W Legnicy zakończył się I Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Miasto”: piętnaście spektakli, osiem teatrów z pięciu krajów, sześć prapremier, ponad dwa tysiące widzów, owacje na stojąco, piętnaście obiektów rozrzuconych po mieście w służbie imprezy. Festiwal to ukoronowanie idei teatru społecznego Jacka Głomba – zauważa Marlena Mokrzanowska w legnickim Tygodniku Konkrety.pl

– Przestrzeń, naznaczanie, miejsca – te słowa Jacek Głomb, dyrektor legnickiego teatru, odmienia przez wszystkie przypadki od wielu lat. To jego ulubione słowa, słowa-klucze. W czasie I Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Miasto” słowa te odmieniano także po angielsku, włosku, rosyjsku i gruzińsku. Artyści naznaczyli zapomniane miejsca w Legnicy magią teatru. Dobry początek na ich ocalenie.

Idea jest na tyle oryginalna, że śmiało, bez zadęcia można powiedzieć, że był to jedyny taki festiwal na świecie. Z legnickiego punktu widzenia było to ukoronowanie społecznej idei teatru, którą od ponad 10 lat propagują legniccy aktorzy, grając spektakle w zapomnianych, czasem przedziwnych miejscach, z istnienia których na co dzień rodowici legniczanie nie zdają sobie nawet sprawy.

Legnicka rysa

Dla teatru odkryto tym razem poradziecki bunkier, były teatr Variete na Zakaczawiu, halę przemysłową byłych zakładów Hanka. Odkryto po raz kolejny halę fabryczną przy ul. Ściegiennego, Teatr Letni w parku i kościół mariacki. Dobrze, że Pol-Miedź Trans, jeden ze sponsorów festiwalu, dowoził widzów na miejsce. Łatwo mogliby się zgubić.

Goście, teatry z USA, Gruzji, Rosji, Włoch i Polski, mieli za zadanie stworzyć nowe spektakle w oparciu o konkretne miejsca w Legnicy, aby miały już na zawsze niejako „legnicki” ślad. Różnie to wypadło. Niewątpliwie wiele z nich będzie można z powodzeniem wystawić w innej przestrzeni. Ale... gdyby nie miejsce i legnicka inspiracja w ogóle by nie powstały.

– Takie miejsca to skarb tego miasta. Ruiny, ale z duszą. Włosi na przykład (Stalker Teatro dał przedstawienie w hali fabrycznej – red.) byli zachwyceni halą. Mówili, że u nich nie ma tak dużych przestrzeni, gdzie można by grać spektakle – Grzegorz Grebas, jeden z wolontariuszy, którzy pracowali przy festiwalu jest pełen optymizmu. – Festiwal świata nie zmieni, ale może coś się ruszy – uważa z kolei wolontariusz Darian Wiesner.

Rzesza młodych


Rzesza wolontariuszy to duży plus międzynarodowego spotkania. Grali w przedstawieniach, opiekowali się gośćmi, ostatni wchodzili na spektakle, stali, gdy zabrakło miejsca. Liczna grupa wolontariuszy cieszyła najznamienitszych krytyków teatralnych, którzy jak na komendę przybyli do Legnicy na festiwal.

W spektaklu przygotowanym przez Włochów wzięło udział 27 wolontariuszy. Próbowali po osiem godzin dziennie. Włoscy nauczyciele musieli być zadowoleni, bo wyraźniej wpadki na premierze nie było. – Dla mnie to było niezwykłe przeżycie. Zobaczyłem od kulis, jak każda wolna przestrzeń kościoła mariackiego zamienia się w przestrzeń teatralną – mówi Artur Popek, który zagrał w spektaklu Teatru ustausta z Poznania.

Koncerty do rana


Organizatorom festiwalu, mimo że to beniaminek na mapie festiwali teatralnych w Polsce, udało się stworzyć niepowtarzalną atmosferę międzynarodowego spotkania. Wieczory przy koncertach (brawa dla Andrzeja Szymańskiego i Klubu Blue Monk za zaproszenie wspaniałych muzyków!) w Caffe Modjeska przedłużały się do białego rana. Tu typowano hity i kity festiwalu, tu fruwały wizytówki i karteluszki z wypisanymi kontaktami do przyszłej wymiany.

– To niezwykłe, ale wydaje się, że wszyscy nas tu wręcz kochają. Atmosfera jest wspaniała. Sam festiwal to świetny pomysł. Ocalajmy zapomniane miejsca! – zachwycał się członek gruzińskiej trupy z Tbilisi George Megreishvili. – Vieni, vieni – zachęcały w sobotnią noc do tańca aktorki z włoskiego Stalker Teatro. Międzynarodowe towarzystwo porozstawiało zgodnie stoły i krzesła, by wyczarować parkiet do tańca.

Co zostanie?

Jak do tej pory idei Jacka Głomba dotyczącej przywracania do życia zapomnianych miejsc nie udało się do końca zrealizować. Byłe kino Kolejarz, gdzie grano „Balladę o Zakaczawiu” popada w ruinę. Halę – umownie nazwaną „Ne kurit” na terenie Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Legnicy, znanej z „Koriolana” – rozebrano. Odkryte na nowo hale przy Jagiellońskiej i Ściegiennego wykorzystywane są okazjonalnie.

– Za jakiś czas nie będzie gdzie grać – śmieje się Tadeusz Krzakowski, prezydent Legnicy. Poważnie jednak zastanawia się nad ratowaniem wskazanych przez artystów miejsc. Miasto jednak może mieć wpływ na budynki komunalne. Do takich należy „odkryty” dla festiwalu budynek byłego teatru Variete na Zakaczawiu. Nawet rdzenni mieszkańcy dzielnicy mają problem ze zlokalizowaniem obiektu.

– To doprawdy dramat, co się dzieje na Zakaczawiu. Dzieci nie mają, co ze sobą zrobić. Włóczą się po ulicach – mówił przed miesiącami Jacek Głomb. Dyrektor kilka lat temu przy realizacji „Ballady o Zakaczawiu” namawiał, by kino „Kolejarz” uratować na dom kultury, dom animacji dla zakaczawskich dzieci. Nie udało się. Może tym razem głombowe naznaczanie miejsc przyniesie efekt. Prezydent Legnicy zapowiedział publicznie na uroczystości zakończenia festiwalu, że ogłosi konkurs na zagospodarowanie tego obiektu.


Krytycznym okiem


Jacek Sieradzki, krytyk teatralny tygodnika „Polityka”:

– Uważam, że powiódł się pomysł Jacka Głomba. Widzowie mogli zobaczyć różnorodne spektakle, mogli zaobserwować różne powody, dla których uprawia się teatr. Festiwal to święto, teatr w pigułce i było widać paletę możliwości. Pomysł na spektakle w różnych miejscach miasta także się udał. Miejsce miało inspirować i faktycznie zainspirowało. Inspiracja była najważniejsza. Opowieści niekoniecznie muszą być związane z historią danego miejsca. Formuła festiwalu jest niezwykle oryginalna. Wymyślić coś takiego! Pod względem artystycznym, no cóż, następny festiwal na pewno będzie lepszy.

Ireneusz Guszpit, teatrolog:

– Jackowi Głombowi musi się wszystko udać. Po raz kolejny to pokazał. Cieszy mnie, że w festiwalu uczestniczyło wielu młodych ludzi. Widzowie byli niezwykle przychylni dla wszystkich artystów. Nieczęsto zdarza się, że artyści dostają brawa na stojąco po każdym spektaklu. Pomysł na teatr w ruinach uświadamia władzy, ile jest pięknych miejsc w Legnicy, które historia doprowadziła do dewastacji. Na przykład sala byłego teatru Variete, gdzie zagrano „Łemka” – piękna. W tym wypadku udał się pomysł połączenia opowieści z miejscem. Salę Variete w bezmyślny sposób zdewastowano, życie bohatera spektaklu także w pewnym sensie zniszczono.

Mirosław Spychalski, dziennikarz, krytyk teatralny „Dziennika”:
– Pomysł Jacka Głomba na znajdywanie miejsc i tworzenie dla nich opowieści jest bardzo ciekawy i się udał. Idea znalazła pozytywne rozwinięcie. Najważniejsze, by nie było w tym bezmyślnych adaptacji. Artystycznie najbardziej podobał mi się spektakl gospodarzy „Łemko”, „1612” teatru z Moskwy i „Bóg Honor Ojczyzna” Teatru ustausta z Poznania.

(Marlena Mokrzanowska, „Magia w ruinach”, Konkrety.pl, 19.09.2007)