Źle wygląda sprawa legnicka. Władza prze do konkursu, jak na razie nie ma żadnych dowodów, że będzie to tylko konkurs pro forma. Jeśli będzie pro forma to nie dla Głomba. Oczywiście Głomb powinien do niego stanąć, powinniśmy patrzeć na skład komisji, na nazwiska kandydatów. Znowu znajdą się karierowicze szukający swojej szansy w zamęcie, jaki trawi układ artyści-urzędnicy - pisze w kolejnym odcinku swojego Kołonotatnika Łukasz Drewniak.

(...)

Czytam kolejny list otwarty dyrektorów scen polskich apelujących do wrocławskiego marszałkowstwa, urzędników i samorządowców o niegmeranie przy legnickim Teatrze Modrzejewskiej, o rezygnację z ogłoszenia konkursu na stanowisko zajmowane od lat przez Jacka Głomba. W grudniu była internetowa akcja legnickich aktorów publikujących piosenki i filmiki w obronie szefa nadal akceptowanego przez zespół. Zastanawiam się serio, co można jeszcze realnie zrobić dla legnickiej sceny. Ile protestów podpisać, jak wiele opublikować tekstów tłumaczących nieracjonalność i przedwczesność tego posunięcia dolnośląskich władz – zwłaszcza w dobie pandemii. Dlaczego trzeba nieustannie powtarzać, że nie ma sensu psuć, czyli naprawiać na siłę instytucji, która dobrze działa. Cezary Przybylski i reszta propaństwowców z urzędu marszałkowskiego póki co upiera się przy swoim i nie wiem, co mogłoby ich z tego uporu wytrącić.

Teatr na wiele sposobów próbował w ostatnich latach i miesiącach powstrzymać szaleństwo decyzyjne organizatorów. Zazwyczaj się nie udawało, co najwyżej kandydata absurdalnego lub procedurę haniebną zastępowano nominantem w miarę akceptowalnym przy lekkim tylko nagięciu nie tyle przepisów, co dobrego obyczaju. Czy naprawdę jedyną bronią teatru przed urzędnikiem jest gest rezygnacji, zgoda na podejrzany kompromis, próba ocalenia nie siebie, a mitycznej substancji? Podejrzewam, że legnicki zespół za chwilę przećwiczy cały repertuar aktów oporu, jaki wypracowaliśmy ostatnio. Zmobilizuje się widzów, namówi całą teatralną Polskę na akcję solidarnościową, oflaguje teatr, pójdzie się z wizytą interwencyjną do urzędu, poprosi autorytety z tamtej politycznej strony o wsparcie. Można próbować ruchów zakulisowych, można szukać prywatnych kanałów dojścia do właściwych uszu, ust i móżdżków. W mediach zapiszemy oburzenie, prześwietlimy komisję konkursową.

Ja przypomnę, że urzędowi marszałkowskiemu jeszcze się żaden konkurs na dyrektora teatru nie udał, powołam się na smutę we wrocławskim Teatrze Polskim i wielką nędzę tej sceny trwającą po dziś dzień. Nic tamta afera Cezarego Przybylskiego nie nauczyła. Polityk, który nie analizuje własnych błędów i nie działa tak, by ich uniknąć w przeszłości, gra co najwyżej w lidze Jacka Sasina, i nie chodzi mi o ligę stanowiskową tylko mentalnościową. Jeśli Bezpartyjni Samorządowcy ze sporą pomocą dolnośląskiego PiS przeforsują zmianę Głomba na drodze konkursu, będą mogli z dumą zmienić swoją nazwę – na przykład na Bezideowych Dyletantów albo Antydemokratycznych Pomagierów. Cała polska ironia – domaganie się w tym legnickim przypadku otwartego konkursu na stanowisko dyrektora teatru – jest działaniem wymierzonym w teatralną demokrację wspierającą zachowanie pozaproceduralnego status quo.

Jacek Głomb i jego zespół mają w tej chwili poparcie niemal całego środowiska dyrektorów, aktorów i recenzentów, a przeciwko lokalnego dziennikarza z „Gazety Piastowskiej”, każdym niemal tekstem próbującego przebić legnicki balon. Lokalny krytyk nie tylko sarka na nowe pandemiczne i internetowe produkcje Modrzejewskiej, zabrał się nawet za przeszłość. I nagle okazuje się, że artystyczny sukces takiej na przykład "Ballady o Zakaczawiu" był od początku kontestowany przez część krytyki nieakceptującej estetyki Głomba i pracujących w Legnicy reżyserów. Rozumiem, że pronarodowa krytyka będzie teraz szukała wszystkich negatywnych recenzji, jakie spektakle Głomba dorobiły się przez ostatnie 25 lat. Teza, którą trzeba udowodnić, jest prosta jak drut. Renoma legnickiej sceny to efekt automarketingu, zmowy elit krytycznych, indoktrynacji widza i fałszywego pojmowania misji teatru. Jak wróg narodu i postępowego społeczeństwa mógł tak długo utrzymać się na stanowisku? Recenzent „Gazety Piastowskiej” zanurza się w archiwach, czyta i główkuje, jak działa ten mechanizm wspierający Głomba. Wyłowił już opinie Piotra Gruszczyńskiego o kiczu w "Balladzie o Zakaczawiu", zapewne za chwilę odkryje moją recenzję z "Obywtela M". i wyjdzie mu, że Głomb z pomocą Kowalewskiego bardzo chciał gloryfikować postkomunistę Leszka Millera, tylko mu przedstawienie nie wyszło.

Zawsze moje obrzydzenie wzbudzali autorzy piszący o teatrze tak, by zadowolony był najbardziej największy nieprzyjaciel teatru. Recenzenci na usługach urzędu, partii, sekty. Pan z „Gazety Piastowskiej” wypisuje swoje pseudohistoryczno-teatralne analizy tylko po to, by przeczytali go urzędnicy od marszałka, by w razie wzrostu temperatury publicznej debaty na temat legnickiego teatru mogli wyciągnąć wydruki i wycinki na stół i argumentować, że teatr Głomba upadał od 25 lat, że nie cała krytyka go chwali, proszę, a panu Adamowi Kowalczykowi się nie podoba, on jest taki obiektywny, konserwatywno-narodowy, ale obiektywnie. Nic tak nie dziwi i nie przeraża, jak dobre pióro w służbie złego.

Chciałbym jakoś wesprzeć i pocieszyć Głomba i jego zespół, ale jestem zły, smutny i bezradny. Pisanie ma dziś siłę tylko wtedy, gdy korzysta z niego władza o złych intencjach. Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek z Bezideowych Dyletantów czytał krytykę swoich zamiarów i posunięć. Kowalczyka czytają i poklepują.

Źle wygląda sprawa legnicka. Władza prze do konkursu, jak na razie nie ma żadnych dowodów, że będzie to tylko konkurs pro forma. Jeśli będzie pro forma to nie dla Głomba. Oczywiście Głomb powinien do niego stanąć, powinniśmy patrzeć na skład komisji, na nazwiska kandydatów. Znowu znajdą się karierowicze szukający swojej szansy w zamęcie, jaki trawi układ artyści-urzędnicy.

Mam nadzieję, że Legnicę uratuje ulica. Że na wiosnę stan społecznego wzburzenia będzie tak wielki, kryzys tak straszny, demonstracje antypisowskie i antykwarantannowe tak potężne, że marszałek będzie miał naprawdę ważniejsze rzeczy na głowie niż gaszenie kolejnego teatralnego pożaru. Sprawa Głomba zostanie przykryta naprawdę ważnymi sprawami i dla regionu, i dla Polski.

Nadzieja umiera ostatnia.

(...)

(Łukasz Drewniak, "K/282: Smutne kawałki", http://teatralny.pl, 13.01.2021)