W niedzielny wieczór (1 sierpnia - @KT) na scenie Opery Bałtyckiej zapanował mglisty świat przywidzeń i obłędu.  Wszystko to za sprawą nietuzinkowej interpretacji tragedii o Królu Learze, która otwiera widza na doświadczenie upadku zagubionego człowieka. Legnicko-opolską realizację w reżyserii Anny Augustynowicz zaprezentowaną na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku dla festiwalowej gazety recenzuje Zuzanna Murdzek.

Za sprawą przełamania czwartej  ściany odbiorca inscenizacji Anny Augustynowicz staje się  jej mimowolnym uczestnikiem. Wdaje się wraz z Learem w obłąkańczą wędrówkę po świecie ironii, aluzji i żartu, w którym znaczenia zdają się nieuchwytne jak cienie. Przedstawienie wymyka się jednoznacznej interpretacji, rozgrywa się w aurze sennych wizji, ułatwiając  widzowi  wniknięcie w przepełnioną  bezsilnością, mroczną duszę  tytułowego króla-wygnańca. Owo przeżycie staje się szczególnie silne tuż przed końcem spektaklu, gdy niespodziewanie gasną teatralne światła.

Istotny wpływ na stan wewnętrzny widowni wywiera ustanowiona między jawą a snem, umowna przestrzeń teatralnego świata, w którym postaciom  wygłaszającym słowa dramatu towarzyszą nieraz widma osób przywoływanych mocą wyobraźni. Scena przedstawia się jako  opustoszałe królestwo ludzkich cieni – podobnych sobie oszustów i błaznów, desperatów i ślepców niezdolnych do przekroczenia granic własnego „ja”  i zbudowania zdrowych relacji z drugim człowiekiem. W scenicznej przestrzeni widz rozpoznaje zatem obraz zbłąkanego  umysłu, osamotnionego na drodze do utraconych na zawsze porządku i prawdy.

Pozornie pustą i głuchą scenę wypełniają symboliczne rekwizyty i sugestywne kształty. Nic nie jest tym, czym się zdaje. Nawet zwykłe przedmioty udają inne obiekty – ciało zmarłej Kordelii reprezentuje żałobna suknia.  Równie wymowny jest dobór barw wybijających się w przedstawieniu: czerwień utożsamiana z królewską godnością, dominująca czerń obłudy i kłamstwa czy wreszcie biel bóstw (między innymi Natury) i sprawiedliwych śmiertelników (Błazna i Edgara-szaleńca). W  spektaklu wielokrotnie wykorzystano także efekty miarowego, monotonnego ruchu, rytmu i dźwięku, zdające się świadczyć o niemożności ucieczki przed nieubłaganym losem. W świecie dysonansów prędko milkną wszelkie przejawy harmonii – wymowniejsze od słów skrzypce Kordelii, słyszane w krótkich pasażach i skromnych akordach, nigdy nie wybrzmiewają do końca.

Spektakl Augustynowicz staje się źródłem żywego doświadczenia. Wybitna reżyserka nie przedstawia prostej inscenizacji tekstu Szekspira, lecz zachęca odbiorcę do uwewnętrznienia  tragedii głównego bohatera. Wobec tego teatr nie rozgrywa się jedynie na scenie: dokonuje  się przede wszystkim w ciele i psychice odbiorcy, uczynionego pełnoprawnym  uczestnikiem  zdarzeń. Bliskie doświadczenie rzeczywistości Szekspirowskiej sztuki stawia go w końcu przed odkryciem złowieszczej prawdy. Każdy nosi w sobie namiastkę opuszczonego, samotnego Leara.

(Zuzanna Murdzek, "W królestwie cieni", Shakespeare Daily nr 3/2021)