Fascynujące i błyskotliwe "Poniemieckie" Karoliny Kuszyk zostało Legnicką Książką Roku 2019 w dziesiątej edycji tego wyróżnienia. Autorka, w środowy wieczór 23 września, odebrała w legnickiej Akademii Rycerskiej należne jej honory i nagrodę. Tymczasem już w czwartek wieczorem (o 18.00) w Art Cafe Modjeska z autorką książki będą mieli okazję spotkać się bywalcy teatralnej Kawiarenki Obywatelskiej. Hasło wywoławcze rozmowy: "Poniemieckie. Ich czy już nasze?".

Po długiej przerwie 24 września do Art Cafe Modjeska powracają czwartkowe spotkania w teatralnej Kawiarence Obywatelskiej. Słynna sprawa planów wysadzenia na potrzeby amerykańskiego filmu zabytkowego mostu w Pilchowicach przywołała – nie po raz pierwszy – temat naszej odpowiedzialności za spuściznę poniemiecką. Czy zabytek na ziemiach odzyskanych/zdobytych/przyłączonych jest równie cenny, jak taki sam obiekt z polską historią w Warszawie czy w Krakowie?  Wśród gości spotkania będzie autorka Legnickiej Książki Roku 2019.

"Poniemieckie" to błyskotliwa opowieść o losach domów, cmentarzy i rzeczy, od szaf po oleodruki. Karolina Kuszyk – sama „wychowana na poniemieckim” – tropi ślady, wczytuje się we wspomnienia osadników i przesiedleńców, a przede wszystkim rozmawia – z przedstawicielami trzech pokoleń ludzi mieszkających w poniemieckich domach i korzystających z poniemieckich przedmiotów, ze zbieraczami i kolekcjonerami, z poszukiwaczami niemieckich skarbów, z regionalistami z ziem zachodnich i północnych odkrywającymi przedwojenną historię swoich małych ojczyzn.

Rozmawia, zadaje pytania, zapisuje. Czym są dla nas poniemieckie rzeczy? Wdzięcznymi, lecz niewiele mówiącymi gadżetami w rodzaju obrazka z Aniołem Stróżem przeprowadzającym dzieci przez kładkę nad przepaścią? Obcymi śmieciami, na których rodzice i dziadkowie musieli się urządzać, bo nie mieli innego wyjścia? Jak bardzo dom poniemiecki musiał się napracować, żeby zasłużyć na miano polskiego? A co się stało z niemieckimi cmentarzami na ziemiach przyłączonych do Polski w 1945 roku? Opowiadając o tym, jak biografie poniemieckich domów, rzeczy i cmentarzy splatały się z losami ich polskich spadkobierców od powojnia po współczesność, autorka zastanawia się także, czym jest dziś polskość i ile obcości potrafimy znieść w tym, co swoje.

Książka Kuszyk nie ma nic wspólnego z akademickim stylem i nudą/zawiłością/ciężkością narracji naukowej – to raczej dociekliwe, czasem wścibskie, reporterskie badania terenowe w poszukiwaniu odpowiedzi na istotę „poniemieckości”. Jednocześnie autorce udało się zaskakująco wyczerpująco i dogłębnie zbadać tę rozległą i powikłaną problematykę.  Niewiele pośród publikacji poświęconych ziemiom poniemieckim napisanych jest w podobnie lekkim stylu i z tak intrygującą narracją – rekonstruującą egzystencjalny, prywatny odbiór obcości kulturowej nowej ojczyzny.

Brygida Helbig: To wielka sztuka opisać poniemieckiego ducha zachodnich ziem Polski w sposób tak osobisty i głęboki, a jednocześnie tak lekki, pełen subtelnego humoru, jak robi to Karolina Kuszyk. Z uwagą, empatią i szacunkiem dla codzienności autorka przygląda się przestrzeniom, przedmiotom i ludziom, bada ich historie, śledzi skomplikowane polsko-niemieckie relacje, naznaczone nienawiścią, chęcią odwetu, poczuciem krzywdy, ale i rosnącej bliskości. Pokazuje, jak przedmioty stają się łącznikami między ich przed- i powojennymi właścicielami. Bada ślady wysiedleń w duszach poszkodowanych, ale i w nas. Bada wielką powojenną ranę, a jednocześnie ją zabliźnia.

Radosław Bruch: Chociaż autorka zastrzega, że jej książka „nie rości sobie pretensji do bycia pracą badawczą”, to niewątpliwie jej reporterskie dzieło, to wynik niezwykle wnikliwej pracy polegającej na dotarciu do bardzo wielu źródeł i materiałów, takich jak wspomnienia oraz pamiętniki osadników i przesiedleńców, artykuły prasowe, akty prawne, uchwały i inne. Kuszyk dodała do tego osobiste doświadczenia oraz wypowiedzi historyków, badaczy, artystów, a nawet... poszukiwaczy skarbów.

Grzegorz Szymanowski: To wszystko ma znaczenie, bo to jest opowiadanie o naszych początkach. Ludzie z Warszawy zupełnie inaczej opowiadają o tym czasie niż my na Zachodzie. Każdy potrzebuje opowieści fundacyjnej. A nasza jest o tym, jak nasi dziadowie, i już niedługo pradziadowie, sprowadzili się do obcych miast, do obcych wsi, w których jeszcze były ślady wroga i musieli się w nich odnaleźć.

I - last, but not least - czyta się ten zbiór opowieści jednym tchem. A może inaczej. Tak czyta taką książkę ktoś, kto jak ja (rocznik 1955) wychował się na poniemieckim legnickim podwórku i wśród nadal obecnych ruin bawił się wojnę, strzelał z wyciętego ze sklejki karabinu do Niemca i wszystko co poniemieckie, łącznie z pięknie kutym żeliwnym ogrodzeniem, okazałymi akacjami i kasztanowcami, drzewkami owocowymi, a nawet krzakami bzu i witrażami w oknach, bezmyślnie niszczył. Bo było obce. Poniemieckie, jak kredens w matczynej kuchni, pojemniki na sól i pieprz, talerze, kilka krzeseł i wieszaków na ubrania oraz gazety ukryte pod tynkiem.

Grzegorz Żurawiński