Boccaccio one-line jest ciekawie różnorodny treściowo, realizacyjnie i aktorsko, bogaty w mądry humor, dosadną lekkość. Zrobiony na czas i w czasie pandemii, mógłby powstać w czasie normalnym. Co nie znaczy, że normalnym autentycznie i do końca. Sfilmowane i zmontowane dwuczęściowe widowisko teatralne recenzuje Andrzej Piątek.


Chroniąc się z Florencji przed dżumą kilkunastu mieszkańców odbywa niedaleko kwarantannę. Nieczuli na zarazę opowiadają sobie kilka historyjek dowcipnych i pikantnych. Boccaccio osadza to w 1348 roku. Aktorzy z Legnicy, przenieśli to do Legnicy i okolicy w 2020 roku. Poza zewnętrznymi znamionami niewiele się tu zmienia. Jak przed wiekami, w opowiadaniach są obyczaje i mentalność dające obraz ludzi. Ale jest różnica przynależna tylko naszym czasom: Te zwierzenia są one-line.

Aktorzy w pojedynkę i parach uczestniczą w historyjkach Boccaccia, które wyreżyserowali i zrealizowali własnym sumptem i sprzętem w swoich domach urządzeniami dostępnymi dla każdego śmiertelnika (nomen, omen!). Co z tego wynika? Sarkastyczny i cięty dowcip Boccaccia zyskuje dodatkowo na humorze, dzięki używaniu amatorskiego sprzętu, takiego, jak na co dzień w celach towarzyskich.

Ciekawostką jest i to, że po wyborze części utworu Boccaccia aktorzy poświęcali się tylko tej części. Zaimpregnowani na świat zewnętrzny do premiery one-line nie wiedzieli, jak inni aktorzy zamierzają ugryźć wybrane fragmenty. Opieka reżyserska Głomba była czujna, lecz zdalna. Tak powstał spektakl nowatorski i oryginalny, który odbiorcy w świecie mogli usiąść przed komputerami i obejrzeć. Każdy aktor wymyślił i stworzył drobny spektakl. Niektórzy użyli lalek lub animacji komputerowej. W pojedynkę lub dwoje i w izolacji od reszty.

Osią i klamrą są tu sytuacje początkowa i końcowa. Na początku spektaklu aktor - „człowiek na kwarantannie", siedzi w swoim domu i pije whisky z obszernego kufla na piwo. Widzimy, jak „odlatuje", z lęku, nudy i samotności. Nagle zdeterminowany siada przed komputerem, łączy się z pozostałymi aktorami w rodzaj telekonferencji. Dopuszcza kolejno z opowieściami, na koniec zamyka ostentacyjnie komputer. Wmusza w siebie łyk whisky i równie ostentacyjnie wychodzi przed swoje blokowisko. Idzie odwrócony plecami. Bez maski, cały przekorny wobec siebie i świata. Najwyraźniej ma dość. Ważne ostrzeżenie, jak daleko można postąpić manipulując ludźmi. Nawet w pandemii.

Ciekawość i niepokój budzi zamierzone pokazanie takiego Boccaccia na scenie po pandemii. Bo to, co zrobiono one-line wyzwoliło szczególną kreatywność aktorów. Czy nie będzie stracone? Czy spektakl na scenie nie będzie z uszczerbkiem dla czegoś tak wyjątkowego? Może powstanie inny spektakl. Ale nie posądzam Głomba i jego aktorów o pokazanie na scenie realizacyjnie zrobionej tradycyjnie płytkiej historyjki z Boccacciem w tle.

W nowej, scenicznej realizacji, aktorzy tworzący spektakl one - line: Magda Biegańska, Katarzyna Dworak, Gabriela Fabian, Ewa Galusińska, Joanna Gonschorek, Aleksandra Listwan, Zuza Motorniuk, Małgorzata Patryn, Magda Skiba, Małgorzata Urbańska, Bartosz Bulanda, Rafał Cieluch, Robert Gulaczyk, Bogdan Grzeszczak, Mateusz Krzyk, Paweł Palcat i Paweł Wolak, konsultantka scenografii Małgorzata Bulanda, odpowiadający za opracowanie muzyczne Łukasz Matuszyk, dramaturg Robert Urbański i montażysta Karol Budrewicz musieliby gruntownie podporządkować się pojedynczej wizji reżysera. W spektaklu one-line wszyscy dali upust swojej kreatywności, która nie zawiodła i okazała się twórcza.

Ich Boccaccio one-line jest ciekawie różnorodny treściowo, realizacyjnie i aktorsko, bogaty w mądry humor, dosadną lekkość. Zrobiony na czas i w czasie pandemii, mógłby powstać w czasie normalnym. Co nie znaczy, że normalnym autentycznie i do końca.

"Nowy Dekameron" - opieka reż. Jacek Głomb - Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy.

(Andrzej Piątek, "Boccaccio one-line", http://dziennikteatralny.pl, 14.05.2020)