To było niezwykle ważne i mocne rozpoczęcie sezonu 2022/23. Nie miała miejsca premiera, ale powrót na afisz spektaklu, którego pierwsza prezentacja odbyła się w maju 2019. Recenzja „J_d_ _ _ _e. Zapominanie” autorstwa Benjamina Paschalskiego.

Pandemia, izolacja, przerwa w funkcjonowaniu instytucji kultury spowodowały, że mimo prób udania się do Legnicy na owe przedstawienie nie udało się go zobaczyć. Szkoda. Bo to jedno z ważniejszych przedstawień ostatnich lat. Tak. Ważny i mocny głos w sprawach naszej tożsamości. Bowiem J_d_ _ _ _ e. Zapominanie nie jest tylko próbą poszukiwania samego siebie – swojej etnicznej i narodowej tożsamości, ale tyczy nas wszystkich. Mieszkańców tegoż kraju nad Wisłą – gdzie jeszcze przed osiemdziesięciu laty obok siebie żyli jako jedno społeczeństwo, ludność, wspólnota – Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Tutejsi. Dziś obcy. Inni, Nie nasi. Boląca prawda krzyczy z legnickiej sceny. Co się wydarzyło? Co zmieniło, gdy nagle odkrywamy prawdę o sobie, że jesteśmy odmienni, inni, różni. Na wszystkich wokół pada ogólny strach ciszy i najlepszego zapomnienia. Obym to nie był ja. Moja córka i syn. Jakże to bliskie dziś, gdy homofobia otacza szeroko umysły w naszym kraju. Przedstawienie w mieście Dolnego Śląska jest jednym z tych, które nie boją się mówić wprost o relacjach między ludzkich, gdy wyłamujesz się ze schematu powszechności. O tym była Nasza klasa Tadeusza Słobodzianka, a jeszcze mocniej (A)pollonia Krzysztofa Warlikowskiego, gdzie antyczne ofiarowanie zestawiano z czasem Zagłady i polskim poświęceniem. Mocny głos tekstu Artura Pałygi wykorzystującym motywy z książki Anny Bikont My z Jedwabnego otrzymał świetnego interpretatora scenicznego. Reżyserię powierzono Pawłowi Passiniemu, który z pasją i żarliwością podążania za trudną prawdą, przygotował spektakl wielowątkowy i wieloelementowy.

fot. Karol Budrewicz

Rozpoczyna się niewinnie. Spotkanie na pierwszej próbie, luźna rozmowa, dialog, jak można pokazać prawdę o Jedwabnem i innych miasteczkach Podlasia  roku 1941. Jak to w Polsce – ile osób, tyle zdań. Jedni uczciwi, prawdziwi, świadomi, inni powierzchowni, nijacy, mdli. Nagle, w świetnej przestrzeni scenograficznej autorstwa Mirka Kaczmarka, będącej prostokątnym obrysem stodoły otoczonej siatką, pełną sprzętów z żydowskiego domu, skradzionych z pogromu pojawia się ona – przewodniczka i bohaterka Sara (Zuza Motorniuk) i wyznaje skrywaną prawdę. Jest Żydówką. Jedni zaskoczeni, drudzy wspierający. Jak w społeczeństwie. Trudna chwila obcowania z innym. Sara staje się narratorką swojej własnej opowieści. Zapominania. Bowiem nikomu nie zależy na drążeniu przeszłości – rodzinie, znajomym. Lepiej aby było tak jak było. Jednak samotność odmieńca rzuca bohaterkę w wir poszukiwań. Tu z pomocą przychodzi książka Anna Bikont. I w owej specyficznej przestrzeni odizolowanej, abstrakcyjnej stodoły odbywa się obrzęd dziadów. Przywołania przeszłości. Katów i ocalałych. Poświęcających się w imię wartości życia i tych, którzy mają swoją prawdę. Jedyną, słuszną – to nie my to Niemcy. To wstrząsający obraz. Gdzie czasem w geście zastraszenia można wyczytać więcej niż w słowach poszczególnych bohaterów. Tajemnica Jedwabnego i innych małych miasteczek gdzie sąsiedzi dokonali straszliwej zbrodni na żydowskich współmieszkańcach jest strzeżona jak relikwia, a odnalezienie prawdy wydaje się niemożliwe. Banalne argumenty – „wina Niemca”, „sami sobie winni” stają się jak paciorki różańca, który powtarzany staje się prawdą. Joseph Goebbels, nazistowski minister propagandy mówił jasno – tysiąc razy powtarzane kłamstwo staje się prawdą. I owa smutna konstatacja bije z wersji zdarzeń podlaskiej wspólnoty. Wierzymy w to co chcemy wierzyć. A najlepiej zapomnieć, nie wracać. Najbardziej bolesnym jest fakt, że same ofiary ocalałe ze zbrodni, też mówią o zapomnieniu. Dla dobra wszystkich. Egzystencji. Trwania. Przeszłość odeszła w 1941 roku. Pogódźmy się z rzeczywistością. Jednak Sara – Anna nie daje za wygraną. Staje się ostatnią sprawiedliwą. Ale czy też nie skazaną na zapomnienie przez najbliższych? Przez świat, który woli nie pamiętać i ukrywać prawdy o historii. Jednak ważnym jest, że ten ostatni sprawiedliwy ocalający pamięć, jest tym który zachowa godność i tożsamość. Najgorsza prawda jest lepsza niż najpiękniejsze kłamstwo. Nie ma współczesnych wspólnot bez pogodzenia się z własną najbardziej bolącą historią.

fot. Karol Budrewicz

Spektakl Passiniego to przykład świetnego teatru zespołowego. Trupa Teatru Modrzejewskiej w Legnicy jest klasą samą dla siebie i mam nadzieję, że będzie trwał mimo zawirowań finansowych z Prezydentem miasta w roli głównej. To właśnie przedstawienia, które bolą, dotykają, doskwierają są istotnymi dla budowania historii naszego teatru. Dla takich spektakli warto przemierzać kilometry, aby zrozumieć kim jesteśmy. To jeden z trudniejszych wieczorów teatralnych ostatnich lat, bowiem inaczej przeszłość odbiera się na kartach książek Jana Tomasza Grossa czy Andrzeja Żbikowskiego, a odmiennie na scenie. Teatr wyzwala obrazy, wstrząs i emocje. Siłą teatru jest właśnie słowo i obraz. Wychodząc ze sceny przy Nowym Świecie przywołałem w myślach cytat z Wyspiańskiego: „I ciągle widzę ich twarze,/ ustawnie w oczy ich patrzę –/ ich nie ma – myślę i marzę,/ widzę w ich duszy teatrze”. I wierzę w teatr, dobry, uczciwy. Taki jak w Legnicy.

(@kt: Spektakl na Scenę na Nowym Świecie powróci od 27 do 29 września o godzinie 11.00 oraz 30 września o godzinie 19.00).

(Benjamin Paschalski, „OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA – J_D_ _ _ _ E. ZAPOMINANIE – TEATR MODRZEJEWSKIEJ W LEGNICY”, http://kulturalnycham.com.pl/, 09.09.2022)