Biegnąca rzeczywistość daje preteksty i podpowiada, co rzucić na scenę, aby tu ją przeobrazić, przedzierzgnąć. I odsłonić coś, czego widz sam w niej nie rozpoznaje. Czy to prawda? Czy o to ostatecznie w teatrze chodzi? Gdyby tak miało być, Sofokles, zdaje się, nigdy nie napisałby Antygony.
Rzeczywistość daje preteksty i wskazuje, co rzucić na scenę. Tak nie było w związku z Fanny i Aleksander czy 5.0. Ale tak było z powodu Hymnu narodowego, Obywatela M., Zrozumieć H., Mizantropa, Rzezi, niektórych nowel Dekameronu.
Tak też jest w związku z ostatnią premierą THM – Sen srebrny Salomei. I dlatego właśnie, że już po premierze, i entuzjazm recenzentów zacicha, można sobie wrócić do tego przedstawienia bez emocji z kilku racji.
Jedna pojawiła się od razu – powód dla wystawienia Snu… w toczącej się na Ukrainie wojnie.
W medialnych wypowiedziach na temat ostatniej premiery legnickiego teatru mocno podkreślane jest to właśnie.
Zaczęło się od korespondencji. Piotr Cieplak, reżyser Snu…, ujawnił sms od dyrektora Głomba: Ciepły, zrób „Sen srebrny Salomei”, bo to jest tekst o Ukrainie (cytujemy za Konradem Pruszyńskim z @ktu).
Już po premierze…
….w teatralny.pl Magdalena Piekarska postawiła pytanie: jeśli nie teraz sięgać po „Sen srebrny”, to kiedy? Teraz znaczy – z powodu wojny.
Podobne czytamy w tekście Sen o wojnie Beniamina Paschalskiego w e-teatr.pl: Relacje polsko-ukraińskie nigdy nie były usłane różami, ale wspólne cele i racje mogą niwelować przeszłość i ważne, aby myśleć o przyszłości, a nie trwać w dziejach dawnych, choć bolesnych i uwierających. Potrzeba nam dziś nowej Salomei, aby wywróżyć złe i dobre najbliższe dni i miesiące.
Boleść i uwieranie z dawnych dziejów, chciałoby się zauważyć, doskwiera silniej polskiej stronie niż ukraińskiej. Żyje bowiem jeszcze niemało wciąż ludzi pamiętających kresowe okropności z lat 1943-1944. I ten krok w przyszłość ponad nieistniejącymi grobami ich bliskich zamordowanych na Wołyniu byłby dla wielu z nich, jeśli w ogóle – trudny do zaakceptowania.
Bywa i na odwrót – w Obywatelskiej kawiarence w THM poświęconej przeszłości Legnicy nazywanej Małą Moskwą mocno bolejący nad Pożogą Zofii Kossak oficer LWP w stanie spoczynku Wojciech Morawiec, twierdził, że autorka obrażała Ukraińców. Tym, co napisała o mordowaniu przez nich polskiej ludności na Wołyniu w latach 1917-1019.
Dokładniej mówiąc, Zofia Kossak używała w Pożodze nazwy Rusini raczej niż Ukraińcy.
Ofiary, można by wnosić z oburzenia Wojciecha Morawca – nie powinny upominać się o pamięć czy sąd, a morderców należy chronić przed infamią. Wojciech Morawiec nie został wówczas wyśmiany, ani napomniany. Podpisany niżej usiłował, już poza dyskusją, zwrócić uwagę na niestosowność jego wystąpienia, ale bezskutecznie. Wytrwałość Wojciecha Morawca i bierność albo akceptowanie przez widownię tych poglądów podczas wygłaszanych oskarżeń pod adresem Zofii Kossak może jednoznacznie charakteryzować środowisko Kawiarenki Obywatelskiej. Ale nie musi – może nikt z wówczas obecnych nie czytał Pożogi, a Wojciech Morawiec miał i ma prawo mówić, co myśli. Trudno.
W podobny deseń – Piotr Kanikowski: Spektakl Teatru Modrzejewskiej w Legnicy nie zamiata pod dywan prawdy o rzeziach na Podolu, ale jednocześnie daje szansę na ujrzenie wolnościowych aspiracji Ukrainy oraz oporu, jaki jej mieszkańcy stawiają rosyjskiemu najeźdźcy, w szerszym planie, w kilkusetletniej perspektywie.
Rosyjski…
…najeźdźca, trzeba by dodać – aktualnie rujnuje istniejący polityczny byt. Polityczny, społeczny, gospodarczy – uznane na świecie państwo. Natomiast czasu Słowackiego czy koliszczyzny (w szerszym planie) o takiej, jak dzisiejsza Ukrainie mówić i myśleć nie sposób.
Wracając do tematu (Ciepły, zrób „Sen srebrny Salomei”, bo to jest tekst o Ukrainie), jest możliwa taka obiekcja: czy aktualne wydarzenia na wschodzie są dobrym, są wystarczającym powodem powstania tego spektaklu? I czy taka okazja, jaką jest obecność Ukrainy w romantycznym tekście mistycznym Słowackiego i wojna obecnej Ukrainy z Rosją oraz przywołana w Śnie… koliszczyzna są dobrym, odpowiednim kryterium oceny wartości tego spektaklu?
Bo – o Ukrainie? Bo właśnie teraz?
Zagadnienie sygnalizował dawno już Jerzy Koenig przytaczany przez teatralny.pl w Variach.
Tekst pod tytułem Sprawa pierwsza: dramat zawiera sporo stwierdzeń, które, jak się zdaje, bliskie są przedstawionej obiekcji. Jedno z nich: Teatr współczesny dzisiaj, który tylko w kostiumie historycznym i przez odwołanie do klasyki chce pokazywać świat, jest po prostu dziwactwem.
I wśród prawd…
…uznanych przez Jerzego Koeniga za powszechnie znane została przez niego wskazana taka: wobec dzieła artystycznego – a więc wobec utworu dramatycznego i wobec przedstawienia teatralnego – muszą być stosowane inne, o mniej doraźnym charakterze, kryteria oceny.
Patryk Kencki cytowany w @kcie pyta: Dlaczego więc Piotr Cieplak postanowił wystawić dramat, którego akcja rozgrywa się podczas koliszczyzny, czyli krwawego buntu kozaków i ukraińskich chłopów bestialsko mordujących polską szlachtę, a następnie ulegających niemniej okrutnym represjom ze strony Polaków?
I odpowiada sobie sam: Otóż uczynił to najprawdopodobniej z powodu świadomości, że aby zbudować prawdziwie siostrzane więzi pomiędzy naszymi nacjami, nie wystarczy tylko pełne dobrej woli wsparcie dzisiaj, ale że niezbędne jest właściwe zrozumienie przeszłości. Zrozumienie bowiem stanowi rodzaj terapii pozwalającej wybaczyć sobie nawzajem, a dzięki wybaczeniu owocnie budować przyszłość.
Reżyser więc, według Patryka Kenckiego – proponuje międzykulturową, bilateralną terapię – poprzez teatr.
Obiekcja druga.
Sen… traktowany przez recenzentów (także badaczy publikujących w IBL) narzędziami dostarczonymi przez Edwarda Saida w jego Orientalizmie, gdzie ustanowione zostały pojęcia peryferiów i centrum, hegemona i skolonizowanego, ma ponoć ujawniać niewygodną dla współczesnej Polski i Polaków wizję Rzeczpospolitej jako kolonizatora, najeźdźcę, co uosabia krwiście i wyraziście Regimentarz Stempowski. Dusza wymeblowana orientalistycznie w saidowskim rozumieniu tout court.
Sam Słowacki zaś, wyzbyty orientalistycznych ciągot, upodmiotowił Ukrainę w Śnie…, co chętnie cytują recenzenci legnickiego spektaklu, a oszczędna, zarówno inscenizacyjnie jak i z powodu krojenia tekstu – realizacja, jej niemal czytaniowa forma – ma nadawać sztuce walor wyrazistości i aktualności. Tak się to widzi.
Tymczasem…
…wydaje się, że w stwierdzeniu o klęsce polskiej misji kolonizacyjnej (G. Żurawiński, „Słowo ma moc”, https://www.facebook.com/, 19.11.2022) jakże podobnym do fiaska polskiej misji cywilizacyjnej wobec Ukrainy (Dariusz Skórczewski, <„Sen srebrny Salomei”, czyli parada hybryd > Pamiętnik Literacki 2011, 1, s.47-75) – saidowski klucz trochę zgrzyta.
Czy Pieśń o spustoszeniu Podola Jana Kochanowskiego, którą mobilizował Lachów do obrony wschodnich rubieży Rzeczpospolitej – także należałoby czytać w zaproponowanym przez Edwarda Saida orientalistycznym kodzie? Bo według jakich praw mielibyśmy wówczas (my – Korona) poczuwać się do kontrolowania Podola? Czyżby pohaniec sprosny nie napotykał na Podolu odporu autochtonów? Gdzie byli i dlaczego to Rzeczpospolita miałaby walczyć z nasyłanymi tam przez Turcję Tatarami? A jasyr w liczbie dziesiątek tysięcy – czy to nad losem uprowadzonego polskiego biada poeta, czy ukraińskiego ludu?
Sto lat po spustoszeniu Podola wybuchnie powstanie Chmielnickiego, a jego gorliwym pacyfikatorem będzie Jarema Wiśniowiecki – aspirujący do pańskości spolonizowany Rusin. Dlaczego książę Jeremi wolał służbę pod berłem polskim niż przewodzenie ukraińskiej niepodległości (czy stawianie sprawy w taki sposób naraża tekst niniejszy na nazwanie kolonialnym dyskursem)?
Inną zupełnie niż ekspansjonistyczna wersję obecności Polaków na Kresach (zwanych Ukrainą) podaje Zofia Kossak we wspomnianej już Pożodze. Nie naukową, ale niekoniecznie całkiem fikcyjną.
Jej opowieść jest prosta i przekonująca. O szlachcicu, który w ziemię niczyją zabija własny proporzec. W jego cieniu nie śmie stanąć zbój, Tatar ni Turek. I schodzą się w jego krąg ludzie: Rusini, Mazurzy.
A na pustce…
…pod proporcem rodzi się życie i pod okiem szlachcica czujnym rozkwita. Lecz w efekcie kreciej roboty trzeciej siły powstają najgłębsze podziały między Polakami i Rusinami (czyli Ukraińcami).
To, w skrócie, Zofia Kossak o Polakach na Kresach (czyli trochę na Ukrainie).
Tę trzecią siłę – Moskwę, recenzenci Snu… też zauważyli, mówiąc o trzecim korzystającym na konflikcie (Żurawiński) oraz o zręcznych intrygach carycy Katarzyny (Kencki). Swoją drogą, gdyby Słowacki do konfliktu włączył jeszcze agentów carycy, zawiązałby supeł nie lada. Ale wtedy powstałby tekst polityczno-społeczno, czego widać nie chciał i pominął w Śnie… moskiewski czynnik koliszczyzny. Może ze względu na bezpieczeństwo matki (więzionej przez rok w Żytomierzu jako podejrzanej o związki z ruchem Szymona Konarskiego), która do śmierci pozostawała w zasięgu rosyjskich represji? Czy może raczej nie o wyważanie politycznych racji chodziło, lecz także i o to, co z tekstu wyciął Słowackiemu reżyser legnickiego spektaklu.
To cięcie miało doprowadzić do wysunięcia społecznego konfliktu na plan pierwszy. Kosztem poetyckich girlandów, które miały go rzekomo zamazywać. Społeczny przy tym – okazał się narodowościowym. I te zabiegi sprowadziły legnicki Sen… do kształtu, o jakim pisał Jerzy Koenig.
Jeśli więc Sen srebrny Salomei z Legnicy miał zyskać na aktualności, to powstaje pytanie – czy zyskał?
I, jeśli tak, to czy o to ostatecznie w teatrze chodzi, aby na scenie tak przebierać rzeczywistość w historyczne kostiumy?
(Adam Kowalczyk, „Sny o Ukrainie”, http://www.gazetapiastowska.pl/, 18.12.2022)