Zaplanowana na sobotę 6 marca opolska premiera "Króla Leara" w reżyserii Anny Augustynowicz na czternaście aktorek i Mirosława Zbrojewicza w roli tytułowej została odwołana. Nie będzie też zaplanowanych dwóch spektakli: przed i popremierowego. To już trzecie nieudane podejście do tego wydarzenia. Dwa poprzednie terminy opolskich premier (27 listopada i 29 stycznia) przepadły z powodu pandemicznego lockdownu. Tym razem przyczyną jest choroba.


Jak dotąd legnicko-opolska koprodukcja grana była wyłącznie na Scenie Gadzickiego Teatru Modrzejewskiej w Legnicy. Na niej doszło do premiery"Króla Leara" (12 września) i to z niej transmitowano (28 listopada) ten spektakl na żywo dla wirtualnej edycji Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku.

Sztuka jest jednym ze szczytowych osiągnięć Szekspira, dramatem-legendą. Z arcydziełem łączy się ogromna tradycja kulturalna, nie tylko sceniczna, ale także np. filmowa (wybitne ekranizacje Grigorija Kozincewa, Petera Brooka i Akiry Kurosawy). Fabuła dramatu bywa przedmiotem rozlicznych interpretacji, nieraz skrajnie różnych, lecz zgodnych co do jednego: wizja Szekspira to jedno z najgłębszych, a zarazem najbardziej pesymistycznych studiów ludzkiej natury.

Spektakl wg pomysłu i w reżyserii Anny Augustynowicz jest inscenizacją à rebours. Odmiennie niż miało to miejsce w teatrze elżbietańskim, w którym wszystkie role odgrywali mężczyźni, na scenie królować będą kobiety - po siedem aktorek obu kooperujących scen. Jedynie w roli tytułowej, niemal symbolicznie, ostatni przedstawiciel odchodzącego świata patriarchatu. Zaskoczeniem jest także pojawienie się na scenie postaci, których nie ma u Szekspira. Jowisz, Junona i Minerwa, czyli tzw. Trójca/Triada Kapitolińska, reprezentują świat ludzkich namiętności komentując i wpływając na losy bohaterów dramatu słowami zaczerpniętymi od pobocznych postaci sztuki.

- Szekspir odwołuje się do świata przedchrześcijańskiego i odkrywa autorytarny mechanizm sprawowania władzy, który dziś nazywamy populizmem. Miłość do władzy staje się wówczas równa miłości do wojny, a ta niesie skutki dla każdego z nas. Inspiracją jest tu książka Jamesa Hillmana "Miłość do wojny", która przywołuje cytat z "Króla Leara": "Czym muchy w rękach rozbrykanych chłopców, tym my we władzy bogów: uśmiercają nas dla zabawy" - objaśniała Anna Augustynowicz.

Łukasz Rudziński, Teatr: Wiwisekcja postaci Leara ubranego w szkarłatny szlafrok zdecydowanie dominuje nad innymi pomysłami i funkcjonuje tu trochę jako „teatr w teatrze”. Cały spektakl ma wydźwięk głęboko pesymistyczny – śledzimy bohaterów przegranych, skupionych tylko na sobie, zamkniętych w skorupie własnych wyobrażeń. Konający Lear wyrzuci z siebie na prosektoryjnym stole: „Ludzie, jesteście z kamienia! Gdybym miał wasze języki i oczy, mój szloch rozłupałby wam sklepienie nieba”. Legnicko-opolski "Król Lear" jest ponurą diagnozą upadku wartości i degrengolady władzy.

Tomasz Domagała, domagalasiekultury.pl: Anna Augustynowicz zrobiła bardzo dobre przedstawienie w swoim stylu czyli mądre, inteligentne, wielowątkowe. Nieoczekiwanie jest ono również spektaklem-ostrzeżeniem dla wszystkich kobiet, uczestniczących w obecnych protestach. „Uważajcie, bo patriarchat najniebezpieczniejszy jest tam, gdzie się go nie spodziewacie – w waszych głowach”, ostrzega reżyserka. Jak przystało na wnikliwą obserwatorkę i profetyczną artystkę, zrobiła go ponad miesiąc przed społecznym ruchem kobiet.

Dariusz Kosiński, Tygodnik Powszechny: Legnicki „Król Lear” nie jest teatrem absurdu, lecz tragikomedią, w której do łask wraca pierwszy człon nazwy. Bez patosu i wzniosłości odsłonięty i dany do przeżycia zostaje tragiczny aspekt naszej egzystencji, osadzony nie w heroicznych aktach, burzy pożądań czy intrygach chciwości, ale w głupim, drobnym błędzie, w wypowiedzianym lub nie słowie, w zrobieniu czegoś, bo można, choć wcale nie trzeba. To nie jest przedstawienie łatwe. Nie jest też przyjemne. Ale z pewnością można wobec niego użyć słowa, które w odniesieniu do teatru pojawia się rzadko: to jest przedstawienie mądre.

Piotr Kanikowski, 24legnica.pl: Choć we wspólnym przedstawieniu Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu i Teatru Modrzejewskiej nie brak mocno zapadających w pamięć scen i udanych aktorskich kreacji, panuje w nim – nomen omen – Król Lear czyli Mirosław Zbrojewicz. W tym, jak wygląda i jak gra, jest poruszający ładunek prawdy, smutku, rozczarowania, kruchości zaszpachlowanej pozorem siły. Patrzyłem na to ze wzruszeniem.

Henryk Mazurkiewicz, Teatralny.pl: Wystawiony w Legnicy "Król Lear", jak każde prawdziwe arcydzieło, wciąż zadziwia, a niekiedy wręcz przytłacza swoją aktualnością. Zarówno na płaszczyźnie preparowania indywidualnych tragedii, jak też dramatycznych losów całych zbiorowości. Bohaterowie tej legnicko-opolskiej koprodukcji przez cały czas czują się obserwowani, a to przez siły wyższe, a to przez publiczność, a to przez pozostałych bohaterów. Dlatego też zawsze grają, zgrywają się, udają.

Liczni recenzenci zwrócili uwagę na wyjątkowo udany debiut, jaki był podczas legnickiej premiery udziałem studentki krakowskiej AST Weroniki Krystek w podwójnej (dyplomowej) roli Błazna oraz Edgara. "Jej Błazen jest inteligentny, zabójczo celny i ironiczny. Wiele młoda aktorka dopowiada spojrzeniem, ciałem, gestem. Całość jej legnickiego występu hipnotyzuje. To najlepszy debiut roku!” – pisał Tomasz Domagała w podsumowaniu roku 2020 na polskich scenach.

Grzegorz Żurawiński