Przemysław Wojcieszek z hukiem wrócił do legnickiego teatru. Niesamowite tempo akcji, świetne dialogi, poszukiwania odpowiedzi na trudne pytania oraz popis aktorskiego talentu Przemysława Bluszcza – tak najkrócej można streścić pierwszą w tym sezonie premierę w Teatrze Modrzejewskiej. Czy „Osobisty Jezus” Wojcieszka powtórzy sukces „Made in Poland”? Ma na to spore szanse – twierdzi w legnickim tygodniku „Konkrety” Paweł Jantura.

Przemysław Wojcieszek popularność zdobył jako twórca niezależnych filmów. Jego „Zabij ich wszystkich” i „Głośniej od bomb” uznane zostały za manifest pokolenia 30-latków szukających dla siebie miejsca w rzeczywistości, za swoiste symbole polskiego kina offowego. W 2004 roku Wojcieszek nakręcił „W dół kolorowym wzgórzem”. Obraz ten nagrodzono na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni za najlepszą reżyserię. Mimo najważniejszego w polskiej kinematografii lauru, Wojcieszek czuł niedosyt.

Historia opowiedziana inaczej


– Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że w filmie nie wyczerpałem tego, co chciałem przekazać tą historią. Każda forma ma swoje ograniczenia. A teatr stwarza większe możliwości niż film. Jest bardziej sugestywny. Postanowiłem więc, że „W dół kolorowym wzgórzem” przeniosę na teatralne deski. Chciałem jednak, by przez jakiś czas ta historia się odleżała i dojrzała w mojej głowie – mówi Przemysław Wojcieszek.
W ten sposób powstał scenariusz „Osobistego Jezusa”. Tak jak mówi Wojcieszek, spektakl znacznie różni się od filmu. Punktem wyjścia jest historia znana z filmu, ale opowiedziana zupełnie inaczej. Myśl „Osobistego Jezusa” jest dużo głębsza.
– Film opowiada o relacjach międzyludzkich. Sztuka zaś traktuje o poszukiwaniu Boga, zadaje ważne pytania. Kim jestem? Jak żyć? Skąd czerpać nadzieję? „Osobisty Jezus” posługuje się metaforą. Stąd tyle w nim odniesień religijnych. W filmie tego nie ma – tłumaczy autor.

W poszukiwaniu Jezusa

Zaczyna się jak w filmie. Rysiek wychodzi z więzienia po trzyletniej odsiadce za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Wraca do rodzinnej wsi z poważnymi planami. Chce odzyskać narzeczoną Agatę, którą zostawił, idąc do więzienia, przejąć gospodarkę ojca i rozpocząć uczciwe życie. Zastaje jednak całkowicie odmienioną rzeczywistość. Ojciec przed śmiercią wydziedziczył go, zapisując cały majątek bratu, który do tego poślubił Agatę. Co gorsze, Jarek z Agatą sprzedają właśnie całe gospodarstwo Niemcowi, by za uzyskane pieniądze rozpocząć nowe życie w Warszawie. Rysiek postanawia odzyskać Agatę i zablokować transakcję sprzedaży rodzinnego domu. Chce rozpocząć nowe życie. Pomóc ma mu w tym religijne nawrócenie się. Główny bohater twierdzi, że podczas odsiadki odnalazł Boga. Tematem numer jeden we wsi jest historia o tym, że Ryśka w celi odwiedził Jezus. Rysiek odrzuca propozycję powrotu do pracy u lokalnego gangstera Tadzia. Tadzio przekonuje go, że on jest jego wiarą. Rysiek się z tym nie zgadza. Wyznaje mu jednak, że Jezus go nie odwiedził.
– Nie rozumiem, dlaczego do mnie nie przyszedł, ale wierzę, że przyjdzie – tłumaczy gangsterowi.
Świat Ryśka rozpada się coraz bardziej. Zaprzyjaźniony ksiądz nie daje mu rozgrzeszenia, Agata nie wraca do niego, dom zostaje sprzedany. Okazuje się również, że Agata usunęła dziecko, które miała z Tadziem. Happy endu nie ma. Ojcowiznę przejmuje Niemiec, Agata z Jarkiem wyjeżdżają. Rysiek zostaje sam. Bez miłości, Jezusa, który do niego nie przyszedł. A jeśli przyszedł, to za późno.

Ważne pytania

Dlaczego Jezus Ryśka nie pomógł mu w zmaganiach o odzyskanie miłości i domu? Może dlatego, że religijność głównego bohatera jest zwykłym blefem, maską, fasadą? Jezus głównego bohatera w takim razie jest nieprawdziwy, a wioskę Ryśka dawno już opuścił i nie ma zamiaru do niej wrócić.
A może jednak nawrócenie bohatera jest prawdziwe? W swoim życiu narobił zbyt wiele złych rzeczy i teraz ponosi za to karę? Ksiądz namawia Ryśka, by wyjechał i urządził sobie życie gdzieś indziej. Może tam by mu się udało. Przecież odbijanie żony bratu – co zauważa ksiądz – jest grzechem, dlatego z góry zamiar ten jest skazany na niepowodzenie.
Jakkolwiek interpretować spektakl Wojcieszka, trudno uznać jego treść za optymistyczną. Artysta stawia w nim poważne pytania. Warto więc spróbować samemu sobie na nie odpowiedzieć. Dlatego koniecznie trzeba wybrać się na ten półtoragodzinny spektakl. Tym bardziej, że „Osobisty Jezus” to kawał dobrego teatru. Trudno dziś przewidzieć, czy zrobi podobną furorę jak pierwszy spektakl Wojcieszka „Made in Poland”. Na pewno jest to sztuka całkiem inna niż historia rewolucjonisty Bogusia. Mniej widowiskowa (bardzo skromna scenografia) i chyba nieco trudniejsza w odbiorze, choćby ze względu na odniesienia religijne.

Rewelacyjny Bluszcz


„Osobisty Jezus” to niesamowite tempo akcji. Wojcieszek po raz kolejny udowodnił, że jest mistrzem dialogów. Podobnie jak w „Made in Poland” język bohaterów przepełniony jest wulgaryzmami. Ma to jednak swoje uzasadnienie. Tak jak w „Made in Poland” bohaterowie mówili językiem blokowisk, tak w „Osobistym Jezusie” mówią językiem postpegeerowskiej prowincji.
Przed premierą Przemysław Wojcieszek zapowiadał, że w „Osobistym Jezusie” najważniejsi będą aktorzy.
– W pewnym sensie napisałem ten tekst jeszcze raz dla Przemka Bluszcza – powiedział nam.
Faktycznie. Przemek Bluszcz jest absolutnie rewelacyjny. Przez półtorej godziny nie schodzi ze sceny ani na chwilę! Rola Ryśka to prawdziwy popis legnickiego artysty. Wielce prawdopodobne, że za tę kreację Bluszcz zgarnie w tym sezonie mnóstwo nagród. Może nawet więcej niż Janusz Chabior za kultowego już Wiktora z „Made in Poland”. Świetny jest również, występujący gościnnie, wrocławski aktor Wiesław Cichy oraz grająca niewielką rolę matki Agaty – Anita Poddębniak. Na swoim, wysokim poziomie prezentują się również Ewa Galusińska i Paweł Wolak. Rolą księdza zadebiutował w legnickim zespole Dariusz Majchrzak. Stanął na wysokości zadania, choć akurat można dyskutować, czy postać, którą kreuje, jest niezbędna w tej sztuce. Może za bardzo przypomina księdza z „Made in Poland”.

„Personal Jesus”

No i muzyka. Wojcieszek zlecił wykonanie podkładu muzycznego swojemu ulubionemu zespołowi Pustki. Efekt – świetny. Choć muzyka bardziej przypomina klimaty zespołu Clan of Xymox niż Depeche Mode. Porównanie do Depeche Mode jest w tym momencie oczywiste. Wojcieszek nie ukrywa, że tytuł swojej sztuki zaczerpnął z piosenki tej grupy „Personal Jesus” z 1990 roku. Ten przebój pochodzący z płyty „Violator” (Tadziu ma na koszulce różę zdobiąca okładkę tego albumu) zapoczątkował w Polsce „depeszomanię”.
Wojcieszek nie po raz pierwszy swojemu dziełu nadaje z premedytacją tytuł zapożyczony ze swojej płytoteki. Na przykład „Głośniej od bomb” to tytuł albumu The Smiths, a „W dół kolorowym wzgórzem” – Red House Painters.
– To taki mój znak firmowy. Kiedyś miałem kłopoty z tytułowaniem tego, co piszę. Rozwiązałem problem odnosząc się do tytułów piosenek i płyt – tłumaczy autor „Osobistego Jezusa”.

(Paweł Jantura, „Wojcieszkowy Jezus”, Konkrety 13.09.2006)