Legnicki Teatr Modrzejewskiej kontynuuje tournée po Ameryce. Wczoraj (19 października) gościł w domu-muzeum swojej patronki, po czym w siedzibie wspierającej podróż organizacji Arden 2 spotkał się z przedstawicielami miejscowych środowisk akademickich i artystycznych. Dzień kończyła oficjalna kolacja wydana z okazji pobytu zespołu w Kalifornii. Dziś legniczanie opuszczą Santa Barbara. W sobotę i niedzielę dwukrotnie wystawią „Otella” w Los Angeles. Pobyt zespołu to jednak nie tylko podróże i spektakle. Dowodzi tego list Kasja, który nadszedł do redakcji naszego serwisu…


Po naszym pierwszym sobotnim spektaklu w Santa Barbara postanowiliśmy gdzieś wyskoczyć, potańczyć. Poznaliśmy paru fantastycznych ludzi z Lit Moon Theatre, a wśród nich Katie i Michaela, jak się okazało naszych przewodników po nocnym Downtown.
Nie byłem sam. Jagon, Rodrygo, Gracjano i Viola dzielnie towarzyszyli mi w wyprawie. Wybór padł na TONIC, przed którym jednak była monstrualna kolejka chętnych do wejścia. Całe szczęście oprócz Katie i Michaela był z nami tajemniczy David, starszy gość, którego ani my, ani tubylcy nie znali. W 5 minut wprowadził nas do knajpy, zapłacił za wjazd, postawił drinki i jeszcze z radością pilnował naszych rzeczy, kiedy poszliśmy poszaleć na parkiecie.
Jedynie Viola miała drobne problemy z wejściem - bez dowodu tożsamości (świadectwa ukończenia 21 lat – red.) nie wejdziesz do klubu, w którym sprzedają alkohol. Czterech mięśniaków musiało się porządną chwilę naradzić, żeby stwierdzić, że nasza okrętowa panna jest wystarczająco dorosła. Ech, Ameryka! Nikt nie chce wziąć odpowiedzialności.

Szczegółów nie opiszę, bo wstyd i hańba. Jednak prawdziwy skandal wybuchł około 1:30, kiedy zabrano nasze drinki i wszystkich gości grzecznie poproszono o opuszczenie knajpy. Jak to? O 1:30?! A tak to. Zgodnie z kalifornijskim prawem sprzedaż alkoholu dozwolona jest do godziny 2, a wiadomo, że bez alkoholu nie ma klubowej zabawy, więc zamknęli knajpę. Potulnie, głęboko zawiedzeni amerykańskim stylem imprezowania, wyszliśmy pod eskortą policji. Pewnie po to, by czuć się bezpieczniej…

W hotelu też nas nie chcieli, więc kontynuowaliśmy integrację na pobliskim parkingu. Kiedy nagle zjawił się Andrzej – czternastoletni (albo coś koło tego) dolnośląski wicemarszałek. Rozdał kilka czarujących uśmiechów, po czym wziął naszą Katie do swojego wypożyczonego ("nie z pieniędzy podatników"- to już wiedzieliśmy) dwuosobowego nissana i pomknęli między palmami w poszukiwaniu nocnego sklepu z alkoholem. Na próżno. Prawo ustalone przez gubernatora Arnolda dotyczy wszystkich i jest twarde jak jego bicepsy z czasów pierwszej części Terminatora. Tu nawet kacza szyszka IV RP nie pomogła.

Cóż było robić? Siedzieliśmy dalej, pijąc ciepłą herbatę z hotelu, dopóki nie podjechał do nas Justin na swojej kalifornijskiej deskorolce i w swojej kalifornijskiej czapeczce. Chciał wiedzieć, kim jesteśmy i co porabiamy o tak późnej porze na ulicy. Ot, taka kalifornijska ciekawość. Sam dopiero skończył pracę w barze (no proszę, jak pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści!), a kiedy usłyszał czego chcemy, zaprosił nas do siebie. W tym momencie jednak dzielni Katie i Michael momentalnie mu podziękowali.
I tak kalifornijska otwartość zderzyła się z kalifornijską ostrożnością w potyczce o polską sprawę. Był to jednak swoisty początek znajomości, która nabrała rumieńców przy następnych spotkaniach, ale o tym innym razem…
Santa Barbara to typowe miasteczko turystyczne. W dzień pełne niemieckojęzycznych rodzin, śniadych meksykańskich uchodźców i... bezdomnych, którzy są wyjątkowo sympatyczni i, jak się okazało po krótkiej rozmowie przy porannej kawie i gazecie, szalenie zdystansowani do siebie, swojej sytuacji, Kalifornii, kraju i całego tego amerykańskiego mitu. To zdrowe podejście do życia skutkuje jednak tym, że wieczorami można spotkać tych przemiłych ludzi śpiących na przystankach. Po zachodzie słońca całe miasto zdaje się przemieniać z nudnego snobistycznego kurortu w tętniące życiem miasto przepełnione muzyką, zabawą i mnóstwem ludzi czekających na swój stolik przed restauracją. Szczególnie w weekendy.
Czekajcie na nas, z kalifornijskimi pozdrowieniami.
Kasjo


Od redaktora serwisu:


Kasjo – Paweł Palcat
Jagon – Rafał Cieluch
Rodrygo – Tadeusz Ratuszniak
Gracjano – Zuza Motorniuk
Viola – Magda Skiba

Santa Barbara – założone przez franciszkańskich misjonarzy miasto w zachodniej części Stanów Zjednoczonych, w stanie Kalifornia, nad Oceanem Spokojnym. Liczy 92,3 tys. mieszkańców, a jego obszar metropolitalny (hrabstwo Santa Barbara) 399,3 tys. mieszkańców.