Okazją do rozmowy, którą wyemitowano w niedzielny wieczór 13 grudnia, w kolejną rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w PRL, było zaproszenie do oglądania telewizyjnej wersji spektaklu Teatru Śląskiego w Katowicach "Wujek.81. Czarna ballada" wyreżyserowanego przez Roberta Talarczyka z zapisu VOD Teatru Telewizji. Rozmowę przeprowadzono w ramach legnickiego projektu Przystanek Piekary.
Jacek Głomb: - Skąd pomysł na spektakl o tragedii na "Wujku"?
Robert Talarczyk: - Ja się wychowywałem i mieszkałem obok kopalni "Wujek". Miałem trzynaście lat, gdy to się wydarzyło. Mój ojciec tam pracował, moi wujkowie, a wcześniej dziadkowie mieszkali obok. Razem z kumplami poszliśmy, by zobaczyć jak to wygląda z bliska. Ostatecznie weszliśmy na dach dziesięciopiętrowego wieżowca i z tej perspektywy obserwowaliśmy, co tam się dzieje. Czyli czołgi, które podjechały, jeden rozwalający bramę, zomowców, którzy weszli na teren kopalni. Usłyszeliśmy strzały. Wróciliśmy do domu. Spotkałem się z ojcem, który wrócił po kilku dniach strajku i pierwszy raz widziałem łzy w jego oczach, kiedy opowiadał o tej rzezi górników. Zatem to dosyć osobista historia. Przy okazji nawiązaliśmy współpracę z Centrum Wolności i Solidarności, takim muzeum przy kopalni "Wujek". I gdy zbliżała się 35 rocznica tragedii postanowiliśmy zrobić coś razem i tak powstał ten spektakl.
JG: - Czyli jeden z tych chłopaków w spektaklu to ty?
RT: - Tak. Jeden z nich to ja.
JG: - Który?
RT: - To się zmienia, bo oni są konglomeratem mojego myślenia o świecie. Ale jest tam taki Rafał, co mówi że nie chce pracować "na grubie". A ojciec zawsze mnie straszył, że jak się nie będę uczył, a nie bardzo się uczyłem w liceum, to powtarzał: "ja ci znajda robota na grubie". A moja mama była fryzjerką, jak jednak z postaci w spektaklu.
JG: - Czyli cała to historia jest wzięta z twoich wspomnień?
RT: - Sporo jest tam moich wspomnień. Oczywiście jest to wymieszane, są tam różne tropy. Kto zna moją rodzinę, to znajdzie w spektaklu nazwiska o zbliżonym brzmieniu. Tropy są mylone, ale tak. To jest bardzo osobista opowieść.
JG: - Na ile wersja telewizyjna różni się od oryginalnej teatralnej?
RT: - Przede wszystkim musieliśmy ją skrócić do osiemdziesięciu paru minut. W oryginale było to 2 godziny i 15 minut z przerwą. Musieliśmy wyciąć kilkadziesiąt minut.Trochę inaczej poukładać chronologię, poucinać fragmenty piosenek. Oryginalny spektakl był bardziej epicki, rozbudowany. Wersja telewizyjna jest bardziej skondensowana. Do tego nagraliśmy oryginalny plener, czyli scenę finałową na dachu, jest także filmowa scena na kopalni i scena rozmowy ze świętą Barbarą.
O czym jeszcze rozmawiano? M.in. o wyraźnie muzycznej formule przedstawienia. Ale nie tylko. - Tak naprawdę ten spektakl, ani wcześniej film Kutza ("Śmierć jak kromka chleba", film ten o godz. 20.00 wyemitowała tego dnia TVP Kultura - @KT), jak na razie współcześnie nie rezonuje. Najwyraźniej lokalność nie jest w modzie. Świat kręci się w Warszawie - zauważył w pewnej chwili Robert Talarczyk. Obaj rozmówcy wspominali także zmarłych już wybitnych aktorów, "ostatnich prawdziwych Ślązaków na scenie", którzy wystąpili w spektaklu: Jana Bógdoła i Bernrada Krawczyka. Obaj reżyserzy mieli okazję z nimi współpracować.
OBEJRZYJ zapis całej 16.minutowej rozmowy. Spektakl "Wujek.81. Czarna ballada" jest TUTAJ!
Grzegorz Żurawiński