W niewielkiej salce na legnickich Piekarach zaprezentowano w piątkowy wieczór 22 października telewizyjną wersję sztuki, która stała się pomnikiem, jaki legnicki teatr wystawił sam sobie a przy okazji burzliwej historii obiektu w Rynku miasta. Bezpośrednio po projekcji widzowie mieli okazję porozmawiać o tym co zobaczyli z autorem scenariusza Robertem Urbańskim, scenografką i autorką kostiumów Małgorzatą Bulandą i autorką książki "Poniemieckie" Karoliną Kuszyk. Całość poprowadziła koordynatorka Przystanku Piekary Katarzyna Odrowska.


Publiczność obejrzała zrealizowaną w 2005 roku telewizyjną i skróconą do 102 minut  wersję spektaklu, którego premiera odbyła się 15 marca 2003 r. w Teatrze Modrzejewskiej w Legnicy z (nieco przesuniętej w czasie) okazji podwójnego jubileuszu: 160-lecia istnienia budynku teatru i 25-lecia pracy polskiego zespołu.

Autorem sztuki jest Robert Urbański - legniczanin, mediewista i dramatopisarz, który swą opowieść o losach miasta i jego teatru osnuł wokół wspomnień dawnych mieszkańców Legnicy, pamiętających te burzliwe dzieje, okresy świetności i upadku, które odbijały się jak w lustrze w kondycji legnickiego przybytku Melpomeny, teatru niemieckiego, sowieckiego, a od 1977 roku polskiego. Był to dramaturgiczny debiut autora teatralnego scenariusza, od lat kierownika literackiego Teatru Modrzejewskiej. Podobnie jak miało to miejsce w wersji scenicznej sfilmowany dramat wyreżyserował dyrektor legnickiej sceny Jacek Głomb, dla którego była to druga po "Pasji" (1996) realizacja dla Teatru Telewizji. W nagraniach zdjęć, oprócz wyjątkowo licznej ekipy aktorów, statystowało wielu mieszkańców Legnicy.

- Jestem wzruszona, bo dawno nie oglądałam tego spektaklu. Szkoda, że tego nie gramy na scenie. Pamiętam bowiem wielkie wzruszenie z jakim publiczność opuszczała widownię po tym przedstawieniu. Telewizyjną wersję zrealizowaliśmy w dziewięć dni zdjęciowych. Z założenia miał to być hołd dla teatru. Nakręciliśmy tego dużo więcej, niż 100 minut, bo planowaliśmy także serial, co się nie udało. Trzeba było powycinać wiele scen i sekwencji. Ciekawostką jest, że autor zdjęć Arkadiusz Tomiak zastosował przy tej realizacji specjalne filtry, które "postarzały" filmowe kadry - wspominała Małgorzata Bulanda.

- Oglądałam ten film po raz drugi i tym razem zwracałam szczególną uwagę na scenografię, na to co w nim poniemieckie i posowieckie. W swojej książce także podążałam podobnym tropem i śladami ludzkich opowieści. Okazało się, że jest wielu ludzi, którzy chcą o tym rozmawiać. A potem wszystko potoczyło się jak kula śniegowa - zauważyła Karolina Kuszyk wspominają pracę nad wydaną przed dwoma laty książką.

- Stosunkowo późno zacząłem odkrywać historię Legnicy, w której się urodziłem. Szybko się okazało, że najważniejsze to chcieć coś zobaczyć i poznać, zedrzeć z miasta maskę stereotypu i spojrzeć na Legnicę i jej dzieje w sposób pozbawiony uprzedzeń. "Wschody..." to był mój scenariuszowy debiut i po latach widzę, jak niewiele wtedy wiedziałem. Po każdej z dokumentacyjnych rozmów wydawało mi się wówczas, że mam mnóstwo interesujących historii. Gdy jednak siadałem, by zapisać te opowieści okazywało się, że nie mam nic ciekawego do napisania! Próbowałem wielokrotnie, aż w końcu trzeba było wymyślić tę historię - opowiadał Robert Urbański.

Uczestnicy rozmowy spierali się o to, czy Legnica nadal jest miastem wielokulturowym, ile w tym historycznej prawdy i czy nie jest to jedynie powtarzany bezrefleksyjnie miejski mit. - Zasiedlaliśmy te poniemieckie ziemie przyjeżdżając z różnych stron Polski i świata, z różnych kultur. Przyjeżdżali Polacy, ale także Łemkowie, Ukraińcy, Żydzi, Romowie, Grecy... Natomiast doświadczenie poniemieckiego, które otaczało przyjezdnych, ukształtowało nas wszystkich, także estetycznie - zauważyła Karolina Kuszyk. - Gdy jedziemy na wschód Polski wyraźnie czujemy i widzimy, że to jest inny fragment naszego kraju - dodał Robert Urbański.

Uczestnicy spotkania opowiadali także o sytuacjach, anegdotach i przygodach, które towarzyszyły realizacji zdjęć do telewizyjnej wersji "Wschodów..." . Jedno z wydarzeń mogło całkowicie sparaliżować tę produkcję. W trakcie kręcenia zdjęć 2 kwietnia 2005 roku zmarł w Watykanie papież Jan Paweł II.

- Co robić? Kręcić dalej, czy przerwać zdjęcia? Zwłaszcza, że już następnego wieczora mieliśmy filmować scenę wyjścia z teatru w stronę fontanny Neptuna, do której miała być wrzucona jedna z bohaterek. Tymczasem kilkadziesiąt metrów dalej stoi pomnik papieża, przy którym gromadzili się ludzie, palili świece, modlili się, śpiewali. Zmieniliśmy nieco kolejność zdjęć, ale nie przerwaliśmy produkcji. W jednej ze scen kręconych we wnętrzu teatru w tle nagrania słychać zresztą odgłosy dochodzące spod pomnika papieża - wspominał te okoliczności w maju ub. roku przy okazji Dnia Teatru Publicznego Jacek Głomb.

Ci, którzy nie mieli okazji obejrzeć projekcji "Wschodów i Zachodów Miasta" na teatralnym  Przystanku Piekary mogą to zrobić w dowolnym momencie odwiedzając stronę VOD Teatru Telewizji. Zapis tej realizacji jest TUTAJ!

Kolejne spotkania na Przystanku Piekary zaplanowano w czwartek 18 listopada. Wyświetlony zostanie film "Chlebem i solą"/„Хлібом-сіллю” według scenariusza i w reżyserii Rafała Cielucha zrealizowany latem i jesienią ub. roku przy zdalnej współpracy aktorów Modrzejewskiej z aktorami w ukraińskim Iwano-Frankiwsku. Po emisji odbędzie się spotkanie z polskimi twórcami tej realizacji.

Grzegorz Żurawiński