Pandemia i paromiesięczne zawieszenie działalności teatrów sprawiły, że dwie realizacje, w których za stronę oprawy wizualnej odpowiedzialna była Małgorzata Bulanda, premierowo zbiegną się w czasie. 4 września Wrocławski Teatr Pantomimy wystawi “Los Mimos” pod opieką artystyczną Leszka Bzdyla. Dzień później na Scenie Teatru Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim dojdzie do premiery „Gwałtu, co się dzieje!” Aleksandra Fredry w reżyserii Jacka Głomba.
“Los Mimos” to zbiorowa kreacja zespołu aktorskiego pod opieką artystyczną Leszka Bzdyla, dyrektora artystycznego wrocławskiej pantomimy. Twórcy przedstawienia, przygotowując widowisko na wskroś współczesne, nawiązują do tradycji barokowego teatru popularnego i przywołują klasyczne rozwiązania mimicznej improwizacji z ducha dell’arte i arlekinady. Mimowie pragną bawić, zaskakiwać, wywracać do góry nogami realistyczne pojmowanie rzeczywistości. Przedstawieniu towarzyszyć będzie muzyka na żywo.
Premiera, a właściwie dwa przedstawienia o tym statusie, odbędzie się 4 i 5 września (piątek i sobota), o godz. 17.00 w ogrodzie przy siedzibie teatru (Wrocław, al. Dębowa 16). Realizację dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu „Kultura Interwencje".
Natomiast w sobotę 5 września o godz. 19.00 na scenie Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim odbędzie się przełożona z 7 marca premiera sztuki Aleksandra Fredy „Gwałtu, co się dzieje!” wyreżyserowana przez Jacka Głomba (dzień wcześniej odbędzie się pokaz przedpremierowy).
O tej groteskowej komedii hrabiego Aleksandra Fredry napisanej w 1826 roku i prapremierowo wystawionej w Krakowie w roku 1832 tak pisał na początku ubiegłego wieku polski historyk literatury profesor Ignacy Chrzanowski: “Onego czasu sprzykrzyły sobie władzę mężczyzn sławetne mieszczki z Osieka, wziąwszy się za ręce, przywdziały szarawary, czapki, żupany, nakazując mężczyznom nosić ich jubki i kacabejki; rewolucja ta zaskoczyła mężczyzn tak nagle, że biedacy dali się opanować. Dopieroż to zaczęły się rządy! Jegomoście przędli kądziel, kołysali dziatwę, chodzili na targ, a jejmoście... spijamy miodek, sądziły, baraszkowały, mężów trzymały krótko, w niczym nie dając brać góry nad sobą".
Po premierze w niepodległej Polsce w 1923 Tadeusz Boy-Żeleński zauważył: „W tej rzadko grywanej i niesłusznie lekceważonej krotochwili Fredry tkwią skarby samorodnego humoru, składnice wartości teatralnych".
Niewieście rządy w Osieku przez lata były komicznym przykładem działań nieskutecznych, chaotycznych, niszczących. Owładnięte żądzą władzy panie ustanowiły bowiem nawet dziwaczny sąd, w którym najpierw się karze, a potem szuka winy i uzasadnienia wyroku. Wszędzie też dostrzegały czyhające zagrożenie. Hasło „Tatary”!, które wybrzmiewa w finale, obnaża irracjonalne lęki i demaskuje słabość samozwańczych przywódczyń. A to już brzmi całkiem współcześnie...
- Chociaż kostiumy Małgorzaty Bulandy w tym przedstawieniu będą quasi historyczne, to już emocje i relacje między postaciami będą na wskroś współczesne - zapewnia reżyser Jacek Głomb.
Grzegorz Żurawiński