Sztuka Andrieja Kuriejczyka składa się z monologów prawdziwych ofiar białoruskiego reżimu, nakładających się na siebie jak kolejne warstwy ciasta w sękaczu. Taka forma stanowi spore wyzwanie dla realizatorów spektaklu. Nie lada kunsztu trzeba, aby przez ponad dwie godziny nakładać te warstwy nie powodując u widza znużenia niezmiennymi składnikami “ciasta”: strachem, bólem, poniżeniem, buntem, nienawiścią. Pisze Piotr Kanikowski.


Łukasz Kos, reżyser spektaklu, bardzo sprytnie to sobie obmyślił. Najpierw w prologu daje znać, że to, co za chwilę zobaczymy, będzie wprawdzie teatrem, udawaniem, ale kryje się za nim rzeczywistość (czytaj: prawda). Przez całe przedstawienie na monitorze z boku sceny wyświetla kolejno zdjęcia bohaterów “Nowych głosów Białorusi” jako uzupełnienie lakonicznych wizytówek (imię, nazwisko, wiek, zawód lub funkcja), dzięki czemu postacie, w które wcielają się aktorzy, mają prawdziwe twarze. Ten zabieg mobilizuje uwagę widzów. Nawet nieprzychylnemu, podejrzliwemu odbiorcy trudniej pozostać obojętnym na płynącą ze sceny opowieść. Poruszającą opowieść.

Główny ciężar tej opowieści niosą aktorzy. Wychodzą osobno na niemal pustą scenę z indywidualną historią i muszą przekonać widzów do swojej postaci. Niektórzy mają niepozorny rekwizyt: wiadro czerwonej farby udającej krew, kwiaty, zdjęcia – inni są bez niczego, wyłącznie ze słowami, które Andriej Kuriejczyk przepisał z więziennych listów i sądowych akt. Znakomity Bartosz Bulanda, balansujący w swej opowieści między niedowierzaniem a wstydliwym zakłopotaniem z odniesionej rany, z miejsca przykuwa uwagę. Podobnie jak żywiołowa Ewa Galusińska czy powściągliwie poważna, subtelna Zuza Motorniuk, świecąca pięknym, dziewczęcym światłem swej bohaterki. Fantastycznie słucha się Bogdana Grzeszczaka, umiejętnie podkręcającego  wschodni zaśpiew w swym głosie. Bardzo sugestywnie wypadają na scenie Magda Biegańska, Katarzyna Dworak, Aleksandra Listwan, Rafał Cieluch, Magda Skiba, Małgorzata Urbańska, Jan Kowalewski, Paweł Palcat, Jakub Klimaszewski. Problem miałem chyba jedynie z uwierzeniem Mateuszowi Krzykowi, który rozdając kobietom kwiaty, podśpiewuje  (bez przekonania) hit Edwarda Hulewicza, jakby 8 maja o świcie wyszedł z bankietu w jakiejś peerelowskiej restauracji.

Postacie białoruskiej rewolucji zostały w Teatrze Modrzejewskiej potraktowane z szacunkiem i czułością. Jedna po drugiej wypełniają Scenę Gadzickiego, także dosłownie, bo głównym elementem scenografii jest olbrzymi ekran w tle. Służy głównie do transmisji obrazu z wycelowanej w aktorów kamery Kamila “Wallace” Walesiaka. Walesiak operuje przede wszystkim zbliżeniami, koncentruje się na twarzach, na emocjach. Czasem na ekranie pojawiają się korespondujące z opowieścią zdjęcia Aleksandra Łukaszenki i jego pomagierów, rysunki, filmiki, a nawet screeny z komputerowej gry. Przepięknie oprawia to swoim głosem i spina w przejmującą całość Olga Mysłowska. Muzyka, jaką wspólnie z Danielem Pigońskim tworzą na żywo i dokładają do opowieści o Białorusi, jest taktowne subtelna. Niezwykła.

Kiedy w genialnie obmyślonym geście Aleksandra Listwan odmierza krokami “zwyczajną celę”, w którą milicjanci upchnęli sześćdziesiąt kobiet, ten kawałek przestrzeni staje się na chwilę białoruskim więzieniem.  Bez angażowania scenografa – wyłącznie dzięki słowom i grze aktorskiej – ta sama pusta scena bywa na chwilę samochodem, z którego omonowcy wywlekają ludzi na ulicę, wypełnionym demonstrantami placem w Mińsku, milicyjnym gabinetem, salą sądową tuż przed wydaniem wyroku, obskurnym karcerem lub spacerniakiem z wielką kałużą pośrodku. Tak działa teatr.

W “Głosach nowej Białorusi” na pierwszym planie pozostaje oczywiście opowieść o ludziach przeciwstawiających się Aleksandrowi Łukaszence, ale Łukasz Kos tak szyje, by widz nie tylko był świadom teatralnej fastrygi, ale też docenił finezję (lub nonszalancję) krawca. Zanim Rafał Cieluch wejdzie w rolę zgarniętego przez milicję obywatela, niby przypadkiem, nerwowo, drżącymi rękoma, podłącza i ukrywa za plecami mikroport. Potem na wielkim ekranie, wypełniającym całą scenę, pojawia się obraz z kabiny inspicjenta Mariusza Sikorskego i z charakteryzatorni, gdzie Gabriela Fabian powtarza swą kwestię przy parzeniu herbaty, w intymnym skupieniu, jakby przypominała sobie tekst Kuriejczyka przed wyjściem na scenę.  To, co tradycyjny teatr ukrywa w kulisach, wstydliwie zasłania dekoracjami, Kos wyciąga na wierzch i mówi: zobacz, bo wszystko jest prawdziwe. Prawdziwe są nie tylko emocje bohatera, który z wnętrza więźniarki widzi, jak milicjanci paralizatorem zaganiają do środka jeszcze jedną ofiarę, ale też emocje aktora, który o tym opowiada, i widza, gdy zdejmuje go groza. Teatr otula rzeczywistość i przenosi jej drgania w nowe przestrzenie.

(Piotr Kanikowski, "Jak “Głosy nowej Białorusi” rezonują w Modrzejewskiej", https://24legnica.pl, 17.11.2021)