Mijający rok 2020 był najtrudniejszym w całej 43. letniej historii legnickiego teatru. Nawet kilkumiesięczne zawieszenie teatru i restrykcje stanu wojennego nie miały tak katastrofalnych skutków dla sztuki scenicznej i teatralnej publiczności jak to, co stało się wraz z pandemią i wywołanym przez nią chaosem. Już pierwsze i jednostkowe polskie przypadki covid-19 z początku marca spowodowały paraliż teatralnego życia. Teatr ratował się jak potrafił przenosząc się do sieci. Trudno jednak o wątpliwość, że to  tylko proteza na przeżycie.


Nie będzie to tekst o finansowych skutkach pandemii, bo te - chociaż dotkliwe - nie były i nie są  najważniejsze. Zdecydowanie gorsze są skutki artystyczne i odcięcie twórców oraz publiczności od żywego uczestnictwa w życiu teatralnym. Podliczmy te straty. Przynajmniej te najdotkliwsze dla legnickiej (chociaż nie tylko) widowni i miłośników żywego teatru.

Ani razu nie udało się zagrać wstrząsającego, pełnego emocji spektaklu "J_d_ _ _ _e. Zapominanie" Artura Pałygi w reżyserii Pawła Passiniego (premiera w maju 2019 roku na Scenie na Nowym Świecie). Inspirowane reporterską książką Anny Bikont „My z Jedwabnego” legnickie  widowisko miało zostać wznowione wiosną. Tylko w kwietniu planowano osiem wystawień tej sztuki, w tym pięć wieczornych. Szanse na obejrzenie spektaklu stracili nie tylko widzowie, ale także członkowie komisji artystycznej 26. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

"Przedstawienie Teatru im. H. Modrzejewskiej w Legnicy jest znakomite, poruszające i trzyma w napięciu do ostatniej minuty. Publiczność - przynajmniej na moim spektaklu - bała się poruszyć, zakaszleć - pełne skupienie, czasami na granicy łez. Aktorzy świetni - niektórzy moi ulubieni znakomici, nawet w roli oprawcy, jak Laudański. Dawno nie widziałam TAK poruszającego spektaklu" - pisała była wieloletnia wrocławska korespondentka PAP Urszula Małecka. Niestety. Scena na Nowym Świecie w roku 2020 nie ruszyła nawet na chwilę.

Ledwie dwukrotnie i tylko na samym początku roku udało się zagrać czerpiącą inspiracje z wątków powieści Jerzego Andrzejewskiego i wielkiego filmu Andrzeja Wajdy legnicką realizację sztuki "Popiół i diament - zagadka nieśmiertelności" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk w reżyserii Marcina Libera. Tymczasem chodzi o "pięciogwiazdkowe spotkanie z upiorami, duchami i mitami, okazałe brzmieniowo, wizualnie, znaczeniowo oraz aktorsko" - jak napisano w uzasadnieniu tegorocznej Emocji, nagrody Radia Wrocław Kultura. Jak pisał jeden z recenzentów spektakl premierowo wystawiony w 100. rocznicę odzyskania niepodległości to był „kolejny strzał w dziesiątkę, który wtrąca się i prowokuje do dyskusji”.

"To sugestywne, ironiczne, błyskotliwe dzieło. Spektakl jest mądrze pomyślany (napisany, skonstruowany, wyreżyserowany), pięknie zagrany przez cały zespół aktorski, z muzyką i nowymi aranżacjami piosenek zaśpiewany, z możliwością szerokiej, otwartej, również tej bieżącej, politycznej interpretacji" zauważyła Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.

W marcu, po zaledwie kilku próbach, teatr zmuszony był przerwać próby do rzadko wystawianego dramatu Bertolta Brechta "Kaukaskie kredowe koło" w nowym przekładzie i adaptacji kierownika literackiego legnickiego teatru Roberta Urbańskiego. Reżyserujący tę sztukę Andro Enukidze i jego gruzińscy współpracownicy musieli opuścić Legnicę i wracać do swojego kraju. Nie było możliwości kontynuacji tego artystycznego przedsięwzięcia, nie było zatem ważnej premiery.

- Sięgnąłem po "Kaukaskie kredowe koło" by przywołać na scenie smak, egzotykę i koloryt Gruzji i Kaukazu. Będzie kostiumowo, ale jednocześnie bardzo współcześnie, bo przywołane w tej opowieści problemy społeczne i moralne się nie zmieniły. Tym bardziej, że robimy to po brexicie, gdy świat po okresie integracji najwyraźniej ulega rozpadowi, czego dowodem są także narastające nacjonalizmy - zapowiadał i objaśniał motywy wyboru sztuki Andro Enukidze.

Chyba tylko cud sprawił, że pod koniec lutego doszło do premiery spektaklu "Fanny i Aleksander" Ingmara Bergmana w reżyserii Łukasza Kosa. To rozbuchane inscenizacyjnie widowisko z publicznością przemierzającą liczne teatralne przestrzenie udało się zagrać w końcówce zimy ledwie kilka razy. Później, nawet w okresie lekkiego poluzowania restrykcji epidemicznych, było to już niemożliwe. Ogromna strata. Recenzje były znakomite. Można by je mnożyć.

"Mało jest w Polsce zespołów, które byłyby w stanie tak wiarygodny sposób stworzyć tę bogatą, nieoczywistą panoramę rodziny, a zarazem zespołu teatralnego, mikrospołeczeństwa czy społeczeństwa w ogóle; które byłyby w stanie nasycić ją takimi pokładami dobrej energii i prawdziwych międzyludzkich relacji, niczym palimpsest przebijających się przez wiele poziomów narracji artystycznych - pisał Tomasz Domagała na swoim blogu.

Wykorzystanie wakacji na próby i częściowe zniesienie obostrzeń umożliwiły też we wrześniu legnicką premierę "Króla Leara" Szekspira w reżyserii Anny Augustynowicz, koprodukcji teatrów w Legnicy i Opolu z udziałem aktorek obu scen oraz z Mirosławem Zbrojewiczem w roli tytułowej. Udało się zagrać kilka przedstawień tej sztuki na legnickiej scenie, ale opolskiej premiery tego spektaklu zaplanowanej na listopad już nie było. Nie doszło też do żywej prezentacji przedstawienia na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Sytuacje ratowano bezpośrednią transmisją internetową spektaklu wprost ze Sceny Gadzickiego. Nie trzeba jednak dodawać, że nie o to chodziło.

Teatr pandemiczny ratował się w jedyny dostępny mu sposób całkowicie burząc swoje teatralne plany, zmieniając repertuar i dostosowując go do wymogów sieci. Tak, w okresie całkowitej izolacji, powstał w maju filmowy i zespołowo zrealizowany dwuczęściowy "Nowy Dekameron" wg Boccaccia, pierwsza polska premiera teatralna w sieci.  Były też kolejne sieciowo-filmowe premiery, takie jak "E-migrant" Martyny Majewskiej czy polsko-ukraińskie "Chlebem i solą"/„Хлібом-сіллю” w reżyserii Rafała Cielucha z udziałem aktorów z Legnicy i Iwano-Frankiwska. Na scenę aktorzy wrócili w grudniu wraz z pierwszym odcinkiem teatralnego serialu Magdy Drab "5.0" w reżyserii Piotra Ratajczaka. Jednak publiczność mogła go oglądać wyłącznie na ekranach komputerów. Wyłącznie w sieci, choć także w formule transmisji live, można było w grudniu obejrzeć i posłuchać koncertu legnickiego tercetu folkowego HuRaban.

Była też krótka nadzieja na powrót do normalności. Takie było sześć  sierpniowych przedstawień plenerowych na dziedzińcu Zamku Piastowskiego w Legnicy, gdzie wystawiono "Człowieka na moście" Roberta Urbańskiego w reżyserii Jacka Głomba oraz „Skarb wdowy Schadenfreude” tego samego autora wyreżyserowany przez zmarłego nagle na początku roku Lecha Raczaka. We wrześniu publiczność miała także (ograniczoną, ale jednak) możliwość obejrzenia na żywo dramatyzowanego czytania dramatu białoruskiego opozycjonisty i dramatopisarza Andreja Kurejczyka. Jego "Niebo", które stworzono w kilka dni pod reżyserskim okiem Łukasza Kosa, to  jednak sztuka warta pełnowymiarowej realizacji.

Częściowe odmrożenie teatru wykorzystano także do uruchomienia cyklu "Modrzejewska szuka komedii". Jednak tylko pierwsze z planowanych dramatyzowanych czytań, czyli "Zemsta" Fredry w reżyserii Aliny Moś-Kerger, odbyło się z żywym udziałem publiczności. Już druga pozycja cyklu, czyli "Wszyscy chcą żyć" Hanocha Levina wyreżyserowane przez Łukasza Kosa, dostępna była wyłącznie online. Nie doszło do zaplanowanych na grudzień finałowych prezentacji dramatyzowanych czytań w reżyserii trojga finalistów "Czytelni Modrzejewskiej", a tym samym do wyłonienia zwycięzcy tego konkursu i pandemicznego projektu wsparcia młodych reżyserów.

Całkowicie zawalił się tegoroczny plan artystycznych podróży. Nie doszło do jesiennego objazdu w ramach Teatr Polska z wyreżyserowanym autorsko spektaklem duetu Paweł Wolak - Katarzyna Dworak-Wolak "Wierna wataha". Spektakl nakręcono na Scenie Gadzickiego, zmontowano i wyemitowano na stworzonej specjalnie do tego celu platformie wirtualnamodrzejewska.pl. Tylko w ten sposób mogła go obejrzeć publiczność w Chojnowie Bogatyni, Brzegu Dolnym, Głogowie, Żarach, Złotoryi oraz w Bolesławcu. Nie doszło do planowanej na jesień wyjazdowej prezentacji w Gruzji legnicko-batumskiej realizacji z udziałem aktorów z Legnicy i Batumi jaką jest ubiegłoroczna "Klasyczna koprodukcja" w reżyserii Jacka Głomba.

W roku 2020 legniccy twórcy teatru coraz częściej uczyli się fachu telewizyjnych realizatorów. Jednak nie z wyboru, ale z konieczności. Doświadczyli przy tym, że nic nie zastąpi żywego teatru z udziałem publiczności zasiadającej na widowni. Jej brak to największa strata jakiej doświadczyli w czasach zarazy, której końca nie widać.

Grzegorz Żurawiński