45 aktorów polskich scen wpadło w oko krytyka i redaktora naczelnego miesięcznika Dialog Jacka Sieradzkiego. Wśród tych, którzy znaleźli się w dorocznym i już 29. "Subiektywnym spisie aktorów teatralnych" jest dwoje aktorów legnickiego Teatru Modrzejewskiej: Magda Biegańska i Paweł Palcat (oboje "zwycięstwo") za role w "Fanny i Aleksander" Bergmana w reżyserii Łukasza Kosa.


To był kolejny nieprzychylny dla teatru sezon. Poszatkowany lockdownami dłużącymi się nad miarę. Z głupim upokorzeniem pod koniec, kiedy rządzący pocovidowe odmrożenie scen przesunęli na ostatni możliwy termin, po siłowniach i weselnych tancbudach, bez przyczyny, w geście obojętnej nonszalancji. Z koniecznością produkowania spektakli do zamrażarki albo nawet robienia zamkniętych, smętnych premier bez publiczności, by zamknąć rok budżetowy i móc wypłacić honoraria. Z erupcją pokazów w czerwcu, kiedy trzeba było wypuścić wszystkie te nie do końca odmrożone cacka, zagrać je po parę razy, pospiesznie, bez premierowego oddechu i ulgi, byle zdążyć przed kolejnym zamknięciem, tym razem wakacyjnym i dobrowolnym. Rytm pracy był rwany, nerwowy, daleki od komfortu. W dodatku w prasie i – zwłaszcza – w mediach społecznościowych szerzyły się jak pożar odkrycia złych, toksycznych stosunków w teatralnych instytucjach, głównie w szkołach, ale i na renomowanych scenach też. Od lat światek teatru nie gościł tak intensywnie we wszystkich sensacyjnych mediach – jako siedlisko przemocy, rui i poróbstwa, rzecz jasna.

Powinienem coś powiedzieć na ten temat, skoro notuję tu uwagi na temat współczesnego aktorstwa. Nie bardzo chcę. I nie tylko dlatego, że przez miniony rok wypowiedziano na ten temat bardzo dużo słów, tych mądrych i tych nie.

Teatr ma dziś problem z obowiązującą od zawsze hierarchiczną strukturą podległości wywiedzioną z artystowsko-rzemieślniczego kultu mistrza. Zawodowy mistrz, profesor, reżyser, lider cię, studencie/tko, młody/a aktorze/ko, uczy/wychowuje/prowadzi, zatem może zrobić z tobą wszystko, niekoniecznie licząc się z twoją godnością czy rygorami prawa, bo jest, siłą rzeczywistego czy mniemanego autorytetu (tudzież stojącej za nim instytucji) wielki, a ty malutki/malutka. Zbyt często ten system wyradzał się w nadużycia i paranoje, a niekiedy po prostu w paskudztwa i przestępstwa, co się właśnie szeroką strugą wylało do opinii publicznej. Teatry, szkoły muszą sobie z tym poradzić i trzeba życzyć im powodzenia (nie bez obaw o skuteczność, bo siła inercji nawyków jest przemożna). Nie za bardzo wierzę przy tym w zbawczą działalność obserwatorów z zewnątrz, publicystów i uczonych, którzy aż się palą, żeby pomagać, rozdawać certyfikaty moralności, powoływać różne komisje, etc. Jest zła praktyka do naprawienia i nikt jej za ludzi sceny nie naprawi.

Ale ja, widz, przychodzę do teatru, patrzę na aktora i przecież nie myślę o tym, czy jego rola powstawała w ramach modelowej partnerskiej współpracy z reżyserem i zespołem, czy wprost przeciwnie. Nie myślę, bo nie mam co do tego żadnych danych, a jeśli bym takowych zaczął szukać po bufetach i fejsbukach, to proszę mnie ciupasem odstawić do czubków. Patrzę, jak rola jest zrobiona, co odkrywa, co niesie, jak się ma do partnerów, próbuję odczytać, co ma mi mówić, rzecz jasna w ramach całej struktury spektaklu. Ta konstrukcja mnie interesuje, jej przekaz, jej złożoność – a nie prywatność aktora, jego stres czy na przykład poziom utożsamiania się z wypowiadanymi słowami. Ale skoro tak, to muszę przecież zakładać pewne, nazwijmy to, domniemanie dorosłości: że dzieło, z którym mam do czynienia – podkreślam to duże słowo „dzieło” – powstało jako świadoma i zaakceptowana kreacja wszystkich jego współtwórców. Bo to ona jest sednem sztuki teatru i ona ma zaprzątać moją myśl i emocje – a nie zakulisowe okoliczności jej tworzenia. Zdawałoby się to oczywiste. Dlaczego więc czuję się, jakbym mówił coś, w co, poza mną, nikt już nie wierzy?

To był sezon porwany na kawałki i jako taki źle poddaje się podsumowaniom. Bo ani twórcy – dyrektorzy, reżyserzy, aktorzy – nie panowali nad swoim artystycznym losem, skazani na przypadkowość i na zastępowanie z dawna szykowanych planów czymś doraźnym i pospiesznym, ani my, obserwatorzy nie mieliśmy szans zobaczyć tego, co by się chciało i co by się w normalnym czasie obejrzało. Zwłaszcza ta wspomniana czerwcowa erupcja z kilkudziesięcioma premierami w trzy weekendy była, jak to się dziś mówi, nie do ogarnięcia. Wykręciłem się od pochlebnego zaproszenia redakcji „Teatru”, żeby wziąć udział w dorocznej ankiecie „Najlepszy, najlepsza…”, bo naprawdę nie byłem w stanie – przy całej świadomości, że to przecież tylko konwencja – takich drabinek budować. I to, co od prawie trzydziestu lat pisuję we wstępach do tego „Spisu”, tu powtórzę ze zdwojoną siłą: to w najmniejszym stopniu nie ma być miarodajny i sumujący przegląd aktorskich osiągnięć sezonu 2020/2021. To tylko uwagi o pracach scenicznych aktorek i aktorów w tych spektaklach, które los pozwolił mi zobaczyć. I o taką lekturę, uwzględniającą kłopoty płynące z oglądania teatru spod pandemicznej maski, upraszam.

Magdalena Biegańska [zwycięstwo]
„Cudna w poważnym spojrzeniu porastającego w piórka kobiecego pisklęcia, szczera, bez sznytu teatralnej kokieterii” – notowałem przed czternastu laty jej rolę w Łaźni Nowej ("Kochałam Bogdana W."), potem patrzyłem, jak przyjmuje kolejne zadania, nieczęsto tak solowe, zwykle w ansamblu, w tym zbiorowym graniu, które tak wyraziście charakteryzuje Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy. W mądrej inscenizacji Bergmanowskiej sztuki "Fanny i Aleksander" jest szefową trupy teatralnej, która rusza szukać innego życia (żeby, jak powiada, nie naciągać teatru na głowę jak bezpieczną osłonę) za co płaci ubezwłasnowolnieniem w małżeństwie i obłędem. Jej rola ma bardzo staranne sceniczne wykończenie, zgodne z koncepcją Łukasza Kosa, który nie stroni od jawnej teatralności swej opowieści, ale spod misternie wypracowanych gestów i słów wyłania się, zwłaszcza w chwilach bezradności, ta już znana, pozbawiona ozdób, bezpośrednia szczerość świetnej próby, dodatkowymi walorami wzbogacając mocną rolę.

Paweł Palcat [zwycięstwo]
Gdy jako pastor tyran i potwór chce ukazać zebranym, czyli nam, swoją uwięzioną i doprowadzoną do obłędu żonę ("Fanny i Aleksander", Teatr im. Modrzejewskiej, Legnica) otwiera drzwi do służbówki i prosi o klucz z nazwiskiem Vergérus. „Albo Palcat”. Co wygląda na tani greps, lecz nim nie jest. Łukasz Kos, inscenizator Bergmanowskiego hołdu dla dawnego teatru chce, żeby role w przedstawieniu były wykonane jak klasyczne partie, bez potoczności, zamazywania gestu i usilnego poszukiwania życiowej prawdy. Mają działać właśnie swoją teatralnością, a nie ją omijać. A on realizuje to zadanie idealnie. Diaboliczność jego Vergérusa jest wystudiowana w każdej pozie, w każdym skrzywieniu kącika ust, w każdym tonie miękkiej perswazji, od której cierpnie skóra. Kawałeczek dalej byłaby to już parodia, jakiś tani Mefisto, ale aktor tej granicy umie nie przekroczyć. Co w tym zawodzie jest cnotą kardynalną.


Pełny spis do przeczytania TUTAJ!


(Jacek Sieradzki, "Subiektywny spis aktorów teatralnych. Edycja dwudziesta dziewiąta", https://e-teatr.pl/, 06.09.2021)