Niebanalna historia o banałach, w które na co dzień jesteśmy uwikłani. W spektaklu „Słabi” Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi w bardzo subtelny sposób przedstawiono doświadczenie depresji, konstruując świat na styku realizmu i fantazji. O sztuce autorstwa legnickiej aktorki i dramatopisarki Magdy Drab pisze Magda Mielke.

„Dziś jestem w nastroju nieprzysiadalnym” – pisał Marcin Świetlicki i to określenie idealnie pasuje do Aniny, głównej bohaterki łódzkiego spektaklu (świetna rola Elżbiety Zajko), która zmaga się z depresją. Anina nie odnajduje się w świecie, w którym przyszło jej żyć, nie radzi sobie z rolą, w którą weszła czy może bardziej – została wepchnięta, ewidentnie też odstaje od społeczności, która ją otacza. Wymowna jest jej opuszczona głowa, zwisające ręce, oczy utkwione w ziemi. Wszystko, co mówi Anina wypowiadane jest szeptem. Szeptem, który wybrzmiewa głośniej niż krzyki pozostałych bohaterów.

Fabułę dramatu „Słabi. Ilustrowany banał teatralny” jego autorka, Magdalena Drab – nagrodzona za ten tekst w 2017 roku Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną – streszcza jednym zdaniem: „nieszczęśliwa pani spotyka pana w sklepie mięsnym, dopuszcza się z nim zdrady i akurat wtedy umiera jej otyłe dziecko, po czym ona popełnia samobójstwo”. Faktycznie, historia przedstawiona w sztuce reżyserowanej przez Rafała Sabarę jest banalna – równie dobrze mogłaby być opisem odcinka jednego z seriali paradokumentalnych. Takie teatralne „Trudne sprawy”. Tak jednak nie jest. Tym, co stanowi główny wyróżnik łódzkiego spektaklu jest jego forma. Cała historia rozgrywa się na przecięciu świata realnego i świata fantazji. Realizm pozwala nam z empatią podążać za bohaterami, z kolei dzięki fantazjom snutym przez główną bohaterkę, jesteśmy w stanie unieść morze smutku, które płynie w tej ciężkiej, gorzkiej historii. Niemniej groteskowa forma przedstawienia wymaga doskonałego wyczucia i twórcom „Słabych” udaje się z tego wyjść obronną ręką. Tragizm i komizm, szczerość i ironia, piękno i brzydota nieustannie się tu przeplatają, potęgując nastrój niesamowitości.

To z punktu widzenia Aniny patrzymy na pozostałych bohaterów: jej wycofanego męża (Mikołaj Chroboczek), starszą panią, która zawsze wie lepiej (Milena Lisiecka), sąsiadkę-tipsiarę (Agnieszka Skrzypczak), sprzedawcę z mięsnego (Marek Nędza), wojowniczą terapeutkę (Matylda Paszczenko) czy osiedlowego pijaczka (Mariusz Ostrowski). Jak zaznaczyła w sztuce sama autorka, ci bohaterowie nie są bohaterscy, są słabi. Słabi jak każdy z nas. Wszyscy są na swój sposób nieszczęśliwi, niedopasowani do świata. Wszyscy też – z wyjątkiem Aniny – reprezentują jakiś stereotyp. W bardzo wyrazisty, wręcz przerysowany sposób są komiczni bądź tragiczni. Mimo to łatwo w nich uwierzyć, bo poza tym, że widzimy w nich zbiór cech dobrze nam znanych z własnego otoczenia, to każdy z nich ma dorysowany cienką kreską portret psychologiczny, który pozwala w nich dostrzec ludzi z krwi i kości. Cudowna jest ta czułość, z jaką zostali napisani i zagrani.

Marzeniem Aniny, jak i pozostałych bohaterów jest potrzeba bliskości drugiego człowieka. Banalne? Może i tak, ale jakie życiowe. Bohaterowie to niespektakularne pragnienie spełniają tylko w ukryciu, przy zgaszonym świetle, na zapleczu sklepu mięsnego. Ich samotne życia pozbawione są sensu i celu. Nie mają żadnych oczekiwań ani perspektyw, że coś się zmieni.

Bardzo ważny jest tu język, jakim posługują się bohaterowie. Autorka sztuki skondensowała słowa i przełamała frazy tak, aby odsłonić zawoalowaną w języku prawdę. Dzięki temu zdania, które słyszymy ze sceny są niezwykle celne. Bohaterowie mówią wprost, zadają niewygodne pytania. To gęsty, pełen wieloznaczności język.

Ciekawym zabiegiem inscenizacyjnym jest wykorzystanie windy jako głównego elementu scenografii (autorstwa Beaty Nyczaj). Jej nieustannie otwierające i zamykające się drzwi nadają rytm spektaklowi. W zależności od sytuacji wnętrze windy staje się sklepem mięsnym czy ciasnym pokojem kochanków. Winda pełni też inne, ważniejsze funkcje. Po pierwsze, jest to swoiste centrum życia sąsiedzkiego – tu, w najróżniejszych konfiguracjach, krzyżują się losy bohaterów. Po drugie, nieustannie się nią przemieszczając, trafiają wciąż do tego samego miejsca – bo gdziekolwiek nie pojedziemy, czy pójdziemy, spotkamy tam takich samych nas.

Doświadczenie depresji, samotność, brak perspektyw, męski mięsny świat, społeczne upupianie, czary terapii – łódzki spektakl w słodko-gorzki sposób podejmuje tematy, które jeszcze niedawno były w teatrze tabuizowane. To opowieść o inności, nieprzystawalności, nieumiejętności życia w ramach, w które wpycha nas otoczenie. Twórcom „Słabych” udało się w ciekawy sposób opowiedzieć o tych wszystkich rzeczach. 

(Magda Mielke, „Wszyscy jesteśmy słabi”, https://teatrdlawszystkich.eu/, 12.05.2023)