodziny. "Łemko" to przede wszystkim opowieść prostego człowieka, który chciał normalnie żyć w nienormalnych czasach.
Rozczarował jedynie włoski performance "Action Tripodi", wysmakowany plastycznie, ale koszmarnie nadęty i grafomański. Jeden słaby spektakl nie może jednak zepsuć ogólnego znakomitego wrażenia, jakie pozostawiło po sobie "Miasto". Po pierwszej edycji należy bowiem uznać imprezę za olbrzymi sukces legnickiego teatru.
Mirosław Spychalski, Dziennik
Jest pięknie, bo mogę być tutaj. Pisać, jak zawsze, bez pośpiechu. Schować się. I nawet raz jeszcze, tyle że już wirtualnie, pojechać do Legnicy. Jednak kawał drogi z Warszawy. W jedną stronę jechaliśmy chyba z osiem godzin. Ale nie żałuję, jak śpiewa Dumont, niczego nie żałuję, bo jechałem z Olą, i snuliśmy opowieści, gęby się nam nie zamykały. A potem otwarcie I Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Miasto", który jest dzieckiem Jacka Głomba. Fantastyczny projekt. Kilka grup teatralnych z całego świata, w tym również ze Stanów Zjednoczonych, wybrały sobie przestrzenie miasta, w których zostały wystawione ich spektakle. Projekt, który uczynił teatrem miasto. Bardzo temu festiwalowi kibicuję. To już jest ważne wydarzenie. Mimo że debiut.
Remigiusz Grzela, remigiusz-grzela.bloog.pl
Ciekawostą festiwalu była premiera książki. Teatr im. Modrzejewskiej doczekał się własnej antologii tekstów dramatycznych napisanych z myślą o legnickiej scenie. Nakładem gdańskiego wydawnictwa słowo/obraz terytoria został gustownie wydany tom w twardej oprawie "Dramaty Modrzejewskiej". Zawiera wszystkie najważniejsze sztuki, jakie powstawały w tym teatrze. Jest więc słynna "Ballada o Zakaczawiu", "Plac Wolności" i "Made in Poland" Przemysława Wojcieszka, największy przebój sceniczny kilku ubiegłych sezonów w Polsce (skądinąd znany już z antologii Romana Pawłowskiego o tym samym tytule).
Magdalena Talik, Kulturaonline.pl
Spektakle poza budynkami teatralnymi to dzisiaj codzienność. Od Edynburga po Moskwę aktorzy występują na dworcach, w supermarketach, zajezdniach tramwajowych i pofabrycznych halach. Ale żeby sceną było całe miasto? To jest możliwe tylko w Legnicy, polskiej stolicy teatru poza teatrem.
Projekt "Miasto" to naturalna kontynuacja działalności Jacka Głomba, szefa Teatru im. Heleny Modrzejewskiej, który od kilkunastu lat konsekwentnie zdobywa dla potrzeb teatru nowe obszary miasta. Jego zespół występował już w poniemieckiej hali fabrycznej, dawnych koszarach Armii Radzieckiej i zrujnowanym domu kultury. Grał także w kościele i na zamkowym dziedzińcu.
Największy rozgłos zyskały dwa spektakle - "Ballada o Zakaczawiu", opowieść o zakazanej legnickiej dzielnicy pokazywana w nieczynnym kinie Kolejarz, oraz "Made in Poland", sztuka Przemysława Wojcieszka o zbuntowanym blokersie zrealizowana w dawnym pawilonie handlowym na jednym z blokowisk.
- Z takich "prawdziwych historii w prawdziwych miejscach" zbudowaliśmy najbardziej promiejski teatr w Polsce. Teraz chcieliśmy zaprosić do współpracy inne zespoły i podzielić się z nimi miastem - mówi Jacek Głomb.
Roman Pawłowski, Gazeta Wyborcza
Takiego festiwalu jeszcze nie było: osiem zespołów teatralnych - z Rosji, Gruzji, Włoch, Stanów Zjednoczonych i Polski - przyjechało do Legnicy i z inspiracji tutejszego Teatru im. Modrzejewskiej obejrzało ceglane kamienice i fabryki przedwojennej Liegnitz, rozpadające się resztki włókienniczej dumy PRL - zakładów Milany i pozostałości „małej Moskwy"- 1100 budynków w zamkniętych koszarach Armii Czerwonej.
Pół roku później wrócili z gotowymi spektaklami, których współautorem była zapisana w legnickiej architekturze historia Ziem Odzyskanych. Nieczynna hala fabryczna, pusty magazyn, obskurny bunkier sowiecki, zrujnowana sala dawnego teatru i kościół Mariacki stały się na cztery wrześniowe dni scenami I Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Miasto.
Do misji edukacyjnej doszły próby rewitalizacji popadających w ruinę, niegdyś napawających dumą peerelowskich dygnitarzy, a w wolnej Polsce nierentownych fabryk i wyburzanych pod nowe budownictwo poniemieckich kamienic. Czasem się udaje: w dawnym samie na Piekarach - legnickiej sypialni - gdzie grali „Madę in Poland", dziś działa świetlica artystyczna dla dzieci. Po premierze spektaklu „Łemko", granego w skazanej na rozbiórkę zrujnowanej sali teatru variete z końca XIX w., władze miasta zapowiedziały odwołanie wyroku. Być może powstanie tam centrum kultury.
I wydaje się, że legnickie podejście do grania poza budynkiem teatru - gdzie wybór przestrzeni nie wypływa z mody albo braku lepszego miejsca, ale bezpośrednio z historii, którą chce się opowiedzieć - bywa najbardziej owocne.
Aneta Kyzioł, Polityka
Od redaktora:
wszystkie wybrane fragmenty pochodzą z tekstów, które w całości zostały opublikowane w tym serwisie.