Generalnie można powiedzieć, że "Operację Dunaj" ogląda się z zaciekawieniem. Nie jest to może jakaś komedia, co to rozśmieszy do łez, a gagi będzie się powtarzało przez lata, ale na pewno warto ją obejrzeć. Chociażby z uwagi na iście gwiazdorską obsadę. To film dobry w swoim gatunku – ocenia Tomasz Mikulicz.

Wszystko dzieje się w 1968 roku na Czechosłowacji, gdzie wysyłane jest polskie wojsko by wespół z Rosjanami stłumić tzw. "praską wiosnę". Podczas wyprawy dochodzi do zaginięcia jednego z polskich czołgów - wysłużonej i pamiętającej jeszcze II wojnę światową "Biedroneczki". Czteroosobowa załoga gubi bowiem drogę i wjeżdża w jedną z czeskich restauracji. Czołg nie udaje się naprawić, Polacy są zdani na łaskę okolicznych mieszkańców...

Pierwsze odczucie jakie miałem po obejrzeniu filmu to takie, że w końcu jest odpowiedź na te wszystkie "Katynie", czy "Popiełuszki". Nie ma bogoojczyźnianego patosu i posłannictwa, historia jest przedstawiona z przymrużeniem oka. O ważnych sprawach mówi się z pozycji zwykłego "zjadacza chleba".

Widzimy więc tu dwie postawy. Z jednej strony mamy Polaków, a z drugiej Czechów. Podczas gdy ci pierwsi są przedstawieni jako naród wiecznie o coś walczący, nasi południowi sąsiedzi to ludzie pogodni i przystosowujący się do nawet najtrudniejszych warunków. Jeden z nich mówi wręcz, że gdyby Czesi zachowywali się podczas wojny tak jak Polacy, też by mieli zniszczoną stolicę. Takich ciekawych porównań jest w filmie więcej.

Generalnie można powiedzieć, że "Operację Dunaj" ogląda się z zaciekawieniem. Nie jest to może jakaś komedia, co to rozśmieszy do łez, a gagi będzie się powtarzało przez lata, ale na pewno warto ją obejrzeć. Chociażby z uwagi na iście gwiazdorską obsadę. Na ekranie pojawiają się bowiem Maciej Stuhr, Tomasz Kot i Zbigniew Zamachowski oraz słynni czescy aktorzy na czele ze zdobywcą Oscara - Jirim Menzelem.

Ja oceniłbym film na czwóreczkę. A Państwa zapraszam do kin...

(Tomasz Mikulicz, „Dobry w swoim gatunku”, www.poranny.pl, 19.08.2009)