Polkowicki Rynek. Czwartek 9 września tuż po południu. Żar leje się z błękitnego nieba. Temperatura w cieniu przekracza 27 stopni. - Co tu będzie? To pytanie słyszę od przechodniów przemykających pomiędzy wygrodzonym fragmentem centrum miasta. Na fasadach kilku kamieniczek wiszą niemieckie szyldy. Trwa rozkładanie krzesełek, montaż nagłośnienia i oświetlenia. Pojawiają się pierwsi dziennikarze.

Zanim jednak rozpocznie się konferencja prasowa, na której usłyszymy, co się dzieje wokół i czemu to służy, jest jeszcze trochę czasu, by się rozejrzeć. 200 krzesełek dla publiczności na placu przylegającym do kościoła św. Barbary (tuż obok Ratusza) już stoi. Zawieszono też ekran, co podpowiada, że będą tu wyświetlać filmy. Bardziej zagadkowe są liczne i dość wiekowe rowery, które ustawiono w podcieniach. Szyldy: Hotel zu den Drei Mohren (Hotel u trzech Maurów), Cafe Flora, Spielzeuge für Kinder (Zabawki dla dzieci) powieszone na kamieniczkach, które wybudowano w latach 90. ub. wieku stylizując je na te wyburzone, a pochodzące z XVIII i XIX wieku, ale też słup ogłoszeniowy z niemieckimi plakatami i reklamami z początku XX wieku wyraźnie podpowiadały, że szykują nam tu podróż w czasie. W przeszłość. Do Polkwitz.

Teatralny plakat na sztaludze wyjaśniał wszystko. W sobotę 11 września wieczorem (o godz. 20) będziemy świadkami premiery widowiska "Kronika zapomnianego miasta" realizowanego na podstawie scenariusza Katarzyny Knychalskiej, które reżyseruje szef legnickiej sceny Jacek Głomb. Wielka liczba nazwiska na plakacie jest dowodem, że wystąpią w nim nie tylko legniccy aktorzy, ale też bardzo liczni mieszkańcy Polkowic w różnym wieku, w tym miejscowy chór Cantabile.

Dochodzi 13. Pracownicy polkowickiego Centrum Kultury mają mały problem. Wiatr przewraca banery i rollupy, które miały być tłem dla uczestników konferencji. Trzeba będzie je dyskretnie podtrzymywać. Pojawiają się goście spotkania z grupą miejscowych dziennikarzy: Daniel Horoszczak - polkowicki koordynator przedsięwzięcia, Katarzyna Knychalska - autorka scenariusza, Jacek Głomb - reżyser widowiska oraz Bogusław Godlewski - dyrektor Centrum Kultury w Polkowicach.

- Najważniejsze w tym projekcie jest spotkanie zawodowców z miłośnikami teatru. Początkowo miałem wątpliwości, czy nie będziemy tego robić na siłę. Aż do chwili, gdy na pierwsze spotkanie przyszedł tłum. Ta polkowicka grupa przywróciła mi wiarę w sens uprawiania teatru - dzielił się wrażeniami Jacek Głomb.

- Opowieści tak głęboko zanurzonej w niemieckiej historii jeszcze nie robiliśmy. Wywiedzionej z historii, ale nie dokumentalnej. Nasza "Kronika..." to ballada, baśń. Od początku chcieliśmy, by ten teatralny projekt był bliski miastu i jego mało znanej historii, ale interesujący dla jego współczesnych mieszkańców. Wierzę, że istnieje coś takiego, jak empatia historyczna, co pozwala oswajać i zaakceptować przeszłość taką, jaka była. Tym bardziej, że była to przeszłość bardzo barwna. W Polkwitz był świetny browar, wielka roszarnia lnu (przetrwała wojnę przez lata będąc największym pracodawcą w mieście, któremu na wiele powojennych lat odebrano prawa miejskie), funkcjonowało 19 hoteli i restauracji, działała znakomita cukiernia słynna z wyjątkowo delikatnej "puszki polkowickiej", było kino, salon Opla i dwie stacje benzynowe, organizowano wyścigi samochodowe, działało bractwo strzeleckie - wyliczała Katarzyna Knychalska.

- Akcentujemy społeczny wymiar projektu, udział mieszkańców Polkowic w realizacji widowiska. Dla naszego Centrum Kultury to pierwsze doświadczenie, gdy jesteśmy producentem teatralnego spektaklu - zauważył Daniel Horoszczak.

- To nie pierwsze, ale kolejne nasze wspólne działanie ze znakomitym teatrem w Legnicy. Jesteśmy dumni z tego powodu - zapewniał Bogusław Godlewski.

Robiło się coraz goręcej. Na niebie próżno było szukać choćby najmniejszego obłoku. W piątek ma być podobnie. Jak będzie w sobotni wieczór, w chwili premiery? Jacek Głomb z troską prosił o sprawdzanie prognoz pogody.

Więcej o polkowicko-legnickiej realizacji teatralnej przeczytasz TUTAJ! 


Grzegorz Żurawiński