Zapowiedzi wrześniowej premiery wywołują myśl, że dekonstrukcyjne zapędy teatru polskiego z początku wieku dotrą i na naszą ziemię legnicką wreszcie. Przedsmak tego dały nam już "Wyzwolenia". Późno, ale zawsze coś. Teraz już i my będziemy mieli, jak u Jarzyny, Klaty lub Warlikowskiego. Zapowiedź legnicko-opolskiej realizacji "Króla Leara" w reżyserii Anny Augustynowicz ocenia Adam Kowalczyk.


Wyraźna nadwaga postaci świadczy niezbicie, iż prowadziła ona próżniaczy żywot i niespecjalnie interesowała się problemami jej współczesnych. Pogardliwy uśmieszek, jakim częstuje każdego, trudno znieść doprawdy i dobrze się stało, że w historii kultury znamy ją raczej jako Krejzolkę (po włosku: Gioconda) niż z prawdziwego imienia i nazwiska, albowiem zapomnienie jest najlepszą z możliwych kar, jaką można by jej wymierzyć za ten pyszałkowaty grymas i wyniosły dystans wobec świata i ludzi.

Jest on jaskrawie widoczny także w mowie ciała, w złożeniu rąk, zamknięciu, które odczyta zarówno specjalista w tej nieco ezoterycznej dziedzinie, jak i przeciętny człowiek, nieświadomie zupełnie, lecz trafnie.

Rzuca widzowi…

…w twarz urągliwą minę, jakby chciała powiedzieć: świat wokół mnie jest w nieładzie, brak mu porządku, ale co mnie to obchodzi – mam się dobrze i reszta mnie nie interesuje. Niech kto powie, że nie wolno tak widzieć Giocondy! No – niech!

Kiedy dowiedziałem się na konferencji, że Modrzejewska wchodzi w kolejną koprodukcję – tym razem z Opolem i bierze się za Szekspira – ucieszyłem się! Kolejny raz Małgorzata Bulanda (Jestem chytra na Szekspira) uczyni na scenie czar! Ale potem odczytałem doniesienie, w którym ujawniono realizatorów i już mi przeszło. Najtrudniejsze przyszło później – zacytowano Annę Augustynowicz – reżyserkę (chyba tak należy napisać?), która wyłożyła swoje czytanie Króla Leara.

No i uwiądłem

Bo, choć czytałem (nie byłem wtedy chory, jak przerabialiśmy w szkole, widziałem co nieco w telewizorze), to po lekturze doniesień o kolejnej premierze Modrzejewskiej popadłem w pomieszanie.

Z początku zaskoczyło mnie wyraźne jakieś przekręcenie: Lear jest kłamcą pozornie łaskawym. Dlaczego: kłamcą? Chyba: władcą? Nawet jeśli przystać na to, co powiedziano dalej o tragedii (albo – co da się wyczytać z tekstu u Szekspira), to kłamstwa Learowi przypisać nie sposób. Tego kłamcę pozornie łaskawego przepisują wszyscy, którzy się nawzajem cytują: łun – łunego i łunego – łun. Chyba za bardzo bez namysłu? Ale to jeszcze nic! Potem, nie dowierzając własnej pamięci otworzyłem jakąś wikiściągę, aby, zanim zapadnę w lekturę Szekspira ponowną – upewnić się, że Anna Augustynowicz rzeczywiście będzie robiła "Króla Leara" Wiliama Shakespeare’a – u nas w Legnicy. Co mi wyszło? A zresztą, cóż – ja? Wyobraźmy sobie maturzystę, no – licealistę. Ambitnego. Że do teatru chodzi. Nie, że mu pani każe. Idzie, bo go korci.

Afisz: Szekspir, "Król Lear", Drużyna Modrzejewskiej Plus.

I, wyszykowany przez szkołę ogląda: kłamliwego króla w patriarchalnym obłędzie, który wymusza na córkach deklarację wiernopoddaństwa w imię miłości (…) trzecia nie zgadza się na uczestnictwo w teatrze ojca. Więc? Ojciec wyrzuca córkę ze stada (sic!). I dalej: Obie córki nawiązują porozumienie …  To się licealista zdziwi, jak go w szkole nie nauczyli czytać i ponazmieniali w tragedii, ile się dało: spisek to porozumienie oczywiście! A rodzina – stado. Jeju!

Zapowiedzi tej wrześniowej premiery wywołują myśl, że dekonstrukcyjne zapędy teatru polskiego z początku wieku dotrą i na naszą ziemię legnicką wreszcie. Przedsmak tego dały nam już "Wyzwolenia". Późno, ale zawsze coś. Teraz już i my będziemy mieli jak u Jarzyny, Klaty lub Warlikowskiego, u których Szekspir w dresach albo husarskie skrzydła na plecach ojca Hamleta miały być botoksem dla Madame Tragedyi – damy, która musi się odświeżyć – naturellement !

G.K. Chesterton (na użytek jednego ze swoich szkiców) zaproponował taką eksperymentalną reformę poczty, która wyzbywa się listonoszy i wygórowanych ambicji, by dostarczać przesyłki i telegramy, i ma zacząć służyć jako schronienie dla ludzi, którzy chcą ukoić nerwy poprzez malowanie i metaloplastykę. Zdawał sobie jednocześnie sprawę z tego, że natychmiast spotkałby się z pytaniem: No, dobrze ale dlaczego pan się upiera, by nazywać to Pocztą?
Właśnie.

Czy we wrześniu na scenie Modrzejewskiej stanie Król Lear czy może jakiś Lir ?

(Adam Kowalczyk, "Botox dla Melpomeny", http://www.gazetapiastowska.pl, 2.06.2020)