W legnickim teatrze Modrzejewskiej Krzysztof Kopka wspólnie z reżyserem Jackiem Głombem prezentują „Rzeź”, ukazując widzom kolejne spektra rabacji chłopskiej z 1846 roku. Optykę swojego dramatu bazują na wydarzeniach historycznych, nie siląc się jednak na ich rekonstrukcję, a zamiast tej, powołują do artystycznej egzystencji mozaikę postaci, realnych i fikcyjnych, aby naświetlić kolejne kontury tragicznych zdarzeń ówczesnej Galicji. Recenzję do legnickiego teatru nadesłał Jarek Charczuk.
Podążając za jednym ze skuteczniejszych zabiegów twórczych, jakim jest ukazanie poruszanych problemów, a nie opowiedzenie o nich, sięgają po zdolności aż dwadzieściorga aktorek i aktorów głęboko osadzonych w swoich rolach, którzy pozostają w nich niezmiennie do samego końca dramatu. Dzięki tak imponującej liczbie aktorskich talentów nadają bohaterom sztuki swoistej unikalności, chociaż ta zaburzona zostaje wyborem chłopskich strojów (Małgorzata Bulanda): osób kolektywnie odzianych w czerń. Kontrastują więc oni z każdą postacią obdarzoną kolorem, władzą, statusem i decyzyjnością.
Podobną sprzeczność uwydatnia także minimalistyczny dobór scenografii (znów Małgorzata Bulanda), skupiając uwagę widza na postaciach pochłoniętych przez nurt wydarzeń, ich emocji, postanowień i stojących za nimi ambicji czy desperacji. Dzięki porzuceniu zbędnych rozpraszaczy, grana w spektaklu muzyka na żywo (Bartek Straburzyński) wybrzmiewa z wielką mocą, łączy kolejne sceny, podkreśla ich emocjonalne natężenie i porusza zmysły bez dominacji nad nimi. Warto również odnotować wykorzystany w spektaklu mechanizm samej sceny Gadzickiego, która to w kluczowych momentach prezentowanych historii ożywa, jakby uwypuklając wplątanie bohaterów w wir wydarzeń zarówno dosłownie, jak i symbolicznie. Wszystkie wspomniane elementy współgrają ze sobą, czyniąc „Rzeź” niezwykle przejmującym doznaniem dla każdego, wygłodniałego w pandemicznej rzeczywistości, odbiorcy.
Wydawałoby się, że każda opowieść o rzezi galicyjskiej musi koncentrować swoją soczewkę na osobie Jakuba Szeli (Rafał Cieluch), jednak „Rzeź” Kopki stawia na odcienie szarości, demonstrując śliskość tej historycznej postaci i tego, jak ostatecznie staje się ona jedynie pionkiem wielkiej polityki uosobionej w postaciach starosty tarnowskiego, Breinla (Grzegorz Wojdon), proboszcza (Bogdan Grzeszczak) czy księżnej (Małgorzata Urbańska). Szela sprawia tu wrażenie trybiku, niewielkiej części politycznego łańcucha pokarmowego, oszukanego i odrzuconego, kiedy tylko spełnia swoje zadanie.
I choć wątków w samym dramacie niemało, najbardziej dojmującym jest z pewnością ten uosobiony postacią Rafała Grońskiego (Mateusz Krzyk), byłego studenta i farmaceuty o chłopskich korzeniach. Groński zdaje się stać na rozdrożu i jak prawdziwa postać pogranicza łączy rzeczywistość, z której się wywodzi z tą, do której dąży. Finalnie czyni to, nieświadomie trzymając stopy pomiędzy wyrwą, przepaścią, jaką okazuje się jego własne poczucie moralności, obowiązku, a pragnienie miłości do Weroniki Cedro (Zuza Motorniuk) i zwyczajne, ludzkie, dążenie do szczęścia. Jest postacią rozszarpywaną przez wydarzenia, które go dotykają i wreszcie pochłaniają w dramatycznym finale opowieści i choćby dla doświadczenia tego wątku warto wybrać się na legnicki spektakl: to doskonała sposobność, aby rozważyć własne wybory i ich potencjalne konsekwencje (o wiele mniej tragiczne, miejmy nadzieję!).
Prawdziwie frapująca w „Rzezi” jest również symbolika butów, wykorzystywanych jako narzędzie przemocy, sygnatury statusu czy przejścia Szeli pomiędzy światami, które próbuje rozgrywać. W trakcie spektaklu na myśl przyszedł mi (wprawdzie tutaj nieszczególnie trafny) cytat z Orwellowskiego „Roku 1984”: „Jeśli chcesz wiedzieć, jaka będzie przyszłość, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie!”. Odnoszę bowiem gorzkie wrażenie, że poruszane wątki walki o lepszy byt dotykają i nas, współcześnie.
Może więc stąd wynika moje głębokie poruszenie postacią Grońskiego, człowieka usytuowanego pomiędzy światami. Dzisiaj w końcu wszyscy mamy w sobie coś z niego: widok na lepszą przyszłość, na inne życia, dostęp, do których często jest tylko pozorny. Nasze współczesne dążenia są niejednokrotnie opakowane w kolorowy plastik i napędzone poczuciem kontroli nad swoim losem, możliwością łatwego przejścia do świata sławy, statusu czy wytchnienia od zniewolenia pieniądzem. Zdaje się jednak, co jest szczególnie prawdziwe dla osób urodzonych w biedzie, że nadal kroczymy naprzód, nosząc jedyny typ obuwia nam pasujący, rozlazły i niezmienny od pokoleń. Nie jest przecież tajemnicą, że bogaci się bogacą, a biedni wciąż biednieją. W takiej więc optyce (z pewnością nieco skrzywionej wrażliwością piszącego) postać Rafała Grońskiego jawi się jednocześnie jako wzór dążeń do zmiany, ale i przestroga przed zbytnią naiwnością dotyczącą jej rezultatu.
Na koniec powtórzę pytanie stawione w samym dramacie, a którego wydźwięk w kontekście rabacji chłopskiej przeciska się przez świadomość z trudem i goryczą. „Może ludzie nie chcą wolności?” Odpowiedź, jej współczesną wagę i sens, każdy z nas może rozważyć we własnym zakresie, a spektakl „Rzeź” zdaje się idealną do tego sposobnością.
Jarek Charczuk