„To nie jest nasz teatr”. Tak w grudniu 2017 roku Adam Kowalczyk, wiceprezes Klubu Gazety Polskiej w Legnicy, objaśniał zwolennikom Prawa i Sprawiedliwości, dlaczego zarząd KGHM wstrzymał dotacje dla Teatru Modrzejewskiej w Legnicy. W marcu 2018 roku, w opublikowanej przez Gazetę Polską Codziennie rozmowie z Alicją Giedroyć, przekonywał, że Legnica to „miasto wciąż do zdobycia”, pełne złogów przeszłości, poniemieckich i peerelowskich resentymentów, którymi jako Polak się brzydzi. W cyklu "Moje trzy grosze" pisze Piotr Kanikowski.


Jest rok 2020. Niezłomni marszałkowie wyszli w końcu z lasu i przystąpili do wyzwalania legniczan – na początek spod głombowego ucisku – a u ich boku, niemal na pierwszej linii frontu, dziarsko podskakuje ubabrany drukarską farbą Adam Kowalczyk. W wojsku najwierniejsi biorą na barki najtrudniejsze zadania – misją Kowalczyka jest dowieść, jak zły Legnica ma teatr i na jakie ideologiczne manowce wyprowadził go obecny dyrektor. Wiceprezes Klubu Gazety Polskiej w Legnicy z gorliwością stachanowca, niemal dzień po dniu, publikuje w internecie swoje przemyślenia w tej sprawie.

Najnowszy tekst jest proroctwem o fałszywym obrazie polsko-ukraińskich relacji w spektaklu „Chlebem i solą”. Spektakl jeszcze nie powstał, ale Adam Kowalczyk już swoje wie, i to mu w zasadzie wystarczy. Mogliby sobie paść w ramiona z dolnośląskimi radnymi, w szczególności Patrykiem Wildem, który trzy lata temu, nie widząc „III Furii” w reżyserii Marcina Libery, zdołał przekonać kolegów z Sejmiku, że to na pewno antypolska ohyda.

Gdzie indziej Kowalczyk ze śmiertelną powagą dowodzi, że Teatr Modrzejewskiej się skończył, bo pandemiczny „Król Lear” w reżyserii Anny Augustynowicz miał w ogólnopolskich mediach mniej recenzji niż wcześniejsze spektakle. Potem przekonuje, że „Ballada o Zakaczawiu” to furda, skoro takiego Zakaczawia nie ma i nigdy nie było (w odróżnieniu, na przykład, od zamachu smoleńskiego, w który cała redakcja Gazety Polskiej wierzy jak w dogmat o Najświętszej Panience).

A zawsze chodzi o to samo: że teatr nie jest „nasz”; że nie korzy się przed majestatem autorytarnej władzy, kwestionuje jej omnipotencję, wyśmiewa gust, podważa oficjalnie lansowany system wartości, odkłamuje kazionną narrację historyczną, czyli summa summarum prowadzi ideologiczny spór tam, gdzie należałoby, spuściwszy uszy po sobie, grzecznie realizować linię partii. Adam Kowalczyk wywodzi, że wynika to wprost z prywatnego zaangażowania Jacka Głomba w działalność publiczną – prospołeczne, miejskie akcje Fundacji Naprawiacze Świata, obywatelską straż nad wolnością i konstytucyjnymi prawami jednostki w ramach Komitetu Obrony Demokracji – a nie z odwiecznej powinności artystów, którzy mają wnosić w publiczną przestrzeń ferment. Po to istnieją. Wspólnota poglądów, za którą tęskni Adam Kowalczyk i każdy politruk, zawsze zabija sztukę. Dając artystom wolność świat ma szansę unowocześniać się i wyzwalać z przestarzałych wartości. Krępując ich, sam oddaje się tyranom w niewolę.

W tym kontekście stwierdzenie Adama Kowalczyka z 2017 roku, że „to nie jest nasz teatr”, budzi we mnie organiczny sprzeciw. Przesłanie jego tekstów jest takie, że zarząd Dolnego Śląska musi dokonać abordażu na pokład Teatru Modrzejewskiej, zmienić sternika i nadać osiadłej na mieliznach demokracji scenie właściwy kurs ku świetlanej przyszłości. Nie mam wątpliwości, że jest to dokładnie ta sama przyszłość, ku której popłynęły po odbiciu z rąk wroga flagowce PiS-u: radiowa Trójka, Stadnina Koni w Janowie Podlaskim, Telewizja Polska czy Trybunał Konstytucyjny.

Jeśli rządząca dolnośląskim Sejmikiem kolacja Bezpartyjnych Samorządowców z Prawem i Sprawiedliwością urzeczywistni mokre sny politruka Adama Kowalczyka, to wraz z odejściem Jacka Głomba zostanie pogrzebana nie tylko najpiękniejsza rzecz, jaką udało się wygenerować Legnicy po 1945 roku, ale także konkretna przestrzeń dla mojej i Twojej wolności.

(Piotr Kanikowski, "Moje trzy grosze. Mokre sny politruka", https://24legnica.pl, 14.10.2020)