''Osobisty Jezus'' Przemysława Wojcieszka to nie tylko świetnie podpatrzony kawałek umierającej polskiej prowincji, ale opowieść o poszukiwaniu wiary. Autor przyzwyczaił nas do bohaterów, którzy mają do religii stosunek buntowniczy. Anarchista Boguś z "Made in Poland" zerwał z Kościołem w proteście przeciw powierzchownej wierze rodaków, Stanisław, emerytowany Casanowa z "Darkroomu", udawał wierzącego, aby wkraść się do serc i mieszkań słuchaczek Radia Maryja. W "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię" źle rozumiana wiara była murem pomiędzy siostrą lesbijką i jej bratem, ortodoksyjnym katolikiem – zauważa teatralny recenzent Gazety Wyborczej Roman Pawłowski.

Sztuka "Osobisty Jezus", którą autor wyreżyserował w Legnicy, jest na tym tle całkowitym zaskoczeniem. Punkt wyjścia jest podobny jak w filmie Wojcieszka "W dół kolorowym wzgórzem" z 2004 r.: Rysiek wraca z więzienia do rodzinnej wioski na Dolnym Śląsku, Wolimierza. Chce odbudować życie z dawną dziewczyną Agatą, ta jednak wyszła za jego znienawidzonego starszego brata, który przejął także rodzinne gospodarstwo. Teraz oboje chcą sprzedać dom i próbować szczęścia w Warszawie.

Podobnie jak w filmie, Rysiek podejmuje próbę odzyskania Agaty i ojcowizny. Ale bohater sztuki przeszedł w więzieniu przemianę. Do domu wraca jako człowiek wierzący. Spektakl otwiera scena, w której podczas sportowej rozgrzewki powtarza przypowieść z Ewangelii św. Łukasza o uzdrowieniu ślepca: "A Jezus mu rzekł: Przejrzyj, wiara twoja cię uzdrowiła".

To już nie tylko świetnie podpatrzony kawałek umierającej polskiej prowincji i nie tylko romantyczna historia rywalizacji o kobietę, ale opowieść o rozpaczliwym poszukiwaniu wiary. W losach głównych bohaterów zmuszonych do opuszczenia rodzinnej ziemi można odczytać metaforę bezdomności współczesnego człowieka, który został pozbawiony dawnych punktów odniesienia, takich jak religia, rodzina, tradycja i dom. Płynna nowoczesność wymaga, aby nie wiązał się z niczym, chociaż obietnice, jakie otrzymuje w zamian, są złudne. Kiedy Agata na pytanie, co zamierza robić w Warszawie, odpowiada: "Będę szukać pracy", publiczność wybucha śmiechem. To chyba pierwsza sztuka Wojcieszka, która nie może skończyć się dobrze.

W odbiorze sztuki przeszkadza jednak konstrukcja głównego bohatera, który jest zbyt bierny i wycofany. Rysiek dużo mówi o walce o dziewczynę, ale nic nie robi, aby ją odzyskać. Naiwnie czeka na interwencję tytułowego "osobistego Jezusa", w którego opiekę wierzy. Jego bezradność irytuje.

Przemysław Bluszcz próbował rozpalić emocjonalnie tę postać, ale jego Rysiek to taki Hamlet z Wolimierza, który bardzo chciałby naprawić moralne zło, ale nie wie jak. W przeciwieństwie do Hamleta nie jest jednak zdolny do refleksji, tylko wyładowuje złość podczas bokserskich pojedynków. Ciekawsze są postacie drugoplanowe, zwłaszcza Tadek (Wiesław Cichy), bandyta, który niczym szatan walczy o duszę Ryśka, starszy brat Jarek (Paweł Wolak), który strach i niepewność maskuje przemocą, czy matka Agaty (rewelacyjny epizod Anity Poddębniak), która jednocześnie kocha swą córkę i nienawidzi.

Wojcieszek udoskonalił swój warsztat reżysera, narracja w spektaklu jest genialnie prosta, dekoracje minimalistyczne. Ta sama podłoga z surowych desek jest domem, kościołem, ringiem, całym światem. Nic nie odwodzi uwagi od gry aktorskiej. "Osobisty Jezus" przynosi kilka ważnych pytań: o sytuację ludzi z prowincji złapanych w pułapkę bezrobocia, o cenę, jaką trzeba płacić za wyznawane wartości, o trud dochodzenia do wiary. Takich pytań nie stawia się na co dzień w teatrze.

Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy, "Osobisty Jezus", scenariusz i reżyseria Przemysław Wojcieszek, scen. Małgorzata Bulanda, muzyka Pustki, premiera 9 września.