Odwołują spektakle, przesuwają premiery, odkażają sale i uruchamiają platformy streamingowe. Ale zamykać się nie zamierzają. Polskie teatry boleśnie odczuły przymusowe zamknięcie na wiosnę. Niemal trzy miesiące bez grania i późniejsze obostrzenia dotyczące sprzedaży biletów znacząco nadszarpnęły ich budżety. Finansowa zapaść samorządów i rosnące zadłużenie państwa nie napawa optymizmem na przyszłość. Pisze Emilia Dłużewska.


- Zacznę od sprawy kluczowej: gramy - tak w poniedziałek rozpoczął konferencję prasową Waldemar Raźniak, nowy dyrektor Starego Teatru w Krakowie. I dodał: - Zachęcam gorąco widzów do przychodzenia do nas.

Podobne deklaracje płyną z innych polskich scen. - Jak dotąd nie odwołaliśmy żadnego przedstawienia i mamy nadzieję, że nie będziemy do tego zmuszeni - przekazuje Joanna Ostrowska z Teatru im. Fredry w Gnieźnie.

- Robimy, co w naszej mocy, by zapewnić widzom maksymalne bezpieczeństwo. Nie rezygnujemy ze spektakli - mówi Joanna Kiszkis z wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol.

Klaudyna Desperat, rzeczniczka Polonii i Och-Teatru: - W momencie wejścia do żółtej strefy wprowadziliśmy dodatkowe pokazy, żeby zmniejszyć obłożenie na widowni. Jeśli tylko możemy, gramy.

Kaja Stępkowska z TR Warszawa: - Nie odwołujemy spektakli, jeśli tylko będzie to możliwe, chcemy i będziemy grać.

"Teatr to najlepszy powód do wyjścia z domu" - przekonuje w oświadczeniu Nowy Teatr w Warszawie. Stołeczny Teatr Polski do informacji o restrykcjach epidemiologicznych dołącza hasztag #zostańwPolskim.

Październik gęsty od premier

Od dwóch tygodni krzywa zakażeń ostro pnie się w górę, a epidemiolodzy alarmują, że sytuacja jest bez porównania poważniejsza niż wiosną. Mimo to większość teatrów w Polsce sprzedaje bilety na spektakle w październiku, listopadzie i grudniu. Wrocławski Capitol w piątek w południe udostępnił nową pulę biletów na grudniowe pokazy "Lazarusa" - głośnego musicalu z piosenkami Davida Bowiego w reżyserii Jana Klaty. Trzy godziny później większość wejściówek była już wyprzedana.

Zgodnie z planem ma odbyć się większość premier. W TR Warszawa 30 października premierę ma mieć spektakl "2020: Burza" w reżyserii Grzegorza Jarzyny. Teatr Wybrzeże w Gdańsku 23 października otwiera sezon "Norą" Ibsena w reż. Radosława Rychcika, Gniezno wystawia "Kamionna. Opowieści rodzinne" Mateusza Bednarkiewicza.

Stary Teatr z powodu pandemii przesunął na 31 grudnia premierę "Jeńczyny" Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, ale "Aktorzy prowincjonalni" Michała Borczucha mają być grani - zgodnie z planem - od 24 października. Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu w jeden weekend planuje aż cztery premiery: w piątek 23 października "Kumulację" i "Cyrano", 24 października - "Pacjenta 0" i "Iwanow. Człowiek, który śpi".

Teatry na cienkim lodzie

Polskie teatry boleśnie odczuły przymusowe zamknięcie na wiosnę. Niemal trzy miesiące bez grania i późniejsze obostrzenia dotyczące sprzedaży biletów znacząco nadszarpnęły ich budżety. Finansowa zapaść samorządów i rosnące zadłużenie państwa nie napawa optymizmem na przyszłość ani instytucji publicznych, ani prywatnych, które często korzystają z publicznych grantów. Do tego dochodzi kwestia aktorów i innych członków zespołu, których wynagrodzenie poza niewielką podstawą (o ile mają etat) zależy od liczby zagranych spektakli.

Nie chodzi jednak tylko o pieniądze. Wiosenny lockdown sprawił, że kalendarze premier się poprzesuwały, a okienko na granie skróciło. A teatry, podobnie jak inne instytucje kultury, tęskniły za publicznością. - Nie chcemy stracić kontaktu z widzami - słyszę od Joanny Kiszkis. A Kaja Stępkowska z TR Warszawa dodaje: - Jesteśmy instytucją publiczną. Naszym obowiązkiem i priorytetem jest zadbanie o to, by ludzie mieli kontakt z teatrem, zwłaszcza w tak trudnym czasie. Kultura może być dla nas wszystkich oparciem, dawać poczucie sensu i nadzieję na przyszłość.

Jak wygląda to w praktyce? Większość teatrów przyjęła podobną strategię do tej, którą jeszcze niedawno promował polski rząd: reagować punktowo, izolować zakażonych, zmniejszać ryzyko zakażenia, ale póki się da, nie przerywać działania. Wszystkie instytucje podkreślają, że stosują rygorystyczne zasady bezpieczeństwa, pilnują, by ich widzowie dezynfekowali ręce i nosili maseczki. Część jeszcze przed wejściem do żółtej strefy zmniejszyła liczbę sprzedawanych biletów.

Nieoficjalnie ich pracownicy przyznają jednak, że to stąpanie po cienkim lodzie. Premiery nie da się przygotować na Zoomie, a próby nie mogą się odbywać w maseczkach i bezpiecznym dystansie. Nawet najbardziej rygorystyczne przestrzeganie zasad bezpieczeństwa w teatrze nie zagwarantuje, że ktoś z zespołu nie zakazi się w sklepie, autobusie czy od dziecka, które przywlecze wirusa ze szkoły. A nawet jedna chora osoba oznacza konieczność kwarantanny dla kolejnych.

Niektóre sceny już ćwiczą to w praktyce. Z powodu kwarantanny osób z zespołu część spektakli musiała odwołać warszawska Polonia. Teatr im. Siemaszkowej w Rzeszowie 6 października poinformował, że z powodu zakażenia koronawirusem będzie zamknięty do 16 października. Dzień później podobny komunikat wydał Teatr Polski w Poznaniu. W piątek Teatr Muzyczny Roma w Warszawie opublikował na Facebooku komunikat, że w związku z wykryciem COVID-19 wśród pracowników musi odwołać wszystkie spektakle musicalu "Aida" do 25 października.

Na żywo, ale w studio

Jak długo teatrom uda się utrzymać tę politykę, nie wiadomo. Rządowa strategia punktowych działań jest już nieaktualna, bo zakażeń jest zwyczajnie zbyt dużo. - Sytuacja jest inna. Nie mamy do czynienia z ogniskami wirusa, transmisja jest pozioma - tłumaczył w czwartek premier Mateusz Morawiecki. A minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiadał "dynamiczne wciskanie hamulca".

Na razie instytucjom kultury się upiekło. Choć w czwartek rząd rozszerzył obszar czerwonej strefy (znalazło się w niej 11 z 16 miast wojewódzkich), to nie zawiesił ich funkcjonowania. Sytuacja teatrów się nie zmieniła - zarówno w żółtej, jak i czerwonej strefie obowiązuje limit 25 proc. zajętych miejsc.

Co, jeśli wytyczne się zmienią i sceny będą musiały się zamknąć? Część z nich przygotowuje się do działania online. Warszawski Teatr Powszechny w tym tygodniu uruchomił własną platformę VOD, na której będzie można znaleźć archiwalne rejestracje spektakli lub wykupić bilet na transmisję na żywo (na pierwszy ogień idzie "Mein Kampf" w reż. Jakuba Skrzywanka). Nad podobnym rozwiązaniem pracuje TR Warszawa - TR Online ma zacząć działać pod koniec października, na 7 listopada planowana jest transmisja "Burzy" Jarzyny. Teatr Polonia na swoim kanale na YouTubie udostępnia za darmo rejestracje "Na czworakach" i "Pan Jowialski", na które dostała pieniądze z programu "Kultura w sieci".

Ale nie wszystkie teatry mają taką możliwość. Choć po wiosennym lockdownie niemal wszystkie mają ofertę online, to często są to raczej działania uzupełniające - debaty, czytanie bajek i dramatów czy oprowadzanie po kulisach. Przygotowanie transmisji spektaklu w dobrej jakości nie jest proste. Większość teatrów dysponuje archiwalnymi nagraniami spektakli, ale mają one głównie wartość dokumentalną i nie nadają się do pokazywania publiczności.

Poza kwestiami technicznymi jest też problem innej natury: spektakl teatralny oparty na żywym kontakcie między twórcami i publicznością. Przymusowa wiosenna przerwa pokazała, że nawet najszybsze łącze jest w stanie zapewnić najwyżej namiastkę takiego kontaktu. Tym razem teatry są zdeterminowane, by póki się da, nie schodzić ze sceny.

(Emilia Dłużewska, ""Gramy, póki możemy". Teatry zdeterminowane, by nie dać się wirusowi", https://wyborcza.pl/, 17.10.2020)