Przy ulicy Roosevelta rozegra się gehenna Niemki żyjącej wśród czerwonoarmistów. -Niemcy przyjadą do Legnicy? Będą kręcić film o Armii Czerwonej w Berlinie? – To może mnie wezmą? Swoje lata, co prawda mam, ale mogę zagrać radzieckiego pułkownika - emeryt Franciszek Girsa uśmiecha się, podkręcając siwego wąsa - Znam rosyjski i mam chyba prezencję. No i przeżyję przygodę - tak zaczyna się reportaż, którego tematem stała się filmowa gorączka, jaką w tych dniach przeżywa setki legniczan.


Pan Franciszek, mimo siedemdziesiątki na karku, ciągle szuka nowych wyzwań. Z dumą prezentuje płaski brzuch i wyprostowaną sylwetkę. Ale z drugiej strony potrzebują młodszych. Dadzą rolę, czy nie dadzą - bił się z myślami.
Zygmunt, jego młodszy brat (o dwa lata), przeżywał podobne rozterki. Nie marzył, co prawda o mundurze sowieckiego pułkownika. Wystarczyłaby mu przygoda na planie.

Piękne, bo odrapane

Producenci filmu "Anonyma" długo szukali miejsc, które przypominałyby Berlin w ostatnich dniach wojny. Dziś kamienice w stolicy Niemiec, z nowoczesnymi elewacjami zupełnie nie pasują do tamtych lat. Twórcy obrazu jeździli po wielu miastach. Zatrzymali się w Legnicy. Na ulicy Roosevelta. - Zachwyciliśmy się jej architekturą - mówi Jacek Gaczkowski z firmy Tempus, pracującej przy produkcji filmu. - To prawdziwa perełka.
Nie jest to komplement, ale filmowców urzekły fasady domów - nieodnawiane od zakończenia wojny. Wyglądały tak samo, gdy wchodziły tu wojska Armii Czerwonej. Ich uroku nie zniekształcają reklamy banków, czy marketów. Chodniki są wiekowe, popękane, wykoślawione. To kolejny plus. Gdyby była tu kostka polbrukowa, urok by prysł i film kręciliby gdzie indziej.

Kobieta w Berlinie

O czym będzie ten film? - Scenariusz powstał na podstawie książki anonimowej autorki, mieszkanki Berlina - odpowiada Jacek Gaczkowski. - Ukazała się ona także w Polsce.
Autorka, trzydziestoletnia kobieta opowiada w niej o życiu w ogarniętej wojną stolicy Rzeszy. Zawarła w książce wstrząsające relacje o gwałtach dokonywanych przez żołnierz Armii Czerwonej na mieszkankach Berlina. Bohaterka, uwikłana w ten kataklizm nie była jednak nazistką. Jej dziennik „Eine Frau in Berlin” ukazał się 10 lat po wojnie w Stanach Zjednoczonych, a dopiero kilkadziesiąt lat później w Niemczech.

Casting dla chudych

Poruszenie w Legnicy wywołały anonse, że poszukiwani są statyści. Najlepiej chudzi, w przedziale wieku 18-60 lat. - A kto był gruby podczas wojny - przypomina Przemysław Żyłka ze studia ABM, wyszukujących statystów.
Franciszek z Zygmuntem przyszli do Teatru Modrzejewskiej. W swoich schludnych ubraniach kontrastowali z setkami młodych ludzi, którzy też marzą o zagraniu w filmie. Wypełnili formularz, nie kryjąc swojego wieku. Dali się zmierzyć krawcowi. Stanęli przed kamerą, powiedzieli o sobie kilka zdań. Teraz czekają czy przejdą przez te eliminacje. Dowiedzą się w maju.

Grube - chude ryby

- Na aktorstwie się znamy - zachwalają swoje umiejętności bracia. - W teatrze amatorskim graliśmy w "Grubych rybach" Bałuckiego. Nie brakło nas też w filmie, gdy kręcili "Wschody i zachody miasta". Choć siedzieliśmy na widowni, jako statyści.
Za tę niewielką rólkę wpadło im po kilkadziesiąt złotych. Teraz liczą na więcej. - Emerytura ze starego portfela, wie pan, jakie to grosze - mówi Zygmunt. -Ale nie dla pieniędzy tu przyszliśmy.
Jeżeli bracia dostaną upragnione mundury, to mają pracę i przygodę przez 10 dni. Ile zarobią? Przemysław Żyłka na razie za wiele nie ujawni - Więcej niż 30 zł, ale mniej niż 40 euro, bo wiem, że o takiej stawce mówią legniczanie – śmieje się.

Film o rodzinie Girsów

- To o nas ktoś powinien napisać scenariusz - całkiem poważnie proponuje pan Franciszek. - Kto wie czy nie byłby ciekawszy od tego niemieckiego? - I też na ulicy Roosevelta można byłoby kręcić zdjęcia.
Był rok 1945. Rodzinę Girsów wyrzucono z Wileńszczyzny. Przez trzy miesiące w towarowym wagonie jechali do Polski, na tzw. Ziemie Odzyskane. Mieli tyle, co zdążyli zapakować do tobołków. Na kilka miesięcy zatrzymali się we Wrocławiu. Mieszkali w willi. Oni na górze, niemieccy właściciele na dole. Wrocław był zrujnowany, więc pojechali dalej szukać szczęścia. Do Legnicy trafili w 1950. Ich ojciec dostał pracę w zakładzie należącym do Armii Czerwonej. I od nich też mieszkanie, przy ul. Wjazdowej, rzut kamieniem od Roosevelta. - Pamiętam jak biliśmy się z żydowskimi chłopcami - wspomina starszy z braci Girsa. – I jak szukaliśmy skarbów w ruinach domów.

Szpieg Timur na lotnisku

W tym filmie najważniejszy byłby wątek spisku. To jak młodzi bracia Girsa obalają ustrój socjalistyczny. - Znaliśmy Mariana Pakułę, który w był w tajnej organizacji - opowiadają Girsowie. - Zrywali flagi radzieckie. Skazano ich na więzienie. Potem Marian uciekł do Stanów.
Oni też wpadli. Na radzieckim lotnisko. Stały tam wraki poniemieckich samolotów. Przełazili przez płot i bawili w lotników. Starszy z Girsów miał wtedy 18 lat.
 - Prokurator postawił nam zarzut „próba obalenia ustroju” - wspomina Franciszek. - Sądziła nas taka gruba kobieta w budynku przy ul. Roosevelta 1. - Ja dostałem pół roku w zawieszeni, brat dozór milicyjne. Tłumaczyłem, że na lotnisku tylko się bawiliśmy, wzorując na chłopcach z książki „Timur i jego drużyna”. Nie uwierzyła.
Potem ich życie potoczyło się zwyczajnie. Rodzina, dom, praca. Ustroju już więcej nie obalali.

Biznes na Roosevelta

Gdy w lutym filmowcy oglądali ulice i fotografowali domy, mieszkańcy Legnicy patrzyli na nich bez emocji. Ale gdy dowiedzieli się, że będzie tu kręcony film uznali, że można na tym skorzystać.
Bo przecież ulica przez 10 dni zdjęciowych będzie zamknięta od rana do wieczora. Do sklepów przyjdzie mniej klientów. W niektórych punktach trzeba będzie zmienić szyldy. Na pewno każą pościągać anteny satelitarne z balkonów i zabrać samochody z parkingów przed domami.
- Nasze podwórko idealnie pasuje do filmów wojennych, bo wygląda jak po bitwie - mówi z goryczą ulicy Roosevelta Elżbieta Zawadzka. - Może nam przy okazji elewacje domów pomalują. Antenę zdejmę, ale odszkodowanie powinni zapłacić.
- Zgodzę się na zamknięcie zakładu fryzjerskiego - zapewnia Bożena Podjadek. - Już kiedyś w barze „Zacisze” kręcili „Balladę o Zakaczawiu". Ale wtedy ulicy nie zamykali. Teraz stracę klientów i rekompensatę powinni dać.
Jacek Gaczkowski z firmy Tempus przyznaje, że to temat drażliwy. Obawia się, że rozmawianie o pieniądzach może rozbudzić emocje. - Na pewno będziemy negocjowali z mieszkańcami tej ulicy - ucina temat.

Film o Ani

Anna Wiśniewska, elegancka, przystojna, obyta w świecie. Urodziła się na Roosevelta.. Mieszkanie jak marzenie, dwieście metrów kwadratowych. - To najpiękniejsza ulica w Legnicy - zachwala Ania. Tylko to paskudne otoczenie.
Mama pani Anny, Helena Wal przyjechała do Legnicy zaraz po maturze, w 1948. Zajęła to ogromne mieszkanie. Na podłogach walało się mnóstwo zdjęć pozostawionych przez niemieckich właścicieli. Potem przyjechali jej rodzice. Polscy lokatorzy żyli tu zgodnie. Razem malowali klatki schodowe, wspólnie spędzali święta. Drzwi wejściowe do kamienicy zamykali na klucz, żeby obcy nie wchodzili. - Przed domami stały ogródki z eleganckimi płotami - wspomina Ania. - Ale rozebrali je mieszkańcy, którym nie chciało się znosić węgla do piwnicy.

Nadzieja w Anonimie

W czasach gierkowskiej wielkiej płyty, wielu mieszkańców kamienic z Roosevelta dało się skusić i uciekło do blokowisk. Na ich miejsce przyszli nowi. Też myśleli, ze na chwilę. Nie dbali o domy, które coraz bardziej niszczały.
Teraz na Roosevelta mieszkają znani adwokaci, czy lekarze, obok starszych, biednych emerytów i wielu pijaczków. Pospolitość miesza się z tradycją.
Pani Anna Wiśniewska z mężem włożyli mnóstwo pieniędzy w remont mieszkania. Za framugami drzwi odnalazła stare poniemieckie gazety. Pod parapetami drobne pieniądze – zachowała je na szczęście. Na skrawkach przedwojennych czasopism widać zdjęcia starej, pięknej Legnicy. - Naszą ulicę trzeba ratować - mówi Ania. - Tylko, kto ma to robić? Może ten film nam pomoże.

*******************************************************

Legniczanin Artur Zakowicz ma 24-lata i pracuje w koreańskiej firmie. Skończył samochodówkę. Trenuje boks. Po nocnej zmianie przespał się kilka godzin i przyszedł na casting do niemieckiego filmu. - Wiem, to film o jakiejś kobiecie z Berlina - stwierdza. - Ale ja przyszedłem, bo chcę zarobić trochę kasy na wakacje.

Ale wrocławska firma ABM nie dała rady przesłuchać wszystkich Legniczan, którzy chcą zarobić na niemieckiej opowieści o wojnie. Dali sobie spokój późnym wieczorem. Przyjadą jeszcze do Legnicy na początku kwietnia.

- Potrzebujemy około 300 statystów - mówi Przemysław Żyłka, organizator castingów. - Jestem zaskoczony, że przyszło tylu ludzi, zauważyliśmy bardzo ciekawe postacie. Wielu z nich ma szansę zagrać w filmie Waldemara Krzystka "Mała Moskwa", do którego też poszukujemy statystów. Krzystek rozpocznie zdjęcia 20 sierpnia. Tym razem Legnica nie zagra Berlina, tylko…Legnicę. To znaczy „Małą Moskwę”, jaką była po wojnie.

(Zygmunt Mułek, "Timur i jego Legnica", Panorama Legnicka, 3.04.2007)