Polacy i Czesi kręcą fabułę o sierpniu 1968 r. W obsadzie m.in. Maciej Stuhr oraz Jiøí Menzel. Czterej polscy pancerni w starym ruskim czołgu T-34 najeżdżają na Czechosłowację i od razu się gubią. Ku zgryzocie czołgistów i (miejmy nadzieję) uciesze publiki stalowy gruchot błąka się po czeskich bezdrożach, aż w końcu ładuje się z fasonem w sam środek wiejskiej knajpy, w której królują knedliki, piwo i życzliwi autochtoni – o “Operacji Dunaj” pisze Magdalena Rigamonti.

Boski temat - podnieca się Rudolf Biermann, jeden z najpotężniejszych czeskich producentów. - Przeczytałem scenariusz i wsiąkłem. Będzie z niego superfilm - szepce, bo ktoś krzyczy "Cisza!" i kamera rusza nagrywać kolejne ujęcie "Operacji Dunaj", zdaniem Polaków tragikomedii, a wedle Czechów komediodramatu. Reżyseruje, według scenariusza Roberta Urbańskiego i Jacka Kondrackiego, debiutujący w filmowym fachu Jacek Głomb (rocznik 1964), na co dzień szef legnickiego Teatru im. Modrzejewskiej.

Premiera dwugodzinnej fabuły z Maciejem Stuhrem w roli przywódcy tankistów odbędzie się 21 sierpnia przyszłego roku. - W 41. rocznicę inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację - tłumaczy Głomb. - To będzie huczna impreza, ale nie w dostojnych salach Warszawy czy Pragi. Zbudujemy specjalne kino plenerowe na granicy polsko-czeskiej - zapowiada reżyser. I tłumaczy: - Ja jestem prosty chłopak.

- Nie mam zamiaru uderzać w rzewne nuty, robić martyrologicznych laurek czy wzniosłych opowieści. Mój film traktuje o czterech chłopakach pozbawionych talentu do rzezi, a mimo to wsadzonych siłą do czołgu i wysłanych na wojnę. Nie odżegnuję się od skojarzeń z "Czterema pancernymi", ale to nie będzie parodia przygód Janka Kosa i jego kompanów - wyjaśnia.

Jak ustaliliśmy, Szarika istotnie w filmie zabraknie. Wprawdzie pojawi się czworonóg imieniem Krecik, ale to bardziej wyliniały kundel niźli wilczur bohater. Za to wielki ubłocony czołg już stoi przy miedzy w malowniczej wsi Karpniki w Karkonoszach. Tęsknym wzrokiem zerkają na zabytkową maszynę miejscowe łobuziaki i ich ojcowie. - Urządziliśmy tutaj czeską wieś - tłumaczy scenografka Małgorzata Bulanda.

Dokoła czeskie drogowskazy i szyldy, a po knajpie, w którą wjechał nasz zielony pojazd, zostawiając po sobie efektowną dziurę w ścianie, od razu widać, że urzędują tu nasi południowi sąsiedzi. - Czescy scenografowie przywieźli stosy rekwizytów, a ściany pomalowaliśmy wałkiem we wzory charakterystyczne dla lat 60. - obdarza nas garścią detali Bulanda.

Ekipa bawi w Karpnikach od trzech tygodni. Na początku września przeniesie się do Czech, gdzie nakręcone zostaną masowe sceny inwazji. - Tam jest jeszcze dużo starych czołgów na chodzie, u nas nie ma żadnego - tłumaczy reżyser. Potem filmowcy zainstalują się w podwarszawskim Modlinie, gdzie skręcą wojskowe koszary. - Jednak to w Karpnikach jest nasze centrum dowodzenia.

Tu rozegra się kluczowa część filmu - mówi Głomb. Właśnie tutaj czterej pancerni młodzieńcy pod wodzą Floriana (Stuhr) nawiążą dalekosiężne stosunki z mieszkańcami czeskiej wioski, których zagrają sławy kinematografii znad Wełtawy, m.in. Eva Holubová, Martha Issová i Jaroslav Du¹ek.

- Mój Florian to chłopak, którego wiosną 1968 roku wyrzucono ze studiów i siłą wcielono do woja, którego z całego serca nienawidzi. Kochał się w pewnej Czeszce, więc posiadł kilka zdań w tym trudnym języku i teraz służy za tłumacza - opowiada Stuhr, który po planie włóczy się w polowym mundurze LWP z nowoczesnymi słuchawkami na uszach i wkuwa czeskie kwestie.

- Do czołgu! Uwaga, ludzie! Będziemy jeździć! - zarządza kierownik planu. T-34 rusza z hukiem. - Pojazd prowadzi specjalista, którego na ekranie nie zobaczymy - usłużnie wyjaśnia ktoś z ekipy. Potworne dudnienie ciężkiego dwunastocylindrowego diesla zagłusza dalszą wypowiedź naszego informatora. Nagle właz czołgu unosi się i widzimy Jiøíego Menzla, laureata Oscara za "Pociągi pod specjalnym nadzorem" (1968 r.), a ostatnio autora głośnej fabuły "Obsługiwałem angielskiego króla" (2006 r.).

- Gram dróżnika Oskara. Lokalnego filozofa, który szyderczo komentuje rzeczywistość - mówi 70-letni Menzel, który oprócz roli w "Operacji Dunaj" objął film swoją artystyczną opieką. To dodatkowa gwarancja, że fabuła sprzeda się świetnie w Czechach - wyjaśnia Biermann, który wyskrobał pół miliona euro i dorzucił do polskiego budżetu, skompletowanego przez Włodzimierza Niderhausa.

W sumie uzbierali ponad dwa miliony euro, które dają twórcom komfort pracy. - Ładny komfort: miesiąc w czołgu - wtrąca Stuhr. - Moje dziecinne marzenia o karierze Janka Kosa już dawno się rozpłynęły. Ten czołg to przecież maszyna do zabijania - mówi poważnie aktor. Zaś reżyser dodaje: - Wstyd mi za tę inwazję na Czechosłowację. A jeszcze większy, że dopiero teraz powstaje pierwszy film na ten temat - podsumowuje Głomb.

(Magdalena Rigamonti, “Bratnia pomoc na wesoło”, Polska The Times, 22.08.2008)