Polacy i Czesi kręcą razem komediodramat. O czym? O inwazji wojsk Układu Warszawskiego, w tym Polaków na Czechosłowację. Komedia o tragedii... to w czeskim stylu. Tak, bez martyrologii, filmowcy rozliczają się z jednym z najbardziej wstydliwych wydarzeń z historii Polski – donosi reporter popularnego dziennika.

Jest pamiętny rok 1968. W stronę Czechosłowacji nadciąga bratnia interwencja. Radzieckim wojskom towarzyszą polskie. Tuż za czeską granicą jeden z polskich czołgów, zwany pieszczotliwie "Biedroneczką"... gubi się. Mało tego, z impetem wjeżdża w czeską gospodę.

Tak zawiązuje się akcja polsko-czeskiej mega produkcji filmowej "Operacja Dunaj". Zupełnie nie w polskim stylu, bo w konwencji komediodramatu, bez martyrologii, filmowcy rozliczają się z jednym z najbardziej wstydliwych wydarzeń z historii Polski.

Zaginięcie polskiego czołgu w drodze na Czechosłowację to anegdota. Tu nie ma żadnej prawdy historycznej. Pewien kolekcjoner militariów spod Legnicy wymyślił historię o zaginionym czołgu i puścił ją w obieg.

Niezywkła opowieść zainspirowała Roberta Urbańskiego i Jacka Kondrackiego do napisania sztuki teatralnej, która w reżyserii Jacka Głomba odniosła wielki sukces na deskach Teatru im. H. Modrzejewskiej w Legnicy. Jej filmowa wersja musiała powstać jako owoc współpracy polsko-czeskiej.

- Chcieliśmy zachować maksymalny autentyzm, zarówno w scenografii, jak i w dialogach. Naturalnym było zaproszenie do współpracy przy tym projekcie Czechów. I tak czeską wieś grają polskie Karpniki, a polski czołg sprowadziliśmy z Czech!- śmieje się reżyser Jacek Głomb.

Główni bohaterowi filmu to załoga zaginionego czołgu, czyli dwóch zawodowych wojskowych i dwóch ludzi z poboru. Dowódca Edek (Bogdan Grzeszczak) to klasyczny trep, żołnierz z krwi i kości, z przeszłością partyzancką w lesie. Wierzy w oficjalną propagandę, w koszarową dyscyplinę, jest prostolinijny, nie znosi sprzeciwu, rozkaz to jest rozkaz do wykonania.

W załodze jest również Romek (Przemysław Bluszcz), który wprawdzie też jest zawodowym wojskowym, ale bardziej zajmują go romanse niż cele wojskowe, które przed nimi postawiono. Nie obchodzi go interwencja, tylko dziewczyny po drodze.

Florian (Maciej Stuhr) to z kolei inteligencik. Jedyny w całej załodze, który wie, że udział w tej interwencji to żaden powód do dumy. Został wyrzucony ze studiów po marcu '68 i karnie wcielony do wojska. Dla niego ta wyprawa to przekleństwo.

Najmłodszy, Jasiu (Maciej Nawrocki), którego wujem jest dowódca czołgu, to prostolinijny, wiejski kmiotek, który wierzy przede wszystkim we wszystko, co wuj powie. Jasiu głęboko wierzy, że przyjechał bronić Czechosłowacji przed niemiecką agresją. Zgodnie zresztą z polską propagandą z tamtego okresu. Bardzo szybko jednak orientuje się, że coś nie gra w tej całej wyprawie i zaczyna zadawać pytania wujowi: "Po co my tu przyjechaliśmy? Przecież tu żadnych Niemców nie ma!".

Romcio uwodzi skutecznie dowódcę garnizonu ds. politycznych, w którym stacjonuje (za garnizon będzie robić Twierdza Modlin), panią major Grążlową (Joanna Gonschorek). Jej mąż (Zbigniew Zamachowski), czyli kapitan Grążel (który ciągle awansuje niżej niż żona) oczywiście orientuje się w zdradzie. Ze scenariusza można domniemywać, że kapitan będzie gorliwie szukał zaginionego czołgu nie ze względu na uszczuplony stan garnizonu, a z chęci odbycia męskiej rozmowy z Romciem. Jego żona też oczywiście szuka czołgu, w końcu jest oficerem politycznym garnizonu, któremu on zaginął. Czołgu szuka też porucznik Jakubczak, który pozostaje w bezpośredniej łączności ze sztabem armii radzieckiej i podejrzewa dezercję czołgistów.

- Trudno robić w Polsce film o czterech pancernych nie przywołując w pamięci serialu, na którym każdy z nas się wychował. No więc nie mogło zabraknąć w tym filmie również psa. Nazywa się Krecik. Ale wystarczy popatrzeć na tą naszą czwórkę, żeby stwierdzić, że to nie jest Janek i spółka, tylko delikatnie mówiąc ich krzywe zwierciadło" – mówi Maciej Stuhr.

Jak wygląda polsko-czeska współpraca? - Poza planem ekipa czeska i polska ogląda olimpiadę. Ciągle śledzimy klasyfikację medalową, kto ma ich więcej. Przez cały pierwszy tydzień Czesi mieli dwa złote i nas wyprzedzali. Szybko ich ulubioną pieśnią zostało "Polacy nic się nie stało". Teraz, niezależnie od wyników sportowców, ciągle chodzą za nami i wyśpiewują - opowiada Stuhr.

Do współpracy przy filmie udało się pozyskać legendę czeskiego i światowego kina Jiriego Menzla. Oprócz sprawowania artystycznej opieki nad przedsięwzięciem gra też jedną z ról. Laureat Oscara za "Pociągi pod specjalnym nadzorem", gdzie grał dróżnika, w "Operacji Dunaj" gra... Oscara, miejscowego dróżnika. Jego postać pomaga załagodzić początkową niechęć pomiędzy Czechami, których zaatakowano i załogą, która jest agresorem.

- Gdy się na poważną rzecz patrzy poważnie, to nie jest to do końca prawda. Takie filmy trzeba robić z pewnym dystansem i ze współczuciem w stosunku do bohaterów historycznych. Mam nadzieję, że film będzie bardziej "hrabalowy" niż "haszkowy". Czesi ze wszystkiego się śmieją, nic nie biorą na poważnie. Dzięki obecności czeskich aktorów na planie ten film będzie miał tego czeskiego ducha- wyjaśnia kultowy reżyser.

A jak sam wspomina wydarzenia tamtego okresu? - Atmosfera była przepiękna, bo wszyscy, komuniści i nie, płynęliśmy na jednej łodzi i wszyscy uważaliśmy, że radzieckie wojska nie mają tu co robić. To była szczególna chwila, bo wtedy czeski naród popierał władzę. Wtedy po raz pierwszy w historii lubiliśmy swoją władzę! Ale tylko przez chwilę- opowiada Menzel.

Premiera filmu planowana jest w rocznicę wjazdu bratnich wojsk do Czechosłowacji. Prawdopodobnie odbędzie się równocześnie w Czechach i w Polsce. Reżyserowi marzy się plenerowa premiera w jakimś miasteczku na granicy. - Na Rysach!- proponuje Eva Holubova (tu trochę autora tekstu poniosło, aktorka mówiła o Śnieżce – przyp. red. serwisu), wielka czeska aktorka, która również gra w filmie.

(mch, "Zgarnęli Stuhra do woja. Polacy i Czesi kręcą komedię”, Superexpress, 27.08.2008)