Dwumilionowa dotacja Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej dla projektu filmu „Operacja DUNAJ” sprawiła, że jeszcze w tym roku szefa legnickiego teatru Jacka Głomba czeka debiut w nowej roli reżysera filmu dla kina. W wyścigu o dotację legnicki projekt zostawił w tyle pomysły tak znanych twórców filmowych jak Machulski, Łazarkiewicz, Lubaszenko, Piwowarski… - wylicza Grzegorz Żurawiński.

Film „Operacja DUNAJ” według scenariusza legnickiego dramaturga Roberta Urbańskiego i Jacka Kondrackiego wyprodukuje legendarna Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie. Oprócz pieniędzy filmowy projekt uzyskał bardzo wysoką ocenę komisji rozpatrującej wnioski.

- Mało jest pomysłów, które otwierałyby tyle możliwości: mamy tu kawałek tragicznej historii XX wieku, mamy marzenie o wolności, rozjechane gąsienicami czołgów na Placu Wacława w Pradze, mamy pacyfistyczną satyrę na wojnę w stylu Szwejka, mamy wreszcie pastisz przygodowego kina wojennego w stylu „Czterech pancernych”. A wszystko to w realiach z Haszka, Hrabala i Havla. Czy może być lepszy pomysł na polsko-czeską komedię? - tak o swoim pomyśle mówi Jacek Głomb.

Ten absurdalny świat może być dla współczesnego widza bardzo atrakcyjny. Dowodem na to są sukcesy innych filmowych powrotów w przeszłość, takich chociażby jak „Pod jednym dachem” i „Musimy sobie pomagać” Jana Hrzebejka, by nie wspominać już o takich polskich klasykach, jak „CK Dezerterzy”, „Gdzie jest generał?” czy kultowy serial „Jak rozpętałem II Wojnę Światową”.

Konkurencja o pieniądze w trakcie drugiej sesji PISF była niezwykle ostra. Wyższą ocenę punktową (81,5 pkt) niż „Operacja DUNAJ” (i większe pieniądze, bo 4 mln zł) dostał tylko jeden ze zgłoszonych projektów  - „Grom” Wojciecha Smarzowskiego, polsko-rumuński film, który opowie historię legendarnej jednostki polskich sił specjalnych (duża produkcja za ponad 16 mln zł).

W trakcie tej samej sesji PISF o dotację dla swoich filmów ubiegali się skutecznie także: Juliusz Machulski (2 mln zł), Piotr Łazarkiewicz (1,5 mln zł), Olaf Lubaszenko (1 mln zł) i Mariusz Grzegorzek (1 mln zł). Do następnej sesji odłożono natomiast decyzje w sprawie niżej ocenionych projektów, m.in. Radosława Piwowarskiego i Magdaleny Piekorz.

Tytuł nie jest nowy. Taki sam miała sztuka teatralna, którą wystawiono dwa lata temu. Była to trochę liryczna, trochę komiczna, a częściowo utopijna historia polskich czołgistów, którzy podczas haniebnej inwazji na Czechosłowację w 1968 roku zagubili się w lesie. Z powodu awarii, także bałaganu, ale przy okazji za sprawą czeskich kobiet polscy czołgiści popadli w poważne kłopoty. Przy okazji przeżywali jednak moralne rozterki nad sensem inwazji…

- W wersji filmowej czołg zamiast do lasu dosłownie wjedzie do małomiasteczkowego baru i tam toczyć się będą główne sceny filmu. Zmian w scenariuszu będzie jednak dużo więcej. Po prawdzie to nowy scenariusz. Chcemy bowiem zrobić film „i do śmiechu” i „do płaczu”. Zabawny, ale szlachetny. Nasi bohaterowie – załoga „Biedroneczki” vel „Rudego” –  nie będą bojownikami o wolność i demokrację, którzy kierują się „szlachetnymi intencjami”. Dopiero to, co spotka ich w Czechosłowacji, spowoduje, że na swój sposób się zmienią. Staną przed zadaniami, które ich przerosną i przegrywając jako żołnierze (choć nie zawsze), wygrają jako ludzie. Będzie to zatem opowieść o duchowej przemianie, o wydobywaniu się z nikczemnej kondycji, o tym, że warto mieć marzenia – zapowiada Jacek Głomb.

Dwa miliony dotacji PISF to sporo (dla porównania „Mała Moskwa” Waldemara Krzystka dostała z tego źródła 1,5 mln zł), ale o wiele za mało, by zrobić film fabularny. Na to potrzeba nie mniej niż trzy razy tyle. Pomysłodawcy projektu zabiegają zatem o wsparcie KGHM Polska Miedź S.A. oraz marszałka województwa.

Głomb jest optymistą. Już teraz planuje, że w najbliższe wakacje rozpocznie zdjęcia do filmu. Upatrzył sobie nawet miasteczko, które udawać będzie czeską mieścinę z 1968 roku. To leżący nad Kwisą u podnóża Gór Izerskich malowniczy Gryfów Śląski, którego burmistrzem jest… twórca Festiwalu Filmów Komediowych w Lubomierzu (a także muzeum filmowej trylogii o „Samych Swoich” i ich bohaterów Kargula i Pawlaka) Olgierd Poniźnik.

Przypadek? Nawet jeśli tak, to trudno o lepszy wybór.

(Grzegorz Żurawiński, „Głomb za kamerą”, Konkrety.pl, 5.03.2008)